Zamknął
oczy i skoczył. Poczuł we włosach wiatr.
-Już za kilka sekund skończy się moja udręka. Będę wolny.- Leciał z ogromną prędkością w dół. Skulił się w sobie, oczekując na uderzenie i ból. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Pęd niespodziewanie ustał. Zaskoczony uchylił powoli powieki. Wisiał w powietrzu, zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. W górze widział przesuwające się skłębione, burzowe chmury, w dole szumiał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o stromy, skalisty brzeg. Jego umysł ogarnął dziwny spokój, a serce wypełniła pustka. Został sam, zupełnie sam w całym wszechświecie. Maleńki pyłek miotany na wszystkie strony przez przeciwności losu. Strzępki jego duszy wirowały w bezkresnych przestworzach. Strzaskana świadomość nie znalazła żadnego punktu do którego mogłaby przylgnąć.
Niespodziewanie coś drgnęło. W powietrzu rozległ się daleki dźwięk dzwonów. Potem dobiegł chłopca szmer, który powoli narastał tak, że w wkrótce zaczął odróżniać poszczególne słowa.
- Przyjmij swoje dziedzictwo, książę - rozległy się znikąd nieludzkie, aksamitne głosy. Gładkie i jedwabiste sączyły do uszu słodką truciznę. Owijały się wokół duszy chłopca jak wąż. Były natarczywe, lepkie i przeraźliwie zimne, ale pogrążony w bólu Sevi tego nie zauważył.
– Wystarczy jedno twoje słowo, a będziemy cię kochać i chronić, umożliwimy ci zemstę o jakiej tylko zamarzysz. Oni cię nie chcą, odepchnęli cię. Mają teraz nowego syna. Takiego o jakim zawsze marzyli. My teraz będziemy twoją rodziną.
- Kim jesteście? – Wyszeptał drżącym głosem chłopak.
- Jesteśmy Odrzuconymi. Twój ród ma bardzo długą i zawiłą historię. Niegdyś władał całymi galaktykami. Raz na jakiś czas przychodziło w nim na świat wyjątkowe dziecko. Każde miało na lewej łopatce znak. Piętno czarnych gwiazd. Bano się ich i pozbywano w okrutny, bezlitosny sposób. Tak wielu z nas zginęło zanim miało okazję cokolwiek zdziałać. Płynie w tobie nasza krew. Podaj nam rękę, a zostaniemy z tobą na zawsze. Damy ci siłę, jakiej nie ma nikt – słowa płynęły jak mroczna rzeka. Jej nieprzeniknione, tajemnicze wody kusiły i uwodziły. Samotny, zrozpaczony chłopiec nie miał siły im się opierać. Zresztą nawet nie chciał. Nie pozostał mu już nikt, dla kogo chciałby zostać po tej stronie. Wyciągnął dłoń w kierunku niewidzialnych głosów.
- Przyjmuję dziedzictwo i przysięgam, że pozbędę się tego kłamliwego zdrajcy.
Na dworze pociemniało. Napłynęły granatowoczarne chmury. Liczne błyskawice zaczęły rozdzierać niebo. Ziemia zadrżała i jęknęła, protestując przeciwko paktowi, którego była świadkiem.
A potem nastała cisza. Straszna, martwa, wszechogarniająca cisza. Jakby cały świat nagle zniknął. Rozpłynął się w niebycie. Wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu.
Wtedy książę otworzył szeroko błękitne oczy. Wyglądały teraz zupełnie inaczej. Dwa kawałki chłodnego, lśniącego kryształu zupełnie nie pasujące do ładnej, chłopięcej twarzy. Były kompletnie pozbawione uczuć. Zupełnie jak u lalki. Rozpostarł szeroko szczupłe ramiona, a z jego pleców zaczęły wyrastać potężne, czarne skrzydła. Różniły się znacznie od tych, do jakich przyzwyczajeni byli mieszkańcy cesarstwa. Zbudowane były z czystej energii. Całe aż iskrzyły od mrocznej magii dzięki, z której powstały. Chłopak machnął nimi raz i drugi na próbę, przemieszczał się dzięki błyskawicznie. Spojrzał w kierunku tarasu, z którego kilkanaście minut temu skoczył. Jego piękną twarz wykrzywił brzydki, okrutny uśmiech.
…………………………………………………..........
Tymczasem w pałacu przerażeni rodzice Sevi usiłowali otworzyć zabezpieczone przez niego wcześniej drzwi. Niestety nikomu to się nie udało. Ami miał właśnie zamiar wkroczyć do akcji, kiedy Yuriko złapał go za ramię i odciągnął do tyłu.
- Nie, zostaw! – Podszedł do okna i zaczął przypatrywać się czemuś na zewnątrz z pobladłą twarzą. Nagle odwrócił się i jednym machnięciem ręki otworzył portal. – Uciekaj, natychmiast i nigdy tu nie wracaj! My sobie jakoś poradzimy – dodał, widząc wahanie w oczach chłopaka. – Twierdza nas ochroni. Twój brat zrobił właśnie coś naprawdę strasznego. Jeśli tutaj zostaniesz, zabije cię! – Wepchnął zaszokowanego Amitaia w ciemny otwór. Brama zapadła się za nim z suchym trzaskiem. Książę odwrócił się do męża, który dosłownie skamieniał z wrażenia. Pogładził go po policzku i chwycił za lodowatą dłoń.
- Nie możemy tutaj zostać. Chodź!
- Yuriko, to przecież nasz syn! Musimy mu jakoś pomóc – wyszeptał zbielałymi wargami Ashlan.
- Proszę cię, zaufaj mi. Widziałem już w naszej rodzinie taki przypadek, kiedy byłem dzieckiem. Nic w tej chwili nie zdziałamy. Ten głuptas pozwolił się opętać. Jeśli zostaniemy, po prostu nas zmasakruje. Musimy dostać się do Twierdzy!
- Nigdzie nie idę! Pomyślałeś o innych? Co z mieszkającymi i pracującymi tutaj ludźmi? – Cesarz usiłował wyszarpnąć swoją dłoń.
- Nie ochronisz ich i sam zginiesz. Nie masz pojęcia z czym walczysz!
- To tylko chłopak ze zmąconym umysłem, nieumiejący nawet władać swoją mocą. Mamy silną armię i potężnych magów. Poradzimy sobie z nim – przekonywał męża Ashlan.
- Pieprzysz. Dziękuj bogom, że jeszcze nie ma wprawy w posługiwaniu się mroczną energią – Yuriko ponownie otworzył portal i wciągnął w niego przeklinającego cesarza. W ciągu sekundy znaleźli się w Twierdzy Szkarłatnego Mroku. – Teraz możesz się pieklić. Tutaj będziemy bezpieczni i możemy obmyślić jakąś strategię.
- Natychmiast otwórz z powrotem przejście! – Krzyczał wściekły władca Sheridanu potrząsając swoim mężem.
-Uspokój się wreszcie i choć przez chwilę mnie posłuchaj – Yuriko pchnął go na stojący w pobliżu fotel. – Sevi to także moje dziecko i cierpię nie mniej od ciebie. Musimy jednak zachować rozsądek i uratować co tylko się da. Ja też zostawiłem w pałacu przyjaciół. Kochanie błagam cię, zachowaj zimną krew. Nie możemy sobie teraz pozwolić na popadanie w rozpacz.
- Nie mam pojęcia jak ci się to udaje – stwierdził cicho Ashlan i ukrył twarz w drżących dłoniach.
- Można powiedzieć, że to kwestia wprawy. Miałem naprawdę paskudne dzieciństwo – książę podszedł do męża i usiadł mu na kolanach. Przytulił się do niego całym ciałem. - Słyszałeś kiedyś o Odrzuconych?
- To głupie legendy z zamierzchłej przeszłości. Bajki do straszenia niegrzecznych dzieci.
- Widzisz, ja znałem jednego z nich. Był moim dalekim kuzynem. Uwierz, nie chciałbyś go poznać. Zło w swojej najczystszej postaci tak właśnie musi wyglądać. Wtedy jeszcze istniała specjalna grupa przeszkolonych wojowników staranie wybieranych spośród członków mojej rodziny. To właśnie oni schwytali go i unieszkodliwili. Niestety miesiąc później wojska Sheridanu odkryły naszą mała osadę. Zabili wszystkich. Przeżyłem tylko ja. Powinienem był wtedy zginąć razem z moją matką. Przeze mnie cała historia zaczyna się od początku – Yuriko płakał bezgłośnie bezradnie patrząc na Ashlana. – Jeden syn oszalał, a drugi wylądował nie wiadomo gdzie. Nie mam pojęcia dokąd przeniósł go ten cholerny portal. W tym zamieszaniu kompletnie straciłem głowę.
………………………………………………………………
W innej części galaktyki na kamienistym pustkowiu wylądował macierzysty statek Chananu. Demoniczni wojownicy stoczywszy kilka ciężkich potyczek na granicy z Infernatem postanowili nieco odpocząć. Sam Wielki Dowódca Zamir wydał taki rozkaz. Ta zapomniana przez wszystkich, niezamieszkana przez wyższe formy życia planeta miała dwie zalety - czyste jak kryształ powietrze nadające się do oddychania i zasoby zdatnej do picia wody. Dla bezpieczeństwa wysłano jednak kilku mężczyzn na zwiady. Skanowali powierzchnię na wiele mil wokół siebie.
- Spójrz Liam – odezwał się jeden z nich – ten odczyt wskazuje, że to humanoid. Miało tu nikogo nie być. Przeklęci Infernianie wszędzie się wcisną.
- Jest sam, to bardzo dziwne. Musimy to sprawdzić – rozłożyli błoniaste skrzydła i polecieli w kierunku znaleziska. Zobaczyli niewielki krater w litej skale. Pośrodku leżało jakieś ciało. Podeszli bliżej. Przewrócili na plecy zakrwawionego młodego mężczyznę.
- Jeszcze żyje, ale jest zmasakrowany jakby spadł z dużej wysokości. Dobijmy nieszczęśnika, nie ma sensu taszczyć go na statek.
- Zaczekaj, ja go znam. To Amidai Al.’Kadar. Chodził do naszej Akademii – stwierdził ogromnie zaskoczony Liam, ocierając twarz rannego z błota. – Co on tutaj robi? Pomóżcie paskudne lenie, to jeden z naszych oficerów.
…………………………………………………
Amitai obudził się z pełnego koszmarów snu. Usiadł gwałtownie na łóżku i jęknął głucho chwytając się za brzuch. Z trudem rozwarł sklejone powieki. Sięgnął po stojącą obok na stoliku szklankę z wodą. Zwilżył nią zasuszone gardło.
- Spokojnie, jeszcze nie wszystkie rany się zagoiły – uśmiechnął się do niego Liam. – Miałeś, bracie, niesamowite szczęście. Jeszcze parę godzin i zastalibyśmy tylko twoje ogryzione kości. Jak ty się tutaj znalazłeś?
- To ten pieprzony portal mnie tak załatwił. Gdzie ja jestem? – Wychrypiał.
- Na statku Jego Wysokości Zamira. Od kilku dni usiłujemy doprowadzić cię do porządku.
- Cholera, ale mnie zniosło z kursu.
- Odpoczywaj – mężczyzna poklepał go po ramieniu. Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Amitai przymknął ponownie oczy, co nie było dobrym pomysłem. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz wykrzywionej cierpieniem twarzy Sevi. Łzy popłynęły same, bez udziału jego woli.
-Mój śliczny, słodki braciszek, co teraz z nim będzie? Czy rodzice poradzą sobie z problemami sami? On na pewno mnie nienawidzi po tym co mu powiedziałem, ale tak będzie dla niego lepiej. Zapomni o mnie i znajdzie sobie kogoś nowego. Jest jeszcze taki dziecinny – Całkowicie się rozkleił. Szlochał już teraz głośno, a jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Nie potrafił się opanować. - Nigdy nie zapomnę tego bólu i szoku w pięknych oczach Sevi. Jestem potworem. Tak strasznie go skrzywdziłem. Nigdy nie powinienem był dać się wciągnąć w romans z nim. Zabrałem jego niewinność, a potem odepchnąłem. To ja powinienem był skoczyć z tego balkonu – Amtai miotał się na łóżku tak mocno, że puściły szwy na jego ranach. Kiedy Liam powrócił by zobaczyć jak się czuje, nieprzytomny chłopak był cały we krwi.
- Co takiego strasznego cię spotkało przyjacielu, że doprowadziłeś się do tego stanu? – Pokręcił głową mężczyzna i wezwał medyka.
………………………………………………………
Po kilku dniach prawie całkowicie zdrowy Amitai stał przed drzwiami do kabiny samego Zamira. Dowódca kiedy tylko dowiedział się o nieoczekiwanym gościu, kazał mu się stawić u siebie. Znalezienie żywej osoby na takim pustkowiu graniczyło z cudem. Chłopak równie dobrze mógł być przyjacielem jak i wyjątkowo sprytnym szpiegiem. Nudzący się na postoju dowódca postanowił przepytać go osobiście. Chłopak, kiedy tylko wszedł do środka obrzucił spojrzeniem dużą komnatę. Na wysokim fotelu siedział najprawdopodobniej książę. Obok niego stali służbiście wyprężeni dwaj oficerowie. Najwyraźniej mężczyzna cieszył się ogromnym respektem, bo wojownicy bali się nawet głośniej oddychać. Amitai zasalutował przepisowo i zgięty w ukłonie czekał na reakcję Zamira.
- Toż to nasz stary znajomy – rozległ się niski głos dowódcy. – Podejdź bliżej deblis. Widzę, że nadal masz mój pierścień.- Zmieszany chłopak uklęknął obok fotela. Podniósł wzrok i napotkał ciemnozłote ślepia wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. – Nie bądź taki nieśmiały. Wyrosłeś na interesującego mężczyznę. Gdzie się podziało to zuchwałe spojrzenie? Kto śmiał zgasić radość w tych niezwykłych, srebrnych oczach?
- Wasza Wysokość – wybąkał coraz bardziej speszony Amitai, widząc domyślne, bezczelne uśmieszki towarzyszących im wojowników.
- Masz kochanka? – Zapytał Zamir, wprawiając chłopaka w osłupienie.
- Nie mam i nie szukam – odpowiedział poważnie, rumieniąc się mimowolnie i odsunął się nieco do tyłu.
- Mocne słowa jak na taką małą znajdę. Sprawię, że sam się poddasz – uśmiechnął się książę drapieżnie. - Nie bój się, jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby brać kogoś siłą. Zawsze jednak mogę zmienić zdanie – w jego oczach pojawił się błysk. – Liam mówił, że znacie się z Akademii i bardzo wychwalał twoje umiejętności. Czy to była bliska znajomość? – Zapytał, jeszcze raz całkowicie zaskakując Al.’Kadara swoją bezpośredniością.
- Przyjaźniliśmy się – odparł ostrożnie, starając się by głos mu nie zadrżał. Czuł, że ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Pod tą elegancką zbroją biło dzikie i okrutne serce. Słyszał jak jego ludzie plotkowali, że był też bardzo dumny, uparty i porywczy. Biada temu kto w chwili gniewu stanął na jego drodze. Musiał uważać. Jedno źle dobrane słowo i zgubi siebie oraz Liama.
- Wystarczy na dzisiaj, bo jeszcze mi tu zemdlejesz. Możesz zostać. Jeśli jesteś tak dobrym wojownikiem jak powiadają, to na moim statku znajdzie się dla ciebie miejsce. Widzę, że twoja krew nadal się nie przebudziła. Ciekawe jak długo utrzymasz ją w ryzach datafel mil zulman.
………………………………………………………………
Deblis – książę ciemności
Datafel mil zulman – dziecię mroku
................................................................................................................-Już za kilka sekund skończy się moja udręka. Będę wolny.- Leciał z ogromną prędkością w dół. Skulił się w sobie, oczekując na uderzenie i ból. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Pęd niespodziewanie ustał. Zaskoczony uchylił powoli powieki. Wisiał w powietrzu, zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. W górze widział przesuwające się skłębione, burzowe chmury, w dole szumiał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o stromy, skalisty brzeg. Jego umysł ogarnął dziwny spokój, a serce wypełniła pustka. Został sam, zupełnie sam w całym wszechświecie. Maleńki pyłek miotany na wszystkie strony przez przeciwności losu. Strzępki jego duszy wirowały w bezkresnych przestworzach. Strzaskana świadomość nie znalazła żadnego punktu do którego mogłaby przylgnąć.
Niespodziewanie coś drgnęło. W powietrzu rozległ się daleki dźwięk dzwonów. Potem dobiegł chłopca szmer, który powoli narastał tak, że w wkrótce zaczął odróżniać poszczególne słowa.
- Przyjmij swoje dziedzictwo, książę - rozległy się znikąd nieludzkie, aksamitne głosy. Gładkie i jedwabiste sączyły do uszu słodką truciznę. Owijały się wokół duszy chłopca jak wąż. Były natarczywe, lepkie i przeraźliwie zimne, ale pogrążony w bólu Sevi tego nie zauważył.
– Wystarczy jedno twoje słowo, a będziemy cię kochać i chronić, umożliwimy ci zemstę o jakiej tylko zamarzysz. Oni cię nie chcą, odepchnęli cię. Mają teraz nowego syna. Takiego o jakim zawsze marzyli. My teraz będziemy twoją rodziną.
- Kim jesteście? – Wyszeptał drżącym głosem chłopak.
- Jesteśmy Odrzuconymi. Twój ród ma bardzo długą i zawiłą historię. Niegdyś władał całymi galaktykami. Raz na jakiś czas przychodziło w nim na świat wyjątkowe dziecko. Każde miało na lewej łopatce znak. Piętno czarnych gwiazd. Bano się ich i pozbywano w okrutny, bezlitosny sposób. Tak wielu z nas zginęło zanim miało okazję cokolwiek zdziałać. Płynie w tobie nasza krew. Podaj nam rękę, a zostaniemy z tobą na zawsze. Damy ci siłę, jakiej nie ma nikt – słowa płynęły jak mroczna rzeka. Jej nieprzeniknione, tajemnicze wody kusiły i uwodziły. Samotny, zrozpaczony chłopiec nie miał siły im się opierać. Zresztą nawet nie chciał. Nie pozostał mu już nikt, dla kogo chciałby zostać po tej stronie. Wyciągnął dłoń w kierunku niewidzialnych głosów.
- Przyjmuję dziedzictwo i przysięgam, że pozbędę się tego kłamliwego zdrajcy.
Na dworze pociemniało. Napłynęły granatowoczarne chmury. Liczne błyskawice zaczęły rozdzierać niebo. Ziemia zadrżała i jęknęła, protestując przeciwko paktowi, którego była świadkiem.
A potem nastała cisza. Straszna, martwa, wszechogarniająca cisza. Jakby cały świat nagle zniknął. Rozpłynął się w niebycie. Wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu.
Wtedy książę otworzył szeroko błękitne oczy. Wyglądały teraz zupełnie inaczej. Dwa kawałki chłodnego, lśniącego kryształu zupełnie nie pasujące do ładnej, chłopięcej twarzy. Były kompletnie pozbawione uczuć. Zupełnie jak u lalki. Rozpostarł szeroko szczupłe ramiona, a z jego pleców zaczęły wyrastać potężne, czarne skrzydła. Różniły się znacznie od tych, do jakich przyzwyczajeni byli mieszkańcy cesarstwa. Zbudowane były z czystej energii. Całe aż iskrzyły od mrocznej magii dzięki, z której powstały. Chłopak machnął nimi raz i drugi na próbę, przemieszczał się dzięki błyskawicznie. Spojrzał w kierunku tarasu, z którego kilkanaście minut temu skoczył. Jego piękną twarz wykrzywił brzydki, okrutny uśmiech.
…………………………………………………..........
Tymczasem w pałacu przerażeni rodzice Sevi usiłowali otworzyć zabezpieczone przez niego wcześniej drzwi. Niestety nikomu to się nie udało. Ami miał właśnie zamiar wkroczyć do akcji, kiedy Yuriko złapał go za ramię i odciągnął do tyłu.
- Nie, zostaw! – Podszedł do okna i zaczął przypatrywać się czemuś na zewnątrz z pobladłą twarzą. Nagle odwrócił się i jednym machnięciem ręki otworzył portal. – Uciekaj, natychmiast i nigdy tu nie wracaj! My sobie jakoś poradzimy – dodał, widząc wahanie w oczach chłopaka. – Twierdza nas ochroni. Twój brat zrobił właśnie coś naprawdę strasznego. Jeśli tutaj zostaniesz, zabije cię! – Wepchnął zaszokowanego Amitaia w ciemny otwór. Brama zapadła się za nim z suchym trzaskiem. Książę odwrócił się do męża, który dosłownie skamieniał z wrażenia. Pogładził go po policzku i chwycił za lodowatą dłoń.
- Nie możemy tutaj zostać. Chodź!
- Yuriko, to przecież nasz syn! Musimy mu jakoś pomóc – wyszeptał zbielałymi wargami Ashlan.
- Proszę cię, zaufaj mi. Widziałem już w naszej rodzinie taki przypadek, kiedy byłem dzieckiem. Nic w tej chwili nie zdziałamy. Ten głuptas pozwolił się opętać. Jeśli zostaniemy, po prostu nas zmasakruje. Musimy dostać się do Twierdzy!
- Nigdzie nie idę! Pomyślałeś o innych? Co z mieszkającymi i pracującymi tutaj ludźmi? – Cesarz usiłował wyszarpnąć swoją dłoń.
- Nie ochronisz ich i sam zginiesz. Nie masz pojęcia z czym walczysz!
- To tylko chłopak ze zmąconym umysłem, nieumiejący nawet władać swoją mocą. Mamy silną armię i potężnych magów. Poradzimy sobie z nim – przekonywał męża Ashlan.
- Pieprzysz. Dziękuj bogom, że jeszcze nie ma wprawy w posługiwaniu się mroczną energią – Yuriko ponownie otworzył portal i wciągnął w niego przeklinającego cesarza. W ciągu sekundy znaleźli się w Twierdzy Szkarłatnego Mroku. – Teraz możesz się pieklić. Tutaj będziemy bezpieczni i możemy obmyślić jakąś strategię.
- Natychmiast otwórz z powrotem przejście! – Krzyczał wściekły władca Sheridanu potrząsając swoim mężem.
-Uspokój się wreszcie i choć przez chwilę mnie posłuchaj – Yuriko pchnął go na stojący w pobliżu fotel. – Sevi to także moje dziecko i cierpię nie mniej od ciebie. Musimy jednak zachować rozsądek i uratować co tylko się da. Ja też zostawiłem w pałacu przyjaciół. Kochanie błagam cię, zachowaj zimną krew. Nie możemy sobie teraz pozwolić na popadanie w rozpacz.
- Nie mam pojęcia jak ci się to udaje – stwierdził cicho Ashlan i ukrył twarz w drżących dłoniach.
- Można powiedzieć, że to kwestia wprawy. Miałem naprawdę paskudne dzieciństwo – książę podszedł do męża i usiadł mu na kolanach. Przytulił się do niego całym ciałem. - Słyszałeś kiedyś o Odrzuconych?
- To głupie legendy z zamierzchłej przeszłości. Bajki do straszenia niegrzecznych dzieci.
- Widzisz, ja znałem jednego z nich. Był moim dalekim kuzynem. Uwierz, nie chciałbyś go poznać. Zło w swojej najczystszej postaci tak właśnie musi wyglądać. Wtedy jeszcze istniała specjalna grupa przeszkolonych wojowników staranie wybieranych spośród członków mojej rodziny. To właśnie oni schwytali go i unieszkodliwili. Niestety miesiąc później wojska Sheridanu odkryły naszą mała osadę. Zabili wszystkich. Przeżyłem tylko ja. Powinienem był wtedy zginąć razem z moją matką. Przeze mnie cała historia zaczyna się od początku – Yuriko płakał bezgłośnie bezradnie patrząc na Ashlana. – Jeden syn oszalał, a drugi wylądował nie wiadomo gdzie. Nie mam pojęcia dokąd przeniósł go ten cholerny portal. W tym zamieszaniu kompletnie straciłem głowę.
………………………………………………………………
W innej części galaktyki na kamienistym pustkowiu wylądował macierzysty statek Chananu. Demoniczni wojownicy stoczywszy kilka ciężkich potyczek na granicy z Infernatem postanowili nieco odpocząć. Sam Wielki Dowódca Zamir wydał taki rozkaz. Ta zapomniana przez wszystkich, niezamieszkana przez wyższe formy życia planeta miała dwie zalety - czyste jak kryształ powietrze nadające się do oddychania i zasoby zdatnej do picia wody. Dla bezpieczeństwa wysłano jednak kilku mężczyzn na zwiady. Skanowali powierzchnię na wiele mil wokół siebie.
- Spójrz Liam – odezwał się jeden z nich – ten odczyt wskazuje, że to humanoid. Miało tu nikogo nie być. Przeklęci Infernianie wszędzie się wcisną.
- Jest sam, to bardzo dziwne. Musimy to sprawdzić – rozłożyli błoniaste skrzydła i polecieli w kierunku znaleziska. Zobaczyli niewielki krater w litej skale. Pośrodku leżało jakieś ciało. Podeszli bliżej. Przewrócili na plecy zakrwawionego młodego mężczyznę.
- Jeszcze żyje, ale jest zmasakrowany jakby spadł z dużej wysokości. Dobijmy nieszczęśnika, nie ma sensu taszczyć go na statek.
- Zaczekaj, ja go znam. To Amidai Al.’Kadar. Chodził do naszej Akademii – stwierdził ogromnie zaskoczony Liam, ocierając twarz rannego z błota. – Co on tutaj robi? Pomóżcie paskudne lenie, to jeden z naszych oficerów.
…………………………………………………
Amitai obudził się z pełnego koszmarów snu. Usiadł gwałtownie na łóżku i jęknął głucho chwytając się za brzuch. Z trudem rozwarł sklejone powieki. Sięgnął po stojącą obok na stoliku szklankę z wodą. Zwilżył nią zasuszone gardło.
- Spokojnie, jeszcze nie wszystkie rany się zagoiły – uśmiechnął się do niego Liam. – Miałeś, bracie, niesamowite szczęście. Jeszcze parę godzin i zastalibyśmy tylko twoje ogryzione kości. Jak ty się tutaj znalazłeś?
- To ten pieprzony portal mnie tak załatwił. Gdzie ja jestem? – Wychrypiał.
- Na statku Jego Wysokości Zamira. Od kilku dni usiłujemy doprowadzić cię do porządku.
- Cholera, ale mnie zniosło z kursu.
- Odpoczywaj – mężczyzna poklepał go po ramieniu. Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Amitai przymknął ponownie oczy, co nie było dobrym pomysłem. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz wykrzywionej cierpieniem twarzy Sevi. Łzy popłynęły same, bez udziału jego woli.
-Mój śliczny, słodki braciszek, co teraz z nim będzie? Czy rodzice poradzą sobie z problemami sami? On na pewno mnie nienawidzi po tym co mu powiedziałem, ale tak będzie dla niego lepiej. Zapomni o mnie i znajdzie sobie kogoś nowego. Jest jeszcze taki dziecinny – Całkowicie się rozkleił. Szlochał już teraz głośno, a jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Nie potrafił się opanować. - Nigdy nie zapomnę tego bólu i szoku w pięknych oczach Sevi. Jestem potworem. Tak strasznie go skrzywdziłem. Nigdy nie powinienem był dać się wciągnąć w romans z nim. Zabrałem jego niewinność, a potem odepchnąłem. To ja powinienem był skoczyć z tego balkonu – Amtai miotał się na łóżku tak mocno, że puściły szwy na jego ranach. Kiedy Liam powrócił by zobaczyć jak się czuje, nieprzytomny chłopak był cały we krwi.
- Co takiego strasznego cię spotkało przyjacielu, że doprowadziłeś się do tego stanu? – Pokręcił głową mężczyzna i wezwał medyka.
………………………………………………………
Po kilku dniach prawie całkowicie zdrowy Amitai stał przed drzwiami do kabiny samego Zamira. Dowódca kiedy tylko dowiedział się o nieoczekiwanym gościu, kazał mu się stawić u siebie. Znalezienie żywej osoby na takim pustkowiu graniczyło z cudem. Chłopak równie dobrze mógł być przyjacielem jak i wyjątkowo sprytnym szpiegiem. Nudzący się na postoju dowódca postanowił przepytać go osobiście. Chłopak, kiedy tylko wszedł do środka obrzucił spojrzeniem dużą komnatę. Na wysokim fotelu siedział najprawdopodobniej książę. Obok niego stali służbiście wyprężeni dwaj oficerowie. Najwyraźniej mężczyzna cieszył się ogromnym respektem, bo wojownicy bali się nawet głośniej oddychać. Amitai zasalutował przepisowo i zgięty w ukłonie czekał na reakcję Zamira.
- Toż to nasz stary znajomy – rozległ się niski głos dowódcy. – Podejdź bliżej deblis. Widzę, że nadal masz mój pierścień.- Zmieszany chłopak uklęknął obok fotela. Podniósł wzrok i napotkał ciemnozłote ślepia wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. – Nie bądź taki nieśmiały. Wyrosłeś na interesującego mężczyznę. Gdzie się podziało to zuchwałe spojrzenie? Kto śmiał zgasić radość w tych niezwykłych, srebrnych oczach?
- Wasza Wysokość – wybąkał coraz bardziej speszony Amitai, widząc domyślne, bezczelne uśmieszki towarzyszących im wojowników.
- Masz kochanka? – Zapytał Zamir, wprawiając chłopaka w osłupienie.
- Nie mam i nie szukam – odpowiedział poważnie, rumieniąc się mimowolnie i odsunął się nieco do tyłu.
- Mocne słowa jak na taką małą znajdę. Sprawię, że sam się poddasz – uśmiechnął się książę drapieżnie. - Nie bój się, jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby brać kogoś siłą. Zawsze jednak mogę zmienić zdanie – w jego oczach pojawił się błysk. – Liam mówił, że znacie się z Akademii i bardzo wychwalał twoje umiejętności. Czy to była bliska znajomość? – Zapytał, jeszcze raz całkowicie zaskakując Al.’Kadara swoją bezpośredniością.
- Przyjaźniliśmy się – odparł ostrożnie, starając się by głos mu nie zadrżał. Czuł, że ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Pod tą elegancką zbroją biło dzikie i okrutne serce. Słyszał jak jego ludzie plotkowali, że był też bardzo dumny, uparty i porywczy. Biada temu kto w chwili gniewu stanął na jego drodze. Musiał uważać. Jedno źle dobrane słowo i zgubi siebie oraz Liama.
- Wystarczy na dzisiaj, bo jeszcze mi tu zemdlejesz. Możesz zostać. Jeśli jesteś tak dobrym wojownikiem jak powiadają, to na moim statku znajdzie się dla ciebie miejsce. Widzę, że twoja krew nadal się nie przebudziła. Ciekawe jak długo utrzymasz ją w ryzach datafel mil zulman.
………………………………………………………………
Deblis – książę ciemności
Datafel mil zulman – dziecię mroku
Betowała kot_w_butach
takiego rozwoju wypadków się nie spodziewałam, biedny Sevi, w chwili słabości został sprowadzony na złą drogę. Mam nadzieję, że jakoś uda mu się pomóc, i że nie zrobi krzywdy innym moim ulubieńcom z opowiadania. A Ami znowu spotkał się z demonem:) jestem bardzo ciekawa rozwoju tej znajomości... będą kochankami? z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg:)
OdpowiedzUsuńNana
no w końcu! ale przyznam że rozwój wypadków zadziwia.. ;)
OdpowiedzUsuńciekawi mnie co będzie z Sevim i jakież to romanse przeżyje Ami ;D
Doczekałam się, yey w końcu się doczekałam,,,
OdpowiedzUsuńto takie smutne i nieco przerażające,,, strasznie się martwie losami małego Sevi'ego i oczywiście Al'Kadar'a... :( buuu to było takie smutne,,, mój mały niewinny Sevi T_T
Ale pisz szybciutko....
Twoja Maru ;3
W końcu nowa notka na którą warto było czekać, bo to było wspaniale. Od razu widać że szykujesz wielkie zmiany i że będzie ciekawie. Mam nadzieje że na kolejny rozdział nie dasz nam aż tyle czekać:) Dużo weny
OdpowiedzUsuńUUU...Ale się porobiło... *O* WENY! ;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, biedny Sevi, w chwili słabości został sprowadzony na złą drogę, mam nadzieję, ze z niej zawróci... A cóż ciekawego czeka Ami'ego? Ponownie spotkał tego demona... jakie romanse mu się szykują. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział...
Dużo weny Tobie życzę
Pozdrawiam serdecznie Basia
jestem na nie T_T
OdpowiedzUsuń