wtorek, 30 października 2012

Rozdział 13


   Sevi od kilku dni zastanawiał się w jaki sposób pozbyć się mistrzów magii. Nie mógł zaatakować wszystkich trzech od razu, bo sprawa na pewno wydała by się podejrzana i w końcu ktoś mógłby coś wywęszyć. Postanowił pojedynczo rozprawić się z niewygodnymi świadkami. Na pierwszy ogień miał pójść Alen Neken będący znanym ekspertem od starożytnych run.
Książę niedawno odkrył w podziemiach pałacu niezwykłą komnatę. Na jej drzwiach widniała ogromna pieczęć pokryta dziwnymi znakami. Sevi z początku bał się jej dotknąć, bo wyczuł emanującą z niej niebezpieczną, ciemną moc. W końcu jednak przełamał się i zaczął ja delikatnie badać opuszkami palców. Rozpadła się pod wpływem jego dotyku w świetlisty pył. Wszedł do tajemniczego pokoju wstrzymując z emocji oddech. Zapalił magiczną lampkę i zaczął bacznie rozglądać się dookoła. Szybko zorientował się, że w jego ręce trafił prawdziwy skarb. Ściany sali od sufitu do podłogi obwieszone były półkami na których znajdowało się setki zapomnianych woluminów traktujących o czarnej magii. Z pewnością z tego powodu to pomieszczenie zostało zapieczętowane i ukryte przed oczyma ciekawskich. Postanowił wrócić tutaj jeszcze tego samego dnia w towarzystwie swojej nowej zabaweczki. 
Dał Davemu dwa dni na przystosowanie się do nowej sytuacji, ale dłużej nie miał zamiaru mu pobłażać. Wrócił więc do swojego apartamentu i dzwonkiem przywołał narzeczonego, który miał zakaz opuszczania jego komnat. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i uśmiechnął drapieżnie na widok wchodzącego do pokoju mężczyzny. Musiał przyznać, że Dave prezentował się wyjątkowo seksownie w białej, jedwabnej koszuli i dopasowanych ciemnych spodniach.
- Panie – pochylił się w ukłonie przed księciem. Widać było, że przez te dwa dni wiele sobie przemyślał. Doszedł do wniosku, że z jego narzeczonym stało się coś dziwnego, najprawdopodobniej kompletnie oszalał. Nie miał pojęcia co się wydarzyło podczas jego nieobecności i niestety nikt nie potrafił mu udzielić takiej informacji. Wszyscy jednak rozmówcy byli zgodni co do jednego. Musiało dojść do jakiejś poważnej kłótni między członkami rodziny cesarskiej po której władca przeniósł się do Twierdzy i stamtąd rządził krajem. Zniknął też gdzieś ochroniarz księcia i nikt go już więcej nie widział. Tymczasem następca tronu zmienił się nie do poznania i zaczął coraz więcej przypominać swojego niesławnego dziadka.
 Dave z początku myślał, że Sevi z niego kpi i po jakimś czasie odpuści. Teraz jednak dostrzegł, że zmiany w chłopaku są dużo głębsze niż myślał i zaczął się naprawdę bać. Nie miał pojęcia co jeszcze może przyjść do głowy temu szalonemu dzieciakowi. Starał się więc zachowywać najspokojniej jak umiał, aby nie rozdrażniać swojego dręczyciela.
- Rozbieraj się – usłyszał ze zdumieniem chłodny rozkaz. Spojrzał na Seviego, mając nadzieję, że żartuje, ale dojrzał w jego oczach tylko zimne okrucieństwo. – Na co czekasz? – Zapytał książę. Obroża zaczęła zaciskać się boleśnie wokół szyi mężczyzny, który czując to zaczął pośpiesznie zrzucać ubranie. – Wolniej, trochę finezji kochanie – rzucił złośliwie chłopak. Kiedy Dave został nagi, narzeczony obejrzał go od stóp do głów z perwersyjnym uśmieszkiem. – Wiesz co to jest? – Sevi pochylił się i wyciągnął ze stojącej obok szafki jakiś duży podłużny, giętki przedmiot.
- Ttak – wyjąkał zaczerwieniony Dave nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Jego nieśmiały zazwyczaj narzeczony trzymał w dłoniach spore dildo z wbudowanym wibratorem.
- Co się tak gapisz? Odwróć się tyłem i mocno pochyl, możesz chwycić się biurka – odezwał się wyniośle chłopak. – Chyba nie zapomniałeś co ci dwa dni temu obiecałem? – Mężczyzna pobladł gwałtownie, ale bez słowa wypełnił rozkaz. Wypiął tyłek w stronę narzeczonego  i z mocno bijącym ze strachu sercem czekał na rozwój wypadków. Sevi wstał i podszedł do swojej ofiary, wymierzył mu solidnego klapsa, rozsunął pośladki i bez ostrzeżenia pchnął mocno dildo zanurzając je od razu prawie do połowy w ciasno zaciśniętej dziurce mężczyzny. Doskonale zdawał sobie sprawę, że robiąc to w ten sposób rozrywa delikatne ścianki anusa.
- Aaaa… - krzyknął z bólu Dave, a po jego drżących udach spłynęła cieniutka strużka krwi.
- Przyjemnie prawda? – Zaniósł się śmiechem książę. – To jeszcze nie koniec – wsunął z okrutnym błyskiem w oku przedmiot do końca, po czym zabezpieczył go, aby nie wypadł. – Będę cię pieprzył, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota – warknął do wystraszonego mężczyzny, któremu po policzkach płynęły z bólu łzy. – Odwróć się do mnie przodem, zobaczymy co tam masz ciekawego – obrzucił kpiącym spojrzeniem wiotkiego penisa narzeczonego. – Założymy się że zaraz ci stanie? – Sevi obserwował  przerażonego mężczyznę beznamiętnie, jak jakiś eksperymentalny eksponat. Usiadł z powrotem w fotelu i skinął na Devego ręką żeby podszedł bliżej. Wyjął z kieszeni maleńkie urządzonko z kilkoma przyciskami. – Zobaczmy jak to działa! – Podkręcił jeden z guzików, a stojący naprzeciwko niego mężczyzna krzyknął zaskoczony i osunął się na kolana. Dave poczuł jak dildo wibruje i raz po raz uderza w jego prostatę. Krew zaczęła gwałtownie krążyć w jego żyłach, a członek prężyć się i rosnąć. – Wstań i nie waż się siebie dotykać! – Krzyknął jego dręczyciel. Sevi przez dobre kilkanaście minut bawił się urządzeniem wypróbowując różne opcje i wyrywając z ust narzeczonego coraz głośniejsze jęki. Zawstydzony i upokorzony do granic możliwości Dave stał przed nim wijąc się i postękując. Trząsł się na całym ciele, które mimo doznawanego bólu z całych sił dążyło do spełnienia. Książę podniósł ze stolika ozdobne, pawie pióro i dotknął nim penisa mężczyzny. – No dalej, spuść się, pokaż jaka z ciebie pożądliwa dziwka – odezwał się pogardliwie chłopak nie przestając gładzić jego nabrzmiałego członka.
- Aaaa… - rozległ się okrzyk Davea, który wystrzelił potężnym strumieniem spermy wprost na dywan u stóp Seviego, który natychmiast się odsunął z pełnym obrzydzenia grymasem.
- Zabierz swoje ciuchy i wynoś się. Masz – rzucił do niego urządzeniem pilotującym dildo. – Może ci się jeszcze przydać. To będzie od dzisiaj twój jedyny kochanek – uśmiechnął się do niego ironicznie. Po czym wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając poniżonego, drżącego, nagiego mężczyznę samemu sobie.
…………………………………………………….............

   W tym samym czasie Amitai miał zupełnie inne problemy. Ubrany w lekką zbroję, ściśle dopasowaną do jego zgrabnego, smukłego ciała i z przypasanym do boku świetlnym mieczem, podążał razem z rozbawionym jego speszoną miną Liamem na salę treningową. Mimo zapewnień przyjaciela o panującej tam surowej dyscyplinie, trochę jednak obawiał się reakcji ćwiczących tam wojowników. Kiedy weszli na ogromną salę wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę, ale po chwili wszyscy wrócili do przerwanych zajęć. Ami razem z Liamem znaleźli sobie jakiś najodleglejszy, najciemniejszy kącik i tam zaczęli poranny trening. Al’Kadar nie był zbyt dobry w walce na miecze. Po kilkunastu minutach zebrał od Liama sporo siniaków. Nie mógł się skupić na pojedynku ponieważ ze wszystkich stron czuł na sobie pożądliwe spojrzenia ślizgające się po jego sylwetce, pośladkach, oceniające zawartość spodni. Parę razy rozłożył się na podłodze jak długi robiąc efektowny szpagat. Chora noga zaczęła go boleć i nie potrafił nadążyć za zwinnym Liamem. Zajęci sobą mężczyźni nie zauważyli przygląda dającemu się im od jakiegoś czasu potężnego wojownika.
- Dość – usłyszeli skierowany w swoją stronę rozkaz. – Co to ma być? – warknął do nich Zamir. Na sali natychmiast ucichło i wszyscy zaczęli wyjątkowo przykładnie trenować. – Usiądź – odezwał się do Liama.
- Amitai, gdzie podziała się twoja głowa, bo na razie widzę tylko miotający się na wszystkie strony leniwy tyłek? – Wrzasnął na Al’Kadara dowódca. – Jak ty do cholery trzymasz ten miecz? – Mężczyzna podszedł do chłopaka, stanął za jego plecami i obejmując go szerokimi ramionami ustawił w odpowiedniej pozycji. Nie omieszkał się jednak przywrzeć do zmieszanego Amitaia całym swoim gorącym, twardym ciałem. Chłopak gwałtownie się zaczerwienił wyczuwając swoimi pośladkami niewątpliwy dowód podniecenia Zamira.
- Słodki – mruknął do niego wojownik, owiewając jego ucho swoim oddechem.
- Puszczaj – pisnął cicho Ami, nie chcąc zwracać na siebie uwagi ćwiczących mężczyzn. W tym momencie poczuł jak duża dłoń Zamira zaciska się bezczelnie na jego pośladku. Niewiele myśląc stanął mu z całej siły na nodze miażdżąc przy tym palce. Po czym posłał w stronę zaskoczonego dowódcy falę mocy która odepchnęła go do tyłu tak, że z impetem wylądował na tyłku.
- Cholera! – Wrzasnął wojownik, rozcierając obolałe pośladki i posłał w stronę Amitaia krzywe spojrzenie. Niestety wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę przywabione awanturą. Zamir zerwał się na równe nogi i bez słowa rzucił sna zbaraniałego chłopaka z mieczem w dłoni. Nie docenił jednak jego refleksu. Nie zdążył nawet go musnąć, bo Ami rozłożył skrzydła i poszybował jak strzała w górę. Dowódcy nