Odkąd Sevi pozwolił Bezimiennym wniknąć w swoje ciało, miał wrażenie, że
trwa w zawieszeniu gdzieś pomiędzy niebem a ziemią. Z początku był zadowolony
ze swojego stanu i biernie poddawał się władzy odrzuconych duchów Czarnych
Gwiazd, wypełniając wszelkie polecenia i sugestie z ich strony, zupełnie nie zastanawiając
się nad tym, co robił. Tak naprawdę było mu wszytko jedno. Żałował, że nie
pogrążył się w oceanie. Nie widział sensu swojego istnienia. Umysł chłopca
pokrywała gęsta mgła, przepuszczająca tylko nieliczne wspomnienia. Zazwyczaj
dotyczyły one ,, krzywd'', jakich doznał ze strony oziębłych rodziców,
dbających jedynie o to, co ludzie powiedzą i nieliczących się zupełnie z
uczuciami syna; zdrajcy Amitaia, który bez wahania podeptał jego bezbronne
serce czy nachalnego zboczeńca Dave'a. Dlatego odsuwał je od siebie jak
najdalej, wolał dryfować myślami w pustce. Wtedy dojmujący ból, jaki czuł w
okolicy serca, znikał, a on trwał w stanie przypominającym letarg - tyle że
chodził, mówił, nawet zastępował Ashlana w jego obowiązkach. Dworzanie zaczęli
się go bać, traktując jak niebezpiecznego szaleńca, którego władzy nie mogli w
żaden sposób podważyć. Padali na twarz, kiedy tylko go zobaczyli. Z początku,
owszem, próbowali się buntować, ale po kilku krwawych pokazach mocy księcia przestali,
obawiając się o życie swoje i najbliższych. Nie mieli pojęcia, co się stało z
psotnym, uroczym łobuzem, jakim wcześniej był Sevi i którego wszyscy kochali.
Dlaczego zamienił się w żądnego krwi potwora, karzącego za najmniejsze
przewinienie? Nie wiedzieli, gdzie podziała się cesarska para. Krążącym po
kątach, coraz bardziej nieprawdopodobnym plotkom nie było końca. Wszyscy mieli
jednak nadzieję, że Ashlan wróci i zrobi porządek ze swoim szalonym synem.
Bezimienni uważali się za wyjątkowo sprytnych i inteligentnych, wybierając,
ich zdaniem, najsłabsze ogniwo. Według nich Sevi jako rozpieszczony jedynak, w
dodatku niesamowicie samowolny i dumny, idealnie nadawał się do ich planów.
Chcieli odzyskać ciała, dzięki fizycznej powłoce bez trudu zapanowaliby nad
całymi Galaktykami. Mieli nadzieję na powrót do starych, mrocznych czasów,
kiedy wszyscy drżeli na choćby sam dźwięk ich imion. Niestety mogli jedynie opętać
kogoś, u kogo w żyłach płynęła krew Czarnych Gwiazd. Chłopak był młody i bardzo
niemądry, kierował się głupimi emocjami, którymi oni gardzili, niezdolni do ich
odczuwania. Sprawili, że znienawidził swoją rodzinę. Teraz mogli nim dowolnie manipulować,
bez obawy, że ktoś stanie im na drodze. Błąkającym się demonom szczególnie
zależało na jego potomstwie. Sztuczne zapłodnienie było rzadko wykorzystywaną
metodą, ale w ten sposób mieliby od razu więcej ciał we władaniu. Potrzebowali
jednak kogoś, kto wychowa dzieci, póki nie staną się samodzielne. Nie ufali
nikomu i z tego powodu książę był im niezbędny.
Sevi, przytłoczony swoim bólem, pozwalał Bezimiennym niemal na wszystko.
Ciągle odtwarzał w głowie ostatni dzień, kiedy widział swoich rodziców.
Przepełniające go emocje opadały bardzo powoli, czuł się mocno skrzywdzony.
Zawsze kochany i rozpieszczany, nie mógł zrozumieć ich zachowania. Co im
szkodziło pobłogosławić jego związek z Amitaiem, przecież oprócz nich i tych
kilku uczonych nikt nie znał prawdy. Nie musieli się nią z nikim dzielić. Gdyby
go naprawdę kochali, dobro ich syna byłoby ważniejsze niż głupie plotki i jakiś
mityczny honor rodziny. Tym bardziej, że wśród arystokratycznych familii takie
związki bywały tolerowane.
- Nienawidzę was, jesteście
podli! Jestem dla was tylko przedłużeniem rodu! - krzyczał po nocach do
portretu, przedstawiającego Yuriko i Ashlana. - Amitai jest taki sam jak wy!
Idealny następca tronu! Ja nie jestem wam do niczego potrzebny. - Szlochał
gwałtownie, opadając na kolana. Nie czuł nawet, że rozbija je o marmurową
posadzkę, a nogawki jasnych spodni zabarwiają się krwią. Potem zazwyczaj opadał
z sił, pogrążając się w znajomej pustce, zaś ciche głosy wnet szeptały, co
powinien uczynić.
- Znajdź i zabij! - syczały mu do
ucha. - To my cię kochamy, zawsze będziemy z tobą. Oni uciekli, opuścili cię
razem z twoim zdradliwym bratem. Mają teraz syna, jakiego pragnęli, ty jesteś
jedyne zawadą. Wrócą i zamkną cię w wieży lub podadzą truciznę. Musisz być
szybszy. Pozbądź się ich wszystkich, upozoruj jakiś wypadek.
Książę rozesłał więc we wszystkich kierunkach szpiegów, których zadaniem
było odnalezienie prawdopodobnie porwanej pary cesarskiej - tak brzmiała oficjalna
wersja. Do następnego etapu wynajął kilku płatnych morderców, którzy mieli
dokonać zemsty w jego imieniu. Jakkolwiek by nie był wściekły i rozżalony,
zdawał sobie sprawę, że nie potrafiłby zrobić tego własnoręcznie. Bezimienni
popełnili jedną, sporą omyłkę, przykładając do chłopca identyczną miarę co do
siebie. Mimo że książę był niewątpliwie bardzo dumny i ambitny, to uczucia były
dla niego zawsze najważniejsze. Wychowany w pałacu wśród przepychu, nie cenił
zbytnio ani władzy, ani bogactwa. Miał je na codzień i doskonale znał ich cenę.
Ponieważ przez lata grał rolę beztroskiego jedynaka, mało kto zdawał sobie
sprawę z jego sprytu i inteligencji, a do wymykania się na małe, samodzielne
wypady i manipulowania Ashlanem trzeba go było naprawdę sporo. Wszyscy jednak z
powodu słodkiego wyglądu i niewinnego spojrzenia uważali go jedynie za psotne
dziecko, które jeszcze długo musi dojrzewać, zanim zostanie cesarzem. Nigdy nie
widział powodu, by wyprowadzać kogokolwiek z błędu, nie leżało to bynajmniej w
jego interesie.
Sevi szybko dowiedział się, gdzie przebywał
Ashlan i Yuriko. Okazało się jednak, że wejście do starożytnej Twierdzy Szkarłatnego
Mroku nie będzie takie proste. Yuriko był jej panem i Lirael słuchała tylko
jego rozkazów. Musiał wymyślić jakiś podstęp, żeby się tam dostać. Tymczasem
Amitai, z którego pragnął uczynić niewolnika na wzór Dave'a, zniknął bez
wieści. Szpiedzy nie wpadli na jego trop. Być może rodzice wiedzieli, gdzie się
podziewał. Skoro brat tak beztrosko odrzucił jego serce, miał zamiar uwiązać go
na łańcuchu niczym agresywnego kundla, nauczyć skomlić i podawać łapę na
rozkaz. Z tym pomysłem Bezimenni się nie zgadzali; uważali, że mężczyzna był
niebezpieczny i też powinien umrzeć.
W miarę upływu czasu Sevi zaczynał myśleć jaśniej. Coraz częściej wracały
do niego obszerne ciągi wspomnień, a nie tylko podsuwane przez demony
fragmenty. Bezimienni, zajęci spiskowaniem, nie zauważyli zmiany w jego
zachowaniu. Nawet jeśli potrafili nim manipulować, nie znali przecież myśli
chłopaka, a nad głupimi uczuciami, jak uważali, udało im się zapanować.
W pewnym momencie książę zdał sobie sprawę, że Bezimienni wcale nie byli
bezinteresownymi krewnymi, podającymi dalekiemu kuzynowi rękę w potrzebie.
Czerpali z ich ,, przyjaźni'' wiele korzyści. Nie miał pojęcia, do czego
zmierzają, ale najwyraźniej mieli swoje plany. Poczuł się wykorzystany i wzmógł
czujność, nauczył się wiele swoich spraw zachowywać dla siebie. Przestał ufać
głosom.
Wraz z napływem wspomnień zaczął tęsknić za rodziną i Amitaiem. Czuł się
strasznie samotny, znieczulająca wszelki ból fizyczny i psychiczny mgła,
otulająca do tej pory jego mózg, nieco się przerzedziła. Nie zmniejszyło to
żalu i smutku w jego sercu, ale pozwalało sprawniej myśleć. Siedział właśnie w
swojej sypialni i spojrzał na kalendarz. Dzisiaj była rocznica śmierci jego
trzeciego ojca, Kayla. Nigdy go nie poznał, ale nasłuchał się wiele dobrego o
tym dumnym wojowniku. Zawsze, kiedy narozrabiał, Ashlan wzdychał i mówił, że
wyłażą z niego pokręcone geny zmarłego tragicznie towarzysza.
Wyjrzał przez okno i spostrzegł, że zapadł już zmierzch. Na niebie widać
było jedynie cztery szkarłatne księżyce, gwiazdy pochowały się za chmurami.
Panowała cisza, zmącona jedynie chwilowymi odgłosami dźwięcznych kroków straży po
marmurowej posadzce. Od kiedy wprowadził nocne patrole i godzinę policyjną,
skończyły się krzyki i zabawy. Nikt już jak dawniej nie przemykał się po
korytarzach w poszukiwaniu kochanka. Nikt nie chciał narazić się księciu, który
lubił publicznie karać winowajców w dość okrutny sposób.
Z początku nowe zarządzenia były przez
dworzan dyskretnie ignorowane - dopóki lord June, który dopiero przed tygodniem
wziął ślub, został złapany w palmiarni ze spuszczonymi spodniami w
jednoznacznej sytuacji. Młody sierżant Melen, znany z chętnego oddawania swego
ciała w zamian za drobne przysługi, klęczał u jego stóp, z zapałem pochłaniając
sączącego się penisa. Obaj mężczyźni zostali skuci przez straż i następnego
dnia doprowadzeni do sali tronowej w porze posłuchań.
Poddani Sheridanu zawsze przybywali tłumnie i skrupulatnie korzystali z
możliwości załatwienia swoich spraw poza kolejnością. Dworzanie i urzędnicy
cesarscy mieli obowiązek uczestniczyć w tych spotkaniach. Ogromna komnata
pękała więc zazwyczaj w szwach, jedynym wolnym miejscem był jej środek, przez
który rozpościerał czerwony dywan, biegnący od drzwi do samego tronu. Kroczący
po nim nocny patrol z dwoma więźniami natychmiast przykuł uwagę wszystkich.
Wiele osób było niedawno na weselu lorda June i z dezaprobatą kręciło głowami.
Jego żona pochodziła ze znanej rodziny, a jej miłość do męża aż biła po oczach.
Uwiódł ją i poślubił z powodu ogromnego posagu. Eve była znaną medyczką, bardzo
lubianą i cenioną na dworze.
- Milordzie, czyżbyś się zgubił
wczoraj wieczorem i pomylił po ciemku sierżanta z nadobną Eve? - odezwał się
wyjątkowo spokojnie Sevi. Nie znosił ludzi igrających z uczuciami innych, a
zdrajców i wiarołomców nienawidził ponad wszystko. Przypominali mu Amitaia,
który najpierw się z nim kochał, a potem nagle zmienił zdanie, gdy na
horyzoncie pojawiły się pierwsze problemy.
- Proszę o wybaczenie, panie, to
się już więcej nie powtórzy. Rzeczywiście było ciemno, a mnie zdjęła okrutna
ochota... - tłumaczył się June, bynajmniej nie zażenowany, za to zgięty w
bardzo niskim, służalczym ukłonie. Czerwony jak burak Melen ukrywał się za jego
plecami, mimo niepochlebnych opinii o nim krążących, miał nieco więcej
przyzwoitości od swego kochanka.
- Mniemam, że ciebie też naszła,
bo zupełnie zapomniałeś o czekającej na tego pana młodej żonie? - zwrócił się
do żołnierza książę. Jego cichy głos mógłby zamrozić jezioro.
- Przepraszam... – udało się wyjąkać
mężczyźnie. Nigdy by nie pomyślał, że zarządzenia o porze nocnej będą tak
ściśle przestrzegane. Książę najwyraźniej planował surową karę.
- Przynieście natychmiast duży,
dębowy stół. - Służący sprawnie wypełnili polecenie. Po kilku minutach
ciężkiego milczenia, kiedy to wszyscy zastanawiali się gorączkowo, co wymyślił
Sevi, czterech rosłych mężczyzn przytaszczyło ciężki mebel i postawiło na
dywanie tuż przed znajdującym się nieco wyżej tronem.
- A teraz pozwolę ci zdecydować -
odezwał się do coraz bardziej wystraszonego lorda. - Sto batów dla każdego z
was albo pokaz twoich umiejętności na tym stole.
- Um... Umiejętności? - June nie
mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Patrzył zaszokowany na księcia, któremu
jeszcze niedawno wycierał nos. - Tak przy wszystkich?
- Wolisz kije? - rzucił drwiąco
Sevi, widząc jak słynnemu amantowi trzęsą się nogi.
- Nie, zrobię to! - Podszedł do
struchlałego kochanka, który tylko poruszał ustami, wydając z siebie jakieś
piski. Jednym szarpnięciem spuścił mu spodnie i zmusił do uklęknięcia. - Bierz
się do roboty i postaw mi laskę. Nie graj mi tu nieśmiałego - syknął z kpiną,
widząc jego wahanie. - Pół dworu cię przeleciało, nie zobaczą więc niczego
nowego. - Wolał upokorzyć młodzieńca i stracić honor, niż nadstawiać swoją
skórę. Nawet nie pomyślał, jaki wstyd przyniósł swojej świeżo poślubionej
żonie, wypłakującej sobie pewnie teraz oczy w zaciszu sypialni. Bez problemu
podniecił się w ciągu kilku minut, pełne obrzydzenia spojrzenia dworzan jeszcze
bardziej go stymulowały. Rzucił bezceremonialnie Melena na stół, posłał za
siebie jego spodnie i zerżnął go niczym zwierzę na oczach oniemiałego tłumu.
Od tej pory zamek zaraz po zmroku stawał się dziwnie cichy i spokojny,
pełen zalegających po kątach przeraźliwych cieni. Dworzanie nawet nie próbowali
przeciwstawiać się młodemu księciu. Unikali jego wzroku i uciekali w popłochu,
kiedy jego drobna sylwetka zamajaczyła się tylko na horyzoncie.
Sevi wrócił do rzeczywistości, szturchnął nogą Dave'a, który drzemał na
dywaniku u jego stóp. Zadzwonił łańcuszek przy jego obroży i mężczyzna otworzył
zaspane oczy.
- Idziemy na spacer. - Ruszył
przodem, nie oglądając się za siebie. Nie miał ochoty wychodzić sam, posłuszny
niewolnik u jego boku, w którego zmienił byłego narzeczonego, w jakiś sposób
poprawiał mu samopoczucie. Czuł się odrobinę mniej samotny.
- Dokąd? - Dave był jedyną osobą,
która ośmielała się z nim rozmawiać.
- Odwiedzimy grobowiec Kayla, to
niedaleko. - Przyspieszył kroku, kiedy weszli do słabo oświetlonego parku. -
Zawsze chodziłem tam z rodzicami. - Napotkał zaskoczone spojrzenie mężczyzny,
po raz pierwszy wspomniał o nich w jego obecności. - Przestań się na mnie
gapić!
- Jak sobie życzysz, mój panie -
odezwał się pokornie Dave. Wiedział doskonale, że nie było sensu bez powodu się
sprzeciwiać. Zauważył zmianę w jego zachowaniu, jakby na krótkie chwile wracał
dawny Sevi, którego znał i pokochał dawno temu. Uznał, że taki powrót do
przeszłości dobrze mu zrobi. Może w końcu uda mu się wyrwać z tego dziwnego
stanu, który jak dla niego najbardziej przypominał opętanie. Był zdziwiony, że
nikt na dworze na to nie wpadł i nie próbował pomóc chłopakowi. Sam nie mógł
nic zrobić, obroża nie pozwalała mu odejść dalej niż dwa metry od swojego pana.
W ciemnościach zakreśliło się spore wzniesienie. Niespodziewanie pośród
splątanych krzewów, między którymi wiodła wąska ścieżka, zobaczył skałę,
kilkakrotnie przewyższającą wzrostem człowieka. Stanęli przed żelaznymi
wrotami. Sevi przyłożył do nich dłoń i otworzyły się bezszelestnie.
- Dlaczego spoczywa tutaj, a nie
ze swoją rodziną? - Dave był szczerze zdziwiony. Infernianie byli bardzo
przywiązani do swoich klanów, a, o ile pamiętał, lord Kayl nie został
oficjalnie poślubiony.
- Moi rodzice nie zgodzili się
wydać go krewnym. Kochali go, a on poświęcił swoje życie, aby uratować Yuriko i
mnie z rąk poprzedniego cesarza - wyjaśnił Sevi, pstryknięciem palców zapalając
setki porozmieszczanych po całej grocie świec. Sufit był tak wysoko, że ginął w
mroku, w którym zaczęły lśnić długie stalaktyty, obsypane niczym milionami
kryształowych odłamków. Pośrodku jaskini na niewielkim podwyższeniu stała
prosta, szklana trumna. Podeszli bliżej.
- Wygląda, jakby spał, ma nawet
delikatne rumieńce. - Dave nie mógł oderwać wzroku od leżącego mężczyzny. Miał
długie do ramion czarne, lekko rozwichrzone włosy i ostre, regularne rysy
twarzy. - Niczym mityczny barbarzyńca, piękny i niebezpieczny. Takich mięśni
nie nabywa się na sali treningowej. Masz, panie, jego podbródek i brwi. Jak
zginął? - Coś tu było strasznie nie w porządku. Wokół ust zmarłego dostrzegł
zieloną obwódkę, identyczna zdobiła paznokcie. Widział już podobne ciało w
Akademii Medycznej. Gdzieś w zakamarkach jego umysłu kryła się odpowiedź, ale
nie mógł jej dosięgnąć.
- Od trucizny w ukrytym
sztylecie. Nie udało się jednak wykryć, co to była za substancja. On i cesarz
Loren zginęli w kilka minut. - Sevi pogładził wieko trumny, chętnie dotknąłby ojca.
Bardzo brakowało mu czułości, ale wiedział, że nie należy tego robić. Trumna
utrzymywała odpowiedni klimat, dzięki temu ciało się nie psuło i wyglądało
niczym żywe. Tak przynajmniej tłumaczył mu zapytany nauczyciel.
- Można ją otworzyć? - Dave chyba
czytał w jego myślach. - Chciałbym coś sprawdzić. Nie kieruje mną próżna
ciekawość. W moim kraju trucizna jest powszechną bronią. Mamy najlepszych
warzycieli w Galaktyce.
- W sumie i tak nie żyje,
bardziej mu nie zaszkodzimy. - Książę sam zaintrygowany położył rękę na
trumnie, a ta otworzyła się z cichym sykiem. Odsunął się nieco, obawiając się
paskudnego fetoru, który zawsze towarzyszy śmierci. - Pachnie niczym kwiaty -
stwierdził zaskoczony.
- Taa... - Dave aż podskoczył z
wrażenia. - Eldyjska biała róża. Już pamiętam! - Był tak podekscytowany, że nie
mógł ustać w miejscu.
- Mówże, co tam wymyśliłeś, skoro
zacząłeś! - Książę nie wiedział, co myśleć o zachowaniu swojego niewolnika.
Wyglądał jak jego pies, kiedy zwietrzył w lesie trop.
- Znasz bajki? Ta trucizna to
Śpiąca Królewna, bardzo rzadka i kosztowna, mało kogo na nią stać. Kto ją zażyje,
zapada w letarg podobny do śmierci. Podobno może trwać nawet setki lat. Legenda
jest prawdziwa, ale pocałunek nie wystarczy.
- Czyli istnieje odtrutka? - Sevi
z emocji zrobił się cały czerwony. Od miesięcy nie czuł się tak żywy jak w tej
chwili.
- Tak, ale zdobycie jej będzie
dość trudne. Oczywiście, jeśli się nie pomyliłem.
- Masz milczeć, sam się tym
zajmę! - zwrócił się do mężczyzny rozkazująco. Nie chciał, by ktokolwiek o tym
wiedział. Zwłaszcza Bezimenni powinni pozostać w nieświadomości, musiał jakoś
wyprowadzić ich w pole. Pochylił się nad trumną i czule dotknął policzka
zmarłego. Nie był tak zimny, jak się spodziewał, pogładził go pieszczotliwie
drżącymi palcami. - Tatusiu, zrobię wszystko, byśmy się mogli zobaczyć. Może ty
mnie zrozumiesz i znowu będę mieć rodzinę - szepnął i delikatnie zamknął wieko.
- Dobrze się spisałeś. - Spojrzał z aprobatą na niewolnika. - Od dzisiaj możesz
spać na kanapie - dodał łaskawie, wiedząc, jak bardzo mężczyzna marznął w zimne
noce na dywaniku obok jego łóżka.
..............................................................................................................................
betowała Kiyami
..............................................................................................................................
betowała Kiyami
ucieszyłam się bardzo ale syndrom królewny śnieżki, super czekam na dalsze pomysły. Pocałunek nie wystarczy heh bida będzie, bida...
OdpowiedzUsuńRany, jakiej znowu Śnieżynki? Żeby chociaż prawdziwa zima była tobym zrozumiała, a tu śniegu jak na lekarstwo, przynajmniej u mnie. :))
UsuńNo coz.. Ja sie nie ciesze, ze zmarly powstanie. Jakos trojkat bedzie tu juz nie na miejscu, ale to Twoje opowiadanie, wiec rob co chcesz.
OdpowiedzUsuńDamiann
JEST, WRESZCIE GO WSKRZESISZ, MENDO!!!
OdpowiedzUsuńTzn... *pada na kolana i bije pokłony* dzięki Ci, o Pani moja, za to, że:
Jesteś niebem i kalejdoskopem
Że tak świecisz w monstrancji jasności
Że masz tyle sztucznych gwiazd
Że wskrzeszasz mojego Kyjuśka
Rozdział w pytkę, chociaż wkurw za to, iż mi nie przesłałaś linka.
Błędy bywały, ale #nikogotonieobchodzi
Hm... Niech bliźniacy pójdą w ślady tatusiów z zrobią z narzeczonego Trzeciego do Pary!!!
Mówiłam już, że kocham Ashlana (dla mnie to i tak Arslan :P)??? Kyjuśka też kocham.
Już to widzę: aRslan i Kyjusiek kłócą się o to, kto zamoczy (bardziej wulgarniej to nie potrafię?). Yuriko zakłada Pas Cnoty na dwie kłódki. Jeden kluczyk do Arslana, jeden do Kyjuśka
BTW: ,,nie ożywię go, blablablabla, po co, bez sensu, nie zrobię tego...". NO. I NA PRZYSZŁOŚĆ MASZ MNIE WCIĄŻ SŁUCHAĆ. JA CI DOBRZE RADZĘ!!!
Albo będzie CIAP chomiczka glanem.
Weny, MENDO
(wciąż wkurw za brak odnośnika)
btw: Damiann, jak Ci się nie podoba, to nie czytaj! Widać, że znów zdrowy, skoro marudzi -.- BIANCA, TEGO PANA JUŻ NIE SŁUCHAMY! OŻYWIAJ MOJEGO KYJUŚKA! JESTEM JEGO SAMOZWAŃCZĄ MATKĄ CHRZESTNĄ!!!
Zwyczajnie lubię panów jako trójkąt, Bez Kayla jest zbyt spokojnie. Nie ma kto denerwować porządnie Ashlana i sprowadzać go na ziemię. Yuriko bez niego straszliwie sporządniał, ktoś musi go znowu sprowadzić ze ścieżki przykładnego małżonka.
UsuńWitam,
Usuńwspaniały, więc Sevi odzyskuje wspomnienia, władze nad sobą, niech się nie poddaje, walczy z tym, jest duża szansa, że odzyska drugiego ojca, a Ci partnera
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dobry plan z wskrzeszeniem Kayla. Ciągle się łudzę, że ta historia może mieć dobre zakończenie.. oj naiwna ja
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń