Drodzy czytelnicy, to opo
jest plamą na moim pisarskim honorze. Jedyne niezakończone w mojej krótkiej
karierze internetowej bazgraczki. Nakreśliłam już plan i postanowiłam je wznowić.
Będzie jeszcze około pięciu rozdziałów do finału. Mam nadzieję, że kilka osób się
ucieszy.
Ami długo ociągał się z wstaniem z łóżka,
przecież mógłby się na przykład rozchorować po wczorajszym treningu albo dostać
niestrawności. Miał jednak swój honor, Zamir na pewno przejrzałby jego
dziecinne uniki i wyszedłby na tchórza. Nie miał wyjścia, musiał stawić mu
czoła. Przecież uporządkowanie śmietnika w jego biurze zagraconym chyba go nie
zabije. Ubrał się i powoli powlókł się do kwatery dowódcy statku. Na śniadanie
nie starczyło mu już czasu i teraz jego żołądek głośno protestował, jako że
kolacji też mu poskąpiono. Cicho otworzył drzwi, ale w środku nie było nikogo.
Odetchnął z ulgą i zabrał się do pracy. Papiery bez ładu i składu walały się
dosłownie wszędzie. Chananejczycy z natury byli istotami pełnymi energii,
najlepiej sprawdzającymi się w czynie. Do zajęć biurowych nie wykazywali
zazwyczaj żadnego talentu i zapału, uważając je za niegodne wojownika i
prawdziwego mężczyzny. Ami miał to w nosie, nie był aż tak wrażliwy na swoim
punkcie. Wyszedł na stołek, przeglądał szuflada po szufladzie wysoką szafkę, a
głupi brzuch burczał coraz głośniej.
- Oj… -
miauknął zaskoczony i zachwiał się na krześle. Natychmiast poczuł na swoim
tyłku dwie krzepkie dłonie, które go podtrzymały. – Zabieraj te grabie!
- No proszę,
oto wdzięczność – mruknął Zamir, ale nadal nie zabrał swoich rąk, jakby o nich
zapomniał. Patrzył spod zmrużonych powiek na czerwieniejącego ze złości
chłopaka. Hardy obcy podobał mu się coraz bardziej, teraz właśnie zgrzytał na
niego zębami i podniósł do góry ciężką tarczę, którą ściągną ze ściany.
Najwyraźniej miał zamiar go nią walnąć.
- Przestań mnie
macać, albo załoga już dzisiaj wybierze sobie nowego dowódcę! – Amitai był
naprawdę bardzo zły i zawstydzony, bezpośredniością mężczyzny.
- Spokojnie
dzieciaku. Idź lepiej coś zjedz, bo z daleka słychać dziwne bulgoty w twoim
brzuchu. – Bezczelnie go w niego uszczypnął i obrysował, szorstkim od używania
miecza palcem, pępek . – Powinieneś zmężnieć tu i ówdzie, bo nie będą miał z
ciebie wiele pożytku w łożu. – Odsunął się, aby go przepuścić. Ta naburmuszona
mina, zaczerwienione policzki i szare, dumne oczy rzucające na niego groźne
spojrzenia wydały mu się wyjątkowo kuszące. Ten młodzik musiał należeć do
niego, dawno nie spotkał nikogo równie interesującego, a brat ostatnio ciągle
naciskał by założył rodzinę.
- Może rzeczywiście…
- Zręcznie zeskoczył i wolno, aby sobie nie pomyślał, że ucieka podszedł do drzwi.
Jak tylko wyszedł nas korytarz otarł pot z czoła. Ależ ten facet był pewny
siebie i zaborczy. Wyglądało na to, że dalsza podróż będzie zabawą w kotka i
myszkę, a na pewno jemu przypadnie rola gryzonia.
Wziął ze stołówki swoją porcję i ukrył się z
nią w ładowni statku, gdzie rzadko kto przychodził, mógł tutaj swobodnie
pomyśleć. Przyćmione światło i cichy szmer maszyn sprzyjały odpoczynkowi. Przez
tyle dni udało mu się zachować względny spokój
i nie ulec emocjom. Był dumny, że udało mu się zapanować nad szalejącym sercem,
zamknąć go w żelaznym sejfie swojej niezłomnej woli. Nie wszystko jednak
potrafił przewidzieć. Wystarczył jednak mały drobiazg, chwila nieuwagi, aby
wszystko runęło niczym domek z kart. Zapach pomarańczy, które włożył do
kieszeni, okazał się kroplą która przeważyła szalę. Natychmiast przywiódł mu na
myśl Sevi i jego niewinny, radosny uśmiech z jakim zawsze go witał. Mały
głuptas tak bardzo lubił te owoce. Nieraz się przyglądał, jak sok skapywał mu
na brodę, kiedy z zapałem wgryzał się zębami w miąższ. Zawsze miał wtedy ochotę
go zlizać, aż do ostatniej kropelki. Echo minionych dni uruchomiło lawinę
obrazów, które przygniotły jego pierś swoim ciężarem i niemal odebrały oddech.
- Co się z
tobą dzieje Lisku? – Wspomnienia uderzyły go z ogromną z siłą. Dzrwi sejfu
stanęły otworem. Poczuł jakby w piersi na nowo otworzyła się bolesna i głęboka rana.
Co on u diabła zrobił najlepszego? Zostawił swojego brata, który tak mu ufał,
że oddał i duszę i ciało bez najmniejszego wahania, na pewną zgubę! Widział
szok i rozpacz w oczach rodziców, kiedy dotarło do nich, co wyprawiali ich
synowie w zaciszu sypialni. Usiłował wtedy zachować rozsądek, bo wydawało mu
się, że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Uznał, że pomylił więź między braćmi,
w dodatku bliźniakami z miłością. Teraz nie był już tego taki pewien. Skoro
byli z Sevi rodziną, dlaczego aż tak bolało, jakby zaraz miał umrzeć. A może to
mały miał rację nie on? Miał w głowie coraz większy mętlik i miał ochotę
krzyczeć. Poczuł się jakoś dziwnie, otoczyła go gęsta mgła, a cały statek zaczął
drżeć. Wokół niego zaczął narastać dziwny szum. Skupił się na nim, niczym na
ostatniej desce ratunku, chcąc odegnać od siebie cierpienie. Powoli zaczął
odróżniać słowa.
- Chodź!
Wystarczy jedno słowo i będziesz razem z bratem ponad wszelkim prawem! Sevi należy
do nas! – Aksamitne głosy kusiły, nawoływały. Starały się brzmieć przyjacielsko,
ale nie potrafiły ukryć czającego się w nich przeraźliwego chłodu i mroku. Znał
je, nieraz słyszał w swoich pełnych koszmarów, krwawych snach. Pierwszy raz
miał z nimi do czynienia, kiedy zginął jego ukochany pies. Włosy zjeżyły mu się
na głowie ze strachu.
- Precz bezimienne
demony! Nie znam was i nie chcę znać! – Zaczął wymachiwać rękami jak szaleniec.
Całe jego ciało, każda najmniejsza komórka ostrzegała, że były niesamowicie
niebezpieczne. Czyżby jego słodki braciszek oddał się we władanie tym potworom?
Ta myśl wydała mu się tak okropna, ze natychmiast się opanował.
- Kim jesteście?! – Zapytał stanowczo. Jeśli chciał
jakoś pomóc Sevi, musiał wiedzieć z kim walczy. – Duchami otchłani?
- Odrzuconymi,
twoja rodziną Amitai… Nie wyprzesz się nas, zawsze jesteśmy tuż obok… Prędzej
czy później przyłączysz się zarówno ty, jak i ten zdrajca Yuriko… - teraz syczały
przeciągle, nie ukrywając swoich zamiarów. – Wasze ciała są takie ciepłe…
- Jesteście
w błędzie! Sevi należy do mnie, póki bije moje serce! - Chłopak chwycił się za
głowę i zaczął nią gwałtownie potrząsać, chcąc się pozbyć intruzów. Przed
oczami zaczęły mu latać ciemne plamy. Osunął się po ścianie na podłogę z cichym
westchnieniem. Zrobiło mu się słabo i niedobrze. Nagle wszystko ucichło, statek
przestał drżeć, mgła ustąpiła. Poczuł pod plecami metalowe płytki, gdzieś z
daleka dobiegł go głos Liama.
- Ami, ty
leniwy łamago! Wracaj do roboty!
***
Tymczasem Yuriko i Ashlan przenieśli się do
Twierdzy Szkarłatnego Mroku. W legendarnym zamku, będącym na dobrą sprawę żywą
istota uosabianą przez piękna Lirael, byli bezpieczni. Otaczająca go potężna bariera
ochronna nie wpuściłaby nikogo bez zgody jej pana, którym był Yuriko. Niestety
były też minusy tej sytuacji, zostali praktycznie uwięzieni. Sevi nie był
głupi, bardzo szybko zorientował się, gdzie się podziała cesarska para,
pilnował ich niczym jastrząb, który zagonił do nory królika.
Przez pierwsze dni obaj mężczyźni nie mogli
otrząsnąć się z szoku. Dramatyczne wydarzenia następowały po sobie tak szybko,
że nie mieli ani chwili by się nad tym wszystkim zastanowić. Nie mogli uwierzyć, że
wszystko potoczyło się w taki sposób. Pragnęli dobra obu synów, problem z
którym mieli do czynienia wydawał się im nie do rozwiązania. Jak mogli się zgodzić
na tego typu związek? Chłopcy byli przecież braćmi, najbliższą sobie rodziną.
Nawet gdyby oni jakoś to przełknęli, jak zareagują na to poddani? W
dodatku Sevi został najwyraźniej opętany
i zarówno ich, jak i Amitaia uważał za zdrajców, którzy go odrzucili.
Gdyby nie te wszystkie kłopoty życie w zamku
byłoby prawdziwą sielanką, wypoczynkiem od dworskich intryg i awantur, jakiego
nie zaznali od dawna. Rzadko mieli trochę czasu tylko dla siebie. Lirael,
zachwycona ich przybyciem i stęskniona za Yuriko, próbowała przychylić im
nieba. Nie musieli się o nic troszczyć, a wszystkie życzenia nawet te
niewypowiedziane, były natychmiast spełniane. Twierdza ze wszystkich sił
próbowała dogodzić swojemu ukochanemu panu i jego partnerowi.
Ashlan i
Yuriko siedzieli właśnie w salonie na dywanie przed płonącym kominkiem ze
wszystkich stron poobkładani poduszkami. Przed nimi stała taca z winem i
przekąskami. Patrzyli na siebie niepewnie, każdy z nich bał się poruszyć jako pierwszy temat
synów…
- Może ja
zacznę…- Ciemnowłosy książę zawsze był odważniejszy w takich sprawach. – Muszę się
do czegoś przyznać, nie byłem z tobą do końca szczery w sprawie swojej rodziny.
To moja wina, że biedny Sevi… - głos mu się załamał.
- Kochanie,
z nas dwóch to raczej ja jestem tym większym durniem. Zareagowałem jak idiota,
nie pierwszy raz mój język doprowadził do tragedii. – Cesarz był rzeczywiście
załamany. Znał przecież doskonale wrażliwość i gwałtowny charakter swojego
syna. Jako ten starszy i bardziej doświadczony powinien być dla niego oparciem.
Zapanować nad wszystkim. Przyciągnął do siebie męża i wtulił nos w jego kark.
- Pomożemy
obojgu, trzeba wszystko dobrze przemyśleć. – Usiadł między udami Ashlana i
oparł się plecami o jego pierś. - Zacznijmy od Amitaia, którego musimy sprowadzić
do twierdzy, zanim Sevi go dopadnie. W
zamku jest bardzo bogata biblioteka, potrzebuję kilku informacji
- My nawet
nie wiemy, dokąd udał się Amitai. Jak chcesz go odnaleźć?- Ashhlan miał wrażenie,
że piętrzące się przed nimi trudności nie mają końca.
- To akurat
ta łatwiejsza część naszego zadania. – Zarumienił się, bo ciepły oddech na szyi
podrażnił jego najwrażliwsze miejsce. Mimo upływu wielu lat, nadal reagował na
dotyk męża niczym nastolatek. – Co prawda otwarłem portal w pośpiechu, ale nie
wysłałem go przez niego zupełnie na ślepo. Uchwyciłem w jego pamięci imię Liam.
Miał bardzo miłe wspomnienia związane z tą osobą, więc go do niej wysłałem.
Jeśli odszukamy tego mężczyznę, a wiem, że był przyjacielem z Akademii w której
się uczył, dowiemy się gdzie przebywa nasz syn. – Książę otrząsnął się z szoku
i z wrodzoną energią, przystąpił do działania. Cesarz zawsze podziwił łatwość,
z jaką potrafił sobie radzić w trudnych sytuacjach. Z wyglądu kruchy i
delikatny, był od niego o wiele silniejszy psychicznie. Potrafił z żelazną
konsekwencją dążyć do celu.
- Czyli mamy
jakiś punkt zaczepienia. – Przygryzł delikatnie zaróżowiony płatek ucha.
Obecność ciepłego, znajomego ciała zawsze go uspokajała. – Czy mógłbyś mi coś
więcej powiedzieć o Odrzuconych? Nigdy nie spotkałem się z takim określeniem. –
Zacisnął ramiona wokół smukłej talii męża i usłyszał ciche sapnięcie.
- Hm… Nie pamiętam
zbyt wiele ze swojego dzieciństwa. Jedynie jakieś strzępki rodzinnych podań. –
Położył głowę na ramieniu mężczyzny. Ufał mu bezgranicznie, od ślubu nigdy go
nie zawiódł. Był niczym mur, który odgradzał go od całego zła. Zawsze mógł
liczyć na jego wsparcie, a smukłe, czułe dłonie potrafiły odpędzić każdy ból.
Yuriko doskonale pamiętał wydarzenia sprzed śmierci ich trzeciego towarzysza,
ale wybaczył Ashlanowi i nie miał zamiaru do tego wracać. Chętnie by go teraz
pocieszył, ale nie miał niestety dobrych wieści.
- Mów
szczerze, każda drobnostka może być ważna. – Pocałował pachnące jaśminem
miejsce tuz pod linią włosów, doskonale znał słabostki swojego Słoneczka. W
odpowiedzi usłyszał ciche mruczenie.
- Mój ród
jest bardzo stary – z wahaniem podjął temat książę – chyba równie wiekowy co
wirujące w kosmosie galaktyki. Według legend, miał stać na straży równowagi we
Wszechświecie. Z tego powodu został obdarzony odpowiednimi mocami. W każdym
pokoleniu przychodziły na świat dwie lub trzy osoby, wyjątkowo szczodrze obdarzone.
Szkolono je bardzo intensywnie, jak tylko zdążyły wyrosnąć z pieluch. Nazywano
je Czarnymi Gwiazdami, ponieważ każda z nich potrafiła podobno zarówno stworzyć
jak i zrzucić z nieba gwiazdę. Ich umiejętności były niewyobrażalne dla
zwyczajnej istoty. Jeśli się dobrze zastanowić, to właściwie miały prawie boską
moc. Niestety medal ma jak wiesz zawsze dwa oblicza. Pośród tych wybranych,
zdarzały się słabsze psychicznie osobniki, które nie potrafiły zapanować nad drzemiąca
w nich siłą. Popadały wtedy w szaleństwo, a magia przejmowała nad nimi
kontrolę. Nazywano ich Odrzuconymi, ścigano i bezlitośnie zabijano.
Ogólnie nasz ród nie był zbyt lubiany w
rosnących w siłę z każdym stuleciem Królestwach. Tolerowano nas, bo byliśmy ich
armią i tarczą w razie zagrożenia, ale jednocześnie bano się i spychano na margines. W
myśl, jak jesteś potrzebny to jesteś mile widziany, a jak nie, to zjeżdżaj dziwolągu
do swojej nory. – Yuriko na chwilę się zamyślił. Ashlan doskonale wiedział, jak
paskudne miał wspomnienia. Zaczął łagodnie głaskać drżące plecy.
- Doskonale
wiem jak to wygląda, zachowałem się przecież identycznie. – Nadal miał wyrzuty
sumienia z powodu swojego zachowania przed laty. Zareagował szokiem i agresją na
pokaz mocy męża. Uciekł wtedy niczym tchórz i nie chciał z nim rozmawiać przez
dłuższy czas, nic sobie nie robiąc z jego bólu i tęsknoty. Porzucił ciężarnego
kochanka, nie pozwalając mu niczego wytłumaczyć. Mógł tylko dziękować w duszy
niebiosom, za szczodre, szlachetne serce męża, ktoś inny nie chciał by go
więcej znać.
- To już za
nami. – Wtulił się w niego mocniej.- Minął jakiś czas i Królestwa urosły w
siłę, nie potrzebowały już tak często naszej pomocy. W końcu zostaliśmy uznani
za zbędnych, wręcz niebezpiecznych. Zdziesiątkowano nas, traktowano niczym
łowne zwierzęta. Upłynęło kilkadziesiąt lat i z dumnego rodu została jedynie
garstka wygnańców. Mnie próbowano porwać, bo byłem najmłodszy i jak myśleli
najłatwiejszy do zmanipulowania. Jeden z władców Galaktyk zapragnął mojej mocy.
Niewiele wtedy umiałem, matka kazała mi się schować w piwnicy. Wymordowali całe
miasteczko, wszystkich moich bliskich. Kiedy mnie
znaleźli i wyciągnęli na zewnątrz, dookoła były już tylko dymiące ruiny i
zgliszcza. Założyli mi na ręce bransolety, pochłaniające moc. Uznali, że w taki
sposób bez trudu zapanują nad takim dzieciakiem. Nie mieli pojęcia z czym tak
naprawdę mają do czynienia. Moja rodzina zawsze była skryta i swoje sekrety
zatrzymywała dla siebie. Wszystkie artefakty trzymaliśmy dobrze ukryte. Kiedy
moim oczom ukazał się straszny widok, a jeden z żołdaków rzucił mi pod nogi okaleczone
i zbezczeszczone ciało matki popadłem w jakiś trans. Osunąłem się na
ziemię. Czas się zatrzymał a powietrzem targnął potężny wybuch. Z moich wrogów, miasteczka,
roślin i zwierzą został tylko pył, który szybko rozwiał wiatr. Nie wiem jak
długo tam leżałem. Ocknąłem się dopiero, kiedy za ramię szarpali mnie
nieznajomi mężczyźni. Byłem w środku głębokiego, ogromnego leja, podobnego jaki
tworzy się po wybuchu bomby. Na kilka mil dookoła był tylko piasek i wypalona
niemal do skał ziemia…
- Straszne…
- Ashlan podał mężowi butelkę z winem, a ten bezpośrednio z niej upił kilka
łyków. – Zawsze znajdzie się jakiś idiota z syndromem Władcy Świata. – Nakrył ich
obu ciepłym kocem i dołożył drew do kominka.
- Masz
rację, bali się nas, jednocześnie pożądając naszej magii. To było dawno,
wszyscy myślą, że Czarne Gwiazdy to bajka albo już nie istnieją. Może lepiej żeby
tak zostało. – Umościł się wygodnie, kręcąc pośladkami. Teraz on usłyszał jak
mąż wciąga szybko powietrze i uśmiechnął się pod nosem. Lubił się z nim
drażnić. - Co do Odrzuconych, pamiętam jedynie, że nie dało się ich zwyczajnie
zabić. Ciało owszem ulegało zgładzie, ale pozostała jeszcze nieśmiertelna
dusza, także ogromnie niebezpieczna. Potrafiła bez problemu opętać tych, którzy
posiadali geny Czarnych Gwiazd. Moja babcia mówiła, że te demony, można było
jakoś ujarzmić czy odesłać. Niestety nie mam pojęcia jak… - westchnął ciężko
Yuriko. Zaraz jednak poprawił mu się nieco humor, bo pośladkami wyczuł rosnącą
erekcję Ashlana. Taka mała, znaczy się coraz większa ,,rzecz”, ale oderwała na
chwilę myśli księcia od ponurych rozważań. – Może w bibliotece znajdziemy
jakieś wskazówki?
- Jasne za
sto lub więcej lat… Tam są tysiące tomów… - Zsunął rękę na brzuch mężczyzny i
zaczął zataczać kółka coraz niżej i niżej. Mały łobuz wodził go za nos, ale się
nie da… - Mam lepszy pomysł. Wspominałeś to ostatnie miasteczko i piwnicę.
Umiałbyś trafić na tą planetę, skoro wszystko skrzętnie chomikowaliście, może
znajdziemy coś przydatnego. –
Mężczyzna nabrał wigoru z różnych względów. Czuł, że wpadł na właściwy trop.
Przeniósł dłoń na smukłe uda, wyszczerzył zęby na niezadowolone warknięcie. Trochę
cierpienia zaostrza apetyt, nie kochali się od ponad tygodnia.
- Masz
rację, ale najpierw musimy sprowadzić Amitaia. Trzeba jakoś odwrócić uwagę
Sevi, żebyśmy mogli wymknąć się niepostrzeżenie. – Poczuł gorące wargi na
swoich policzkach, szyi. Z premedytacją omijały usta. Drań igrał sobie z nim, dobrze
wiedział jak go doprowadzić do szaleństwa. Jedna myśl nie dawała mu spokoju. - Ashlan… Nie
boisz się, że w chwili zagrożenia mogę znowu zrobić coś strasznego? – Zapytał na
jednym wdechu i spojrzał na niego niepewnie. Wiele razem przeszli, ich wspólne
życie nie zawsze było pasmem szczęścia.
- Słoneczko,
może nie wyglądam, ale staram się uczyć na błędach. – Podniósł go i
posadził na kolanach twarzą do siebie. –
Gdybym cię skrzywdził Kayl, wstałby z grobu i wbił nogę od krzesła w moje
czarne serce.
- Taa…
Szkoda, że go z nami nie ma. – Posmutniał Yuriko. – Zawsze był rozsądniejszy od
nas obu razem wziętych, na pewno by coś doradził…. – Położył czoło na ramieniu
męża, chłodny materiał koszuli przyniósł ulgę jego skołatanej głowie.
- Nie
przesadzaj z tym rozsądkiem, a pamiętasz jak…- Równie wzruszony Ashlan zaczął wspominać
ich tragicznie zmarłego towarzysza, który zginął, ratując im życie. Resztę
wieczoru przesiedzieli naprzemian śmiejąc się i roniąc łzy. Czuli jakby młody
wojownik był nadal razem z nimi. Mieli wrażenie, że za chwile otworzą się drzwi
i zobaczą jego mocną sylwetkę doświadczonego żołnierza i szelmowski uśmiech.
Zasnęli, tuląc się do siebie z sercami i głowami pełnymi byłego kochanka.
...............................................................................................................
Reszta już się pisze, więc czekajcie spokojnie. To opowiadanie jest II częścią Kronik Czarnych Gwiazd po Twierdzy Szkarłatnego Mroku ( to pierwsze napisane przez mnie opo, więc jak ktoś będzie czytał, robi to na własną odpowiedzialność ), dlatego macie tutaj trochę nawiązań do tamtego opowiadania.
NO WRESZCIE, KURWA!!! ILE MIAŁAM CZEKAĆ, HĘ?!
OdpowiedzUsuńJednak mam tę moc przekonywania :3
coś klawiatura Ci uciekała, gdyż w złych miejscach wciskałaś spację...\
Usuń*nadal foch za to, że zabiłaś moje kochanie w ,,Twierdzy" i nie chcesz go ożywić*
w myślach Twój powrót nazywam własnym sukcesem :P Ma się ten dar...
a teraz porządnie: DZIĘ-KU-JE-MY <3
WENY, CURWA, WENY! I DAWAJ CIĄG DALSZY :*
NARESZCIENARESZCIENARESZCIE!!! DZIEKUJĘDZIEKUJĘDZIEKUJĘ!!! Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :-D :-* :-D
OdpowiedzUsuńS.
WRESZCIE WRESZCIE WRESZCIE WRESZCIE WRESZCIE
OdpowiedzUsuńA kiedy następny rozdział nie koniecznie tego opka ?????
No może nie będę rzucać mięsem ale jestem zachwycona, że kończysz to opowiadanie (czytając inne w necie nic mnie tak nie wnerwia jak niedokończone historie) nie rzucałam się za bardzo bo i ta należysz do mistrzów zakończonych opowiadań ludzie zwykle zaczynaj,a kilka na jeden raz i nie kończą. Dla mnie jesteś moim ulubionym autorem bo bardzo odpowiada mi Twoje poczucie humoru i konsekwencja kończenia historii. Martwi mnie tylko zapowiedź tak małej ilości odcinków tak jakbyś chciał je skrócić i skończyć trochę na siłę a historia wygląda bardzo rozwojowo. Trzymam kciuki za dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńHehe, dobry człowieku, jeśli mnie trochę znasz, to wiesz, że nigdy nie umiem policzyć ile mi wyjdzie rozdziałów.Jak na razie w 14 odcinku zrealizowałam jedynie w połowie to co sobie zaplanowałam, więc pomnóż raczej wszystko przez dwa, będziesz wtedy chyba bliżej prawdy. Nie mam zamiaru robić niczego na siłę, tym bardziej, że przyszedł mi do głowy jeszcze jeden przewrotny pomysł, a raczej niespodzianka.
UsuńYatta, tak się cieszę, będę czekać na dalsze rozdziały z niecierpliwością. Bardzo mi się podobają twoje opowiadania, mam nadzieję, że będziesz jeszcze stwarzać ich dużo, bo zawsze przy nich jest to piękne uczucie, lubię takie klimaty. Fajnie, że nie zapomniałaś o Yuriko i Ashlan'ie, bo w II częściach wielu opowiadań nie ma nawet wzmianki o dawnych bohaterach I serii. Ciekawi mnie jak to się dalej potoczy, przeszłość i rodzina Yuriko jest bardzo ciekawa i intrygująca, jakby wszyscy mogli żyć szczęśliwie byłoby cudownie, ale świat nawet i wymyślony nie jest nigdy w 100% kolorowy. Trzeba trochę pocierpieć, by być szczęśliwym( nic za darmo niestety) Ami w końcu przejrzał na oczy!!!!To jest dopiero dobra wiadomość!!! Chyba Sevi w swoim aktualnym stanie nie będzie zbyt życzliwy dla byłego kochanka, a może zrobi się z niego gaduła bez uczuć patrząca na niego beznamiętnym lub nienawistnym wzrokiem. Różnie człowiek reaguje na takie sytuacje, a Odrzuceni są szaleni z tego co napisałaś, ale jak to szaleństwo okazują to zależy już od osobowości. Sevi znalazł sobie ofiarę, ale jak stanie twarzą w twarz z bolesną przeszłością to nie wiadomo jak zareaguje.Od początku II części, myślałam, że nigdy Kayl'a już nie wspomną, a te wspomnienia to życie jakie wiedzie osoba w sercach osób, które zostały. Może w umysłach wiele razy przypominają sobie co robili razem, ale opowiadanie drugiej osobie pomaga. Szczerze mówiąc chciałam, by Yuriko był z jednym z nich, a nie z dwoma, lecz Kayl był tym, którego wolałam, choć spodobał mi się dopiero na prawie samym końcu(parę rozdziałów przed), ale chyba rozumiem dlaczego wybrałaś Ashlan'a, a jak nie rozumiem to ja tak to będę sobie rozumieć, nic już do niego nie mam, szybko się złoszczę, jestem uparta jak osioł, ale zawsze wybaczam, a przynajmniej jest tak do dnia dzisiejszego. Dobrze, że Ashlan zrozumiał jaki skarb stracił. Cieszę się, że kończysz to, to zaczęłaś, bo wiele już czytałam i w połowie zabrakło "Nowszy post". Mam nadzieję, że już nigdy nie zapomnisz o żadnym z blogów, jak już to dłuższą przerwę, bo ciężko mieć wiele pomysłów i realizować je w tym samym czasie, bo tego czasu jest na prawdę mało, dodając życie osobiste.
OdpowiedzUsuńWeny, zdrowia i czasu na pisanie życzę :)
Witam,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz droga autorko, że tutaj powróciłaś... wspaniały rozdział, mam nadzieję, że uda om się odnaleźć Ami'ego, a nad Save'em zapanować, jak widać Ami naprawdę go pokochał, ale co z Zamirem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kochana jesteś rewelacyjna. Każdy twój wpis jest dla mnie tym materialnym i widzialnym cudem!!!!! Jestem bardzo zadowolona, że pokonałaś swoją blokadę i wznowiłaś to opowiadanie! Walczyłaś i zwyciężyłaś!
OdpowiedzUsuńMam dla Ciebie jedną wiadomość.. Mam pomysł na nowe opowiadanie, ale nie wiem czy Ci się spodoba.... To Ty decydujesz, czy zechcesz mnie wysłuchać.
. Pozdrawiam Twoje wierna czytelniczka.
Z takimi rzeczami jak pomysły pisz na moje GG, numer masz obok na panelu. Zawsze po 19 jestem na kompie.
UsuńKiedy następny rozdział? Nie mogę się doczekać :D życzę weny
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że postanowiłaś kontynuować to opowiadanie. Mam tylko taką małą prośbę, wymyśl jakieś szczęśliwe zakończenie ! Biedny Yuriko już dość się w życiu nacierpiał. Lena
OdpowiedzUsuń