niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 4



   Siedzieli za dużymi skrzynkami, starając się nawet głośno nie oddychać. Dave przycisnął się do boku chłopaka i objął go w tali. Czuł w ramionach smukłe, ciepłe ciało i powoli dochodził do wniosku, że właściwie nigdzie mu się nie śpieszy. Dotknął nosem opalonej szyi i w jego nozdrza uderzył delikatny zapach konwalii. Złocista skóra wyglądała tak smakowicie. Nie mógł się powstrzymać i polizał ją, delikatnie przygryzając. Zaskoczony Sevi, cały czerwony na twarzy, krzyknął na całe gardło.
- Co robisz draniu?! Nie lubię facetów! Idź się lepić do kogoś innego! – odsunął się od mężczyzny tak gwałtownie, że stracił równowagę i z impetem klapnął na pupę, czyniąc przy tym mnóstwo hałasu.
- Chcesz powiedzieć, że wolisz dziewczynki…? – Nie dokończył zdania Dave, bo na ulicy rozległy się czyjeś energiczne kroki.
- O kurcze – Sevi wyjrzał zza skrzynek – to nie jest straż miejska! Musimy się ewakuować! Dwóch cesarskich gwardzistów zmierza właśnie w naszą stronę.
- Spokojnie, nie robimy przecież niczego złego .
-Może ty, ale ja będę miał przechlapane, jak mnie zobaczą! – Przestraszony chłopak z cichym pyknięciem teleportował się do pałacu zapominając w pośpiechu, że nadal trzyma rękę mężczyzny. Ocknął się dopiero w swojej sypialni, widząc pytający wzrok Dave.
 – Przepraszam – rzucił zmieszany Sevi – trochę spanikowałem.
- To twój pokój? – Mężczyzna zaczął rozglądać się z podziwem po dużej, bogato urządzonej komnacie. – Zawsze tak porywasz facetów, z którymi chcesz się przespać? – Zapytał mocno rozbawiony sytuacją w jakiej się znalazł, wskazując na ogromne łoże z ozdobnym baldachimem.
- Możesz pomarzyć – prychnął chłopak zadzierając dumnie jasnowłosą głowę. – Ja mam zamiar mieć normalną rodzinę – żonę , dzieci i tak dalej. – Ze związków z mężczyznami są tylko same kłopoty.
- Mały, ja nie mówiłem o żadnym związku, tylko o zwykłym seksie – odparł Dave mrużąc czarne oczy i przyglądając się mu z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Chcesz powiedzieć, że chciałbyś uprawiać ze MNĄ „zwykły seks”?! – Krzyknął oburzony Sevi. – Czy JA ci wyglądam na przeciętniaka?! – Rzucił się na śmiejącego się mężczyznę z pięściami prychając z oburzenia. Zaskoczony Dave stracił grunt pod nogami i przewrócił się na łóżko, pociągając za sobą wściekłego chłopaka.
- Zaraz zetrę ci z tej buźki ten głupi uśmieszek! – Sevi siadł mu na biodrach i sięgnął do uszu leżącego ciągnąć za nie niemiłosiernie.
- Nie wiedziałem, że aż tak ci się podobam – odparł Dave chichocząc – Nie musiałeś jednak rzucać się na mnie tak od razu. Nawet nie wiem jak masz na imię.
- Oż ty zarozumiały kmiocie! – Chciał wstać, ale został złapany mocno w tali i przytulony do umięśnionego torsu.
- Zawsze lubiłem zapasy w łóżku. Pokaż na co cię stać mały!
- Puść mnie natychmiast, bo poskarżę się tacie! – Wydyszał rozgniewany. W ferworze walki nie usłyszeli, że drzwi do sypialni cicho się otwierają i wchodzi do niej wysoki, jasnowłosy elf.
- No proszę, mój zaginiony synek przypomniał sobie właśnie o rodzinie! – Odezwał się kpiąco, przerażająco chłodnym tonem. Podszedł do zastygłych na swoich pozycjach przeciwników, złapał Seviego za kark, jak nieposłusznego szczeniaka i postawił do pionu. – A to kto?! I co robi w twojej sypialni?!
- To przypadek, zaraz ci wszystko wytłumaczę – wyjąkał przestraszony winowajca, patrząc błagalnie na ojca. Doskonale wiedział, że im bardziej wygląda na zimnego i opanowanego, to tym bardziej jest wściekły.
- Z tobą rozprawię się za chwilę. Kim jesteś? – Rzucił w stronę ponoszącego się z łóżka potarganego Dave. Zmierzył lodowatym wzrokiem jego rozchełstaną koszulę, rozczochrane włosy i parsknął z wyniosłą miną.
- Nazywam się Dave – odparł grzecznie mężczyzna, starając się nie rozdrażnić nieznajomego.
- Nie masz nazwiska? Wiesz jaka w tym kraju jest kara z gwałt na nieletnim? – Odezwał się Ashlan patrząc wymownie na krocze delikwenta. – Masz jakieś dokumenty?
- Nie mam.
- W takim razie nie mamy więcej o czym rozmawiać! Straże! – W pokoju natychmiast zjawili się gwardziści cesarza. – Zabrać go i wrzucić do lochu. Potem zdecyduję co z nim zrobić.
- Ależ papo, to nieporozumienie! Nie rób mu krzywdy, proszę! To moja wina! – Zawołał zrozpaczony  Sevi.
- Nikt cię nie pytał o zdanie smarkaczu! Zachowałeś się jak rozwydrzony, nieodpowiedzialny dzieciak, więc nie myśl, że teraz potraktuję cię jak dorosłego! – S trażnicy wyprowadzili opierającego się Dave z pokoju.
- Czekaj – zdążył jeszcze wyszeptać w jego stronę chłopak.
……………………………………………………

   Amitai i Meir jeszcze smacznie spali kiedy do drzwi ich sypialni ktoś głośno załomotał budząc obu chłopców. Usłyszeli kliknięcie otwieranego zamka i do pokoju weszli znajomi gwardziści.
- Zbierajcie się maluchy. Mamy rozkaz odprowadzić was do internatu. Od jutra macie zacząć uczęszczać normalnie na lekcje. – Chłopcom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Od tygodnia siedzieli zamknięci w tym pokoju. Powoli zaczęli już tracić nadzieję, że kiedykolwiek stąd wyjdą. Zaczęli w pośpiechu narzucać na siebie ubrania.
- To znaczy, że jesteśmy wolni i wszystko się wyjaśniło – zapytał dla pewności Meir.
- Nie mam pojęcia. Ja tylko wypełniam polecenia – odparł jeden z żołnierzy. Tak, w ciągu pół godziny znaleźli się wraz z całym bagażem w swojej nowej, bardzo skromnej sypialni. Otrzymali listy z podziałem godzin i numerami sal wykładowych oraz mapę Akademii. Dostarczono im także podręczniki oraz inne potrzebne akcesoria. Chłopcy szybko rozpakowali się i postanowili ruszyć na zwiedzanie uczelni, aby następnego dnia nie zgubić się w gąszczu korytarzy. Mieli studiować różne kierunki. Meir ogrodnictwo, a Amitai jak wcześniej postanowiono, weterynarię. Zanim jednak zdążyli wyjść w pokoju zjawił się rudowłosy chłopiec. Przedstawił się jako Neil.
- Mam oprowadzić was po Akademii. Zjawiliście się trochę za późno , wszyscy są tu już od dwóch tygodni. Dlatego dostaliście najgorszą komnatę i nie będziecie sobie mogli wybrać grup, w jakich będziecie uczęszczać na praktyki. Zostaliście przydzieleni odgórnie – uśmiechnął się do nich przyjaźnie. – Wszyscy są was ogromnie ciekawi. Krążą dziwne plotki na wasz temat. Podobno na prom, jakim jechaliście napadli bandyci.
- Nie wolno nam o tym rozmawiać – odparł Amitai i ścisnął za rękę Meira, aby ten także nic się nie odzywał.
- Kazali wam zachować tajemnicę. Fajnie. Tutaj jest dość nudno. Tylko nauka i nauka. Przygód jak na lekarstwo – odparł wesoło chłopak ciągnąc ich w stronę parku. - Jestem w tej samej grupie co ty Amitai. Zobaczymy się ponownie jutro na zajęciach. – Spędzili przyjemny dzień zwiedzając uczelnię. Posiłki zjedli w wielkiej jadalni, gdzie stołowali się wszyscy studenci mieszkający w internacie. Usiedli w trójkę przy osobnym stoliku. Chłopcy czuli na sobie wzrok dziesiątek oczu. Plotkowanie musiało tu być dość popularnym zajęciem, bo wszyscy na ich widok szeptali coś po kątach. Nikt jednak nie podszedł, aby się przywitać czy zawrzeć znajomość. Po powrocie do kwatery obaj chłopcy rzucili się na łóżka. Ami wziął do ręki podręcznik opisujący różne gatunki występujących w Infernacie zwierząt  i zaczął go przeglądać. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy na pierwszej stronie zobaczył zaklęcia, dotyczące tworzenia barier ochronnych. Nigdy w życiu by nie pomyślał, że na studiach weterynaryjnych będę też uczyć magii. To oznaczało ogromne kłopoty. Przecież on nie umiał wykonać nawet najprostszego zaklęcia. Każda próba jaką podejmował w domu kończyła się katastrofą. Rodzice sprowadzili nawet specjalnego nauczyciela, który miał mu pomóc przełamać strach przed mocą. Niestety nie był w stanie pomóc. Zresztą Ami wcale tego nie chciał. Jutro zrobi z siebie głupka przed całą klasą.  Z takimi niewesołymi myślami chłopiec zasnął.
………………………………………………………

   Następny dzień okazał się dla Amitaia jeszcze większym koszmarem niż myślał. Wykładowca zaprowadził ich do ogrodu, gdzie na wybiegach oraz w klatkach zobaczyli wiele nieznanych im zwierząt. Nauczyciel omawiał ich zwyczaje oraz środki ostrożności, jakie powinni zachować w ich obecności. Następnie poszli do sali treningowej, aby przećwiczyć zaklęcia ochronne. Zostali podobierani w pary. Ami z ulgą stwierdził, że jemu przypadł Neil. Przynajmniej był sympatyczny i nie zerkał na niego wrogo, jak niektórzy. Nagle chłopak poczuł na sobie wzrok wykładowcy. Mężczyzna podszedł do niego i spojrzał z dezaprobatą.
- Co robisz? Wykonujesz to ćwiczenie źle i jesteś jedyną osobą na Sali, której nie udało się stworzyć tarczy. Skup się wreszcie.
- Przepraszam proszę pana, ale ja nie umiem posługiwać się mocą. Podobno nie mam do tego talentu – odezwał się cicho Ami, nie chcą zwracać na siebie uwagi pozostałych uczniów.
- Musisz nauczyć się podstaw, bez tego nie możesz leczyć zwierząt. Wiele z nich jest bardzo niebezpiecznych. Umieją posługiwać się magią. Przynajmniej spróbuj.
- Postaram się – odparł zasmucony słowami nauczyciela chłopak. Jego marzenia właśnie rozsypywały się w gruzy. Obejrzał się na kolegów. Zadanie musiało być dość proste, bo wszyscy już wytworzyli swoje tarcze. Może jemu też się uda? Ami skupił się na formule i podniósł rękę rozstawiając szeroko palce. Usłyszał delikatne brzęczenie i poczuł mrowienie w dłoni, ale niestety poza tym nic się nie wydarzyło. Na takich zmaganiach upłynęło kilkanaście minut. Zobaczył niezadowoloną minę nauczyciela i spuścił głowę.
- Och, ale z ciebie niezdara. Pewnie myślisz o głupstwach, stąd twoje problemy – mężczyzna obrzucił go zirytowanym spojrzeniem.
- To nieprawda, że mi nie zależy. Przyjechałem tu z tak daleka żeby się uczyć – odezwał się przygnębiony chłopiec.
- Nie pyskuj – wykładowca na dobre się rozgniewał. Miał zamiar ukarać krnąbrnego ucznia, ale nie zdążył. Drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wpadł zdenerwowany Mistrz Zaklęć z Akademii Wojskowej.
- Co wy tu do cholery wyprawiacie?! Który idiota otoczył całą szkołę nieprzenikalną barierą?! Nikt nie może wyjść, ani wejść do budynku! – Rzucił wściekły mężczyzna wymachując rękami. – To zrobił ktoś, przebywający na tej Sali.
- Przepraszam – wybąkał Amitai – to pewnie ja. W domu często zdarzały mi się takie wypadki.
- To niemożliwe dziecko! Wiesz ile energii potrzeba do wykonania takiej tarczy? Nawet ja, nie byłbym zdolny do zrobienia czegoś takiego, a mam piąty stopień mocy.
- Może nastąpiło jakieś zwarcie na skutek jego błędu? – Odezwał się zaskoczony nauczyciel.
- Pewnie tak. Kłopot w tym, że nie możemy jej zdjąć. Puść więc uczniów do domu i chodź ze mną. Zawiadomiłem już pozostałych wykładowców. Może razem uda nam się coś zdziałać.
………………………………………………………………

