Amitai mimo, że przebywał na strychu, czyli
w najbardziej oddalonej części zamku, także usłyszał dzikie wrzaski z parteru. Zaniepokojony
wbiegł na schody prowadzące do holu, za nim podążył nieodłączny Zamir,
odbezpieczając ukradkiem ukrytą w rękawie broń. Obaj spodziewaliby się prędzej
napadu gwiezdnych piratów, ataku Odrzuconych, niż tego co zobaczyli. Pokonywali
właśnie ostatnie schody, kiedy w ich kierunku podryfował zawieszony w powietrzu
Sevi. Płynął jakiś metr nad ziemią, niczym podtrzymywany niewidzialną ręką
ducha. Wyglądał jakby spał. Na jego widok Amitai prawie zapomniał z wrażenia
oddychać. Dopiero potężny cios w plecy zawsze czujnego dowódcy spowodował, że ze
świstem wciągnął powietrze. Chłopak prawie wcale nie zwrócił uwagi na kotłujących
się w dole mężczyzn. Tego na którym siedział Yuriko z pewnością skądś znał, nie
mógł sobie jednak przypomnieć skąd. W tej chwili dla niego najważniejszy był
Lisek. Jego mały, zawsze taki radosny i pełen życia Lisek, o którym nie udało
mu się zapomnieć nawet na chwilę, nareszcie wrócił do domu. Parszywym demonom
nie udało się go całkowicie odizolować od rodziny. Szczupła twarz o delikatnych
kościach policzkowych nosiła ślady przeżytych katuszy. Pasmo włosów biegnące od
czoła było teraz najwyraźniej siwe, zamiast blond jak to pamiętał. Na wysokim
czole zarysowała się pionowa bruzda. Jak bardzo musiał cierpieć zdany na łaskę
Odrzuconych z dala od najbliższych mu osób.
- Mój ty biedaku…
– wyszeptał i omal nie spadł ze schodów, robiąc nieostrożny krok do przodu. Na
szczęście został powstrzymany przez silne ramię, które owinęło się wokół jego
talii niczym ratunkowa lina.
- Opamiętaj
się! Nie widzisz wokół niego pola siłowego? – Zamir stanowczo przycisnął do
siebie szarpiącego się chłopaka, który był tak zaszokowany widokiem brata, że
nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego co robił.
- Musze z
nim porozmawiać… Wyjaśnić… - Amitai nie miał zamiaru dać za wygraną. Tyle czasu
czekał na podobna okazję. Pokaże Liskowi, jak bardzo go kocha, wytłumaczy
nieporozumienia, znowu będą razem na dobre i złe.
- Nie bądź
idiotą, Sevi jest teraz zbyt niebezpieczny. Twierdza cię do niego nie dopuści. Wykaż
choć odrobinę rozsądku! – Musiał wytężyć wszystkie, niemałe przecież siły, bu
powstrzymać uparciucha, który niespodziewanie pochylił się do przodu. Poczuł
ostre zęby na swoim przedramieniu. – Ty żmiju jeden, nie gryź!
- Odwal się!
– warknął Amitai, ale już o wiele spokojniej. Zrozumiał, że mężczyzna miał
rację. Należało skonsultować się z rodziną, pochopnym postępowaniem mógł
jedynie zaszkodzić bratu. Jego egoistyczne pragnienia musiały zaczekać. Poznał
już nieco możliwości Odrzuconych, nie warto było ryzykować.
- Odprowadzę
cię do sypialni. – Zacisnął szorstką od używania broni dłoń na sztywnym z
emocji ramieniu. Chętnie by go pocieszył, nie miał jednak pojęcia jak się do
tego zabrać, jako prosty żołnierz nie bardzo umiał zachować sytuacjach
wymagających delikatności. Doskonale wiedział, że za zbytnie spoufalanie się
mógł jedynie zarobić w gębę. Jego narzeczony nie był bynajmniej żadnym
chucherkiem.
- Trzeba najpierw
sprawdzić …- Chłopak spojrzał w dół, ale na parterze nie było już nikogo,
wszyscy zniknęli jak zaczarowani.
- Oni już
sobie sami poradzą. Ty mi lepiej powiedz, kim był ten wielki facet na którym
siedział książę.
- Właściwie,
to sam nie bardzo wiem. Ale jak się tak zastanowić, bardzo przypomina zmarłego
towarzysza cesarskiej pary – Kayla. Może to jakiś krewny?
- Kayl? –
Zamir był autentycznie zaciekawiony. Poza tym chciał odwrócić uwagę
zdenerwowanego chłopaka od brata.
- To był
najstarszy syn cesarza Infernatu, który przybył do Sheridanu z jakąś misją. Tam
poznał Yuriko i Ashlana, stali się nierozłączni. Tacy przyjaciele na śmierć i
życie, jeśli u was istnieje podobne pojęcie. Ponoć byli też kochankami. –
Cierpliwe wyjaśniał wszystko Amitai, starając się skupić na tu i teraz. Jeszcze
jeden rozhisteryzowany syn nie był nikomu potrzebny. – Znam jedynie opowieści,
widziałem też kilka portretów całej trójki. Raz nawet byłem w krypcie, gdzie
spoczywał w szklanej trumnie, razem z bratem.
- Dawno nie
żyje? – Trzymając rękę na ramieniu pokierował nim wprost do jego pokoju. Dobrze
byłoby gdyby się uspokoił zanim zobaczy się z rodzicami.
- Został
pchnięty zatrutym sztyletem przed moim narodzeniem. Uratował życie Yuriko. Nie
wydano go rodzinie, choć bardzo o to zabiegała. Zbudowano dla niego specjalny
grobowiec w pałacowym parku. Ashlan i Yuriko nie potrafili rozstać się z nim
nawet po śmierci.
- Piękna
historia. – Usiedli na dywanie w sypialni Amitaia przed płonącym kominkiem.
Zbliżała się pora kolacji.
***
Dwa korytarze i jedną parę schodów dalej, w
jednej z najbardziej okazałych komnat w Twierdzy, na wielkim łożu z baldachimem
trójka mężczyzn siedziała, spoglądając sobie niepewnie. Żaden z nich nie
odważył się przerwać ciszy. Słychać było jedynie przyspieszone z emocji oddechy
i trzaskające w kamiennym kominku polana drewna. Zarówno Ashlan jak i Yuriko
nie mogli oderwać oczu od ukochanej, tak długo opłakiwanej twarzy. Książę robił
to otwarcie, jego oczy przepełniała miłość do tak cudownie odzyskanego
kochanka. Czule dotknął jego dłoni, ich palce natychmiast splotły się w
uścisku. Na szerokich ustach natychmiast zagościł uśmiech. Tymczasem cesarz
siedział sztywno, z dumnie uniesioną głową. Jego serce szarpało się gwałtownie
w piersiach, ale nie uczynił żadnego gestu by pokazać, że był równie szczęśliwy
co jego towarzysz. Patrzył spod długich rzęs, starając się nie dopuścić, aby
zdradziły go piekące łzy, które same cisnęły się do oczu. Nie zasłużył na serdeczne
powitanie. Kayl na pewno doskonale pamiętał wszystkie jego grzeszki. To jak
nimi wzgardził, opuścił w trudnej chwili, przyczynił się do cierpienia i próby
samobójczej Yuriko, którego nazwał potworem i nie potrafił od razu zaakceptować
jego odmienności. Nie sądził, by mu kiedykolwiek wybaczył. Zagryzł zbyt mocno
usta, aż popłynęła krew. W odpowiedzi mąż jego również ujął pieszczotliwie za
rękę. Zapomniał, że przed nim niczego nie potrafił ukryć.
- To radosny
dzień, a wy macie takie smętne miny. – Yuriko doskonale czuł narastające napięcie
między towarzyszami – wrogie milczenie Kayla oraz chłód Ashlana nie były mu
przecież obce. Powietrze stało się ciężkie od niewypowiedzianych słów.
Najwyraźniej hamowali się ze względu na niego. Na początek liczą się nawet
najmniejsze zwycięstwa. Kochał obydwu i z żadnego nie miał zamiaru zrezygnować.
Westchnął. – Sevi wrócił, możemy w końcu pozbyć się Odrzuconych i uwolnić
naszego syna . Nasza trójka znowu jest razem. Co z wami?! Minęło tyle lat, a wy
nadal macie zamiar drzeć koty? Nie możecie wreszcie zapomnieć i podać sobie
rąk?
- To nie
takie proste. – Kayl włożył za ucho zbłąkane pasmo czarnych włosów mężczyzny. Ashlan
poruszył się niespokojnie i zmielił w ustach przekleństwo. Nigdy nie umiał zbytnio
panować nad zazdrością, a ten przerośnięty drań doskonale o tym wiedział. Przez długi czas Yuriko należał tylko do
niego. – Dla was minęło już ponad dwadzieścia lat, dla mnie to było niczym długi
sen po męczącym dniu. Ostatnie co pamiętam, to sztylet w rękach szalonego
starucha, ojca tego tutaj. – Posłał cesarzowi krzywe spojrzenie
- Loren
dawno nie żyje. – Miał ochotę palnąć obydwu w durne łby. Byli najbardziej
dumnymi i upartymi osobami jakie znał. O sobie jakoś zapomniał. – Natomiast Ten
Tutaj, jak go nazwałeś, przez te wszystkie lata był wspaniałym, oddanym mężem i
ojcem. Ludzie z wiekiem dojrzewają, mam nadzieję, że potrafisz to zrozumieć. –
Nachylił się i pocałował delikatnie zaciśnięte w wąską kreskę usta. Ci dwaj z pewnością
doprowadzą go szybko do szaleństwa. Dlaczego u licha nie poprzestał na jednym
facecie?
- Próbujesz
mnie zmiękczyć? – Kayl chętnie kontynuowałby to co zaczęli, ale mężczyzna już się
odsunął i patrzył na niego wyczekująco. Prychnął, ale posłusznie odwrócił głowę.
Zmierzył sztywnego rywala niechętnym wzrokiem. – Wygląda tak samo - koszula bez
jednego zagięcia, nieskazitelnie białe portki, wypiłowane na wysoki połysk pazury,
modnie ulizane platynowe kłaki i nadęta mina. No chyba , że mówisz o tych
zmarszczkach w kącikach oczu?
- Chcesz mnie
zdenerwować? – Odezwał się wyniośle Ashlan. – Za to w przeciwieństwie do ciebie
mam kilka zwojów więcej. – Potrząsnął głową, jasne włosy wymknęły się spod
zapinki i rozsypały po ramionach.
- Ilość
niekoniecznie przekłada się na jakość. – Posłał mu słodziuteńki uśmieszek Kayl
i przeciągnął potężne ciało. Może cesarz był niezmiernie opanowanym
człowiekiem, ale on doskonale wiedział jak wyprowadzić go z równowagi. Poza tym
nie powinien wyglądać aż tak dobrze, to nienormalne. Oczy same uciekały coraz
niżej, czyli tam gdzie absolutnie nie powinny. Ten staruch miał dwie dziesiątki
lat więcej od niego, stanowczo powinien być brzydszy!
- Czy ja
właśnie oglądam zawody pod tytułem – ,,Kto potrafi być złośliwszy”? A może
jeszcze jestem w szkole? – Yuriko miał ich szczerze dość. Chyba był jednak zbyt
naiwny w swoich oczekiwaniach. Liczył na wielkie pojednanie w stylu –
zostawiamy przeszłość za sobą, razem na wieczność, miłość do utraty tchu. Spotkał
go srogi zawód. Dojrzali mężczyźni, też coś – parsknął w duchu. Miał u swojego
boku dwa cholerne koguty, które stroszyły pióra i kłapały dziobami. Chcieli ze
sobą walczyć? Śmiechu warte! – Monologował w myślach. Nawet nie zdawali sobie sprawy,
że bezwiednie się do siebie wdzięczyli, pokazując swoje największe atuty.
- Wybacz kochanie,
ciężko się rozmawia z kimś na tym poziomie. Biedakowi wszystko poszło w mięśnie,
na nic innego już nie starczyło, więc chyba rzeczywiście nie powinienem od niego
zbyt wiele wymagać. – Oświadczył z pozornie ugodową miną Ashlan, jednocześnie wtulając się
w bok męża, co nie było dobrym pomysłem, zważywszy na jego zły humor.
- Dawno nie
mieliśmy cichych dni co? – Uszczypnął w ramię nieznośnego mężczyznę, który nie
wykazał ani odrobiny zrozumienia dla jego pokojowych negocjacji. W pewnym
sensie go rozumiał, ale tylko w pewnym. Najwyraźniej nadal kochał Kayla i
pragnął pojednania. Cierpiał dotkliwie z powodu odrzucenia, ale nie potrafił
przełamać dumy i poprosić ponownie o wybaczenie. Odpowiadał atakiem na atak,
zamiast zdobyć się na szczerość.
- Czyżbyś
właśnie zamknął sobie drogę do raju? – Kayl przysunął się z drugiej strony do
Yuriko. Również został uszczypnięty i z sykiem odskoczył. – Za co? Sam
powiedziałeś, że zarobił minusa!
- Chyba
powinienem wam coś uświadomić – Yuriko wzniósł oczy do góry, modląc się o
świętą cierpliwość. Będzie jej prawdopodobnie potrzebował naprawdę dużo. – Jestem
okropnie zachłannym facetem, chcę was obydwu, zarówno w łóżku jak i w życiu. Ta
sprawa nie podlega żadnym negocjacjom. Wszystko albo nic. Więc macie się
dogadać, nie obchodzi mnie jak to zrobicie. – Wstał z łóżka. – Idę pod
prysznic, spotkamy się na kolacji. – Poszedł do łazienki, nie oglądając się za
siebie. Wiedział, że mężczyźni tak łatwo nie dojdą do porozumienia, zadali
sobie zbyt wiele ran. Sam nie miał z tym żadnego problemu, taki miał charakter.
Dla niego szczęście partnera, miłość, lojalność, wspólnie przeżyte chwile były
najważniejsze. Ashlan swoim zachowaniem po ślubie z nadwyżką zrekompensował mu wszystkie
przykrości jakich od niego wcześniej doznał. Rozebrał się i puścił wodę, szklana
kabina natychmiast zaparowała. Mimo szumu, ani na chwilę nie przestał
nasłuchiwać. Obawiał się, czy bez niego jako negocjatora, dojdzie w końcu rękoczynów.
Całe szczęście, że Lirael zajęła się Sevim oraz pozostałymi domownikami. W
pokoju było jednak cicho, wręcz podejrzanie cicho.
***
Mężczyźni
siedzieli bez ruchu, dopóki nie usłyszeli szumu wody. Dopiero wtedy odważyli
się na siebie spojrzeć. Ciemne oczy patrzyły z niechęcią w błękitne, które nie
zdradzały o dziwo żadnych wrogich zamiarów. Kayl był zaskoczony rozwagą i
spokojem Ashlana. Spodziewał się chłodnej uszczypliwości, zagrań w rodzaju – on
należy do mnie, a ty tu jesteś zbędnym dodatkiem. Doskonale radziliśmy sobie
bez ciebie, więc zniknij z naszego obrazka.
- Nie chcę
się kłócić, to nie ma sensu. Musimy wypracować jakiś rozejm. – Zaczął wypranym
z emocji głosem cesarz. On się rzeczywiście zmienił, zmienił bardziej niż Kayl
skłonny był przyznać. Miał przed sobą mężczyznę, nie łatwego do zmanipulowania
młodzika.
- Jak ty
sobie to wyobrażasz? Nie dotknę cię nawet przez rękawiczkę! – wyrwało mu się z głębi
serca. Jakiś błysk prawdziwych uczuć przemknął przez bladą twarz, ale zgasł
zbyt szybko, by mężczyzna mógł zdecydować czym był naprawdę.
- Wiem,
naprawdę wiem. Nie oczekiwałem niczego innego. – Blask w niebieskich oczach
całkiem przygasł. Doskonale wiedział jak będzie, więc dlaczego tak bolało?
- Możemy
chyba przynajmniej poudawać zaprzyjaźnionych? – zaproponował niepewnie. –
Największy problem będzie w sypialni. Jeśli jednak skupimy się na Yuriko,
powinniśmy dać radę. – Pomysł sam w sobie nie wydawał mu się taki najgorszy,
właściwe to był z niego całkiem zadowolony. Spojrzał na Ashlana, który przez
chwilę siedział w milczeniu ze spuszczoną głową. Cała duma i wyniosłość gdzieś
zniknęły, pozostawiając jedynie smutnego, załamanego mężczyznę, któremu właśnie
odebrano wszystko co cenił w swoim życiu najbardziej.
- Nie
potrafię tego zrobić. Przykro mi Kayl – wyszeptał. Dla byłego partnera był tak
wstrętny, że nie potrafił go nawet dotknąć. Chciał zamienić ich związek w farsę,
teatrzyk zimnych cieni. Nie widział dla nich ratunku, stracił jakąkolwiek
nadzieję. Zsunął się z łóżka i szybkim krokiem ruszył do drzwi. Jeszcze moment
i zupełnie by się rozkleił.