   Tymczasem w biurze dyrektora Akademii ponownie zebrała się Rada Szkoły. Wszyscy siedzieli zamyśleni, przekazując sobie z rąk do rąk jakiś dokument, obdarzony niezwykłą pieczęcią ze smokiem w locie.
- Oto kopia pisma jakie wpłynęło do cesarskiej kancelarii. Chanejczycy żądają w nim nie tylko okupu za naszych porwanych obywateli, ale także chcą ich wymienić za swoich rodaków przebywających podobno niewinnie w naszych więzieniach – odezwał się dyrektor.
- To szczyt bezczelności! – Krzyknęła wojowniczka – Chcą wymienić porządnych  ludzi na ohydnych zabójców czekających na wyroki.
- Nie unoś się tak, nic ci z tego nie przyjdzie – odezwała się flegmatyczna jak zawsze medyczka.
- Mają przysłać do stolicy jakiś posłów, którzy w imieniu cesarza Naveha będą negocjować warunki ugody. Poza tym, podobno nasi rodacy nie są tacy niewinni, jak się wydaje. Chnańczycy mają jakieś dowody, że działali na szkodę ich kraju. Głównie chodzi tu o ambasadora i jego żonę – powiedział siwowłosy mężczyzna.
- No to będzie klops. Nie znamy ich zwyczajów, ani kultury jak więc się z nimi dogadamy – odparła medyczka. – A słyszeliście co dzisiaj się stało w Akademii?
- Wiem o co chodzi i chyba znam sprawcę. To na pewno ten  Al’Kadar coś kombinuje. Pewnie planuje coś paskudnego i dlatego manipuluje przy barierach ochronnych uczelni – prychnęła pogardliwie wojowniczka.
- Nie przesadzaj moja droga, to jeszcze dziecko. Jak mógłby zrobić taką tarczę, której wszyscy zebrani razem wykładowcy Akademii z trudem się pozbyli? – Pokręciła głową niedowierzająco kobieta.
................................................................................
Betowała kot_w_butach

4 komentarze:

  1. Cudo cudo.Ciesze się, że pojawiła się wreszcie nowa notka.Jestem zachwycona i zadowolona, cóż oby Sevi wydostał mężczyznę z lochu, przecież to chłopiec zawinił.A ojczulek ma niezłe wyczucie czasu. Natomiast widać, że przyszły weterynarz ma niezwykłą moc.Szkoda tylko, że w tej akademii nauczyciele to debile, którzy szukają spisku. Mam nadzieje, że chłopcu się uda.

    OdpowiedzUsuń
  2. no no coraz ciekawiej ^^
    Lochy, zajęcia, bariery ochronne u lala ;)
    Rozdział jest świetny, jak zwykle nie mogę się doczekać następnej notki,
    I nie gniewaj się na biedną Maru za brak nowej notki, jak obiecałam, choćbym miała siedzieć całą noc wstawię dzisiaj wszystko ^^
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, ale chętnie wybiłabym tych debili z "Rady", którzy oskarżają Amitaia o nie wiadomo co!! Weź, chętnie użyłabym na nich swoich noży, ale niestety nie mogę. Ashlan powinien być milszy a nie zaraz się rzuca na faceta, co on nie pamięta jak to sam podrywał Yuriko?? Dobra już nie zrzędzę bo muszę wstać o 5.00. Pozdrawiam cię, życzę zdrówka, dużo czasu na pisanie oraz weny giganta. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta wojowniczka działa mi niesamowicie na nerwy, jak ja nie lubię takich głupich bab, które wszędzie widzą spisek, a najlepsze wyjście, to rozwiązanie siłowe. To już podchodzi pod paranoję.
    Szkoda mi Dave, bo przez lekkomyślność Sevi'ego ma teraz problemy. Oby ojciec trochę ochłonął, zresztą zaraz się przekonam ;p Wciągające to opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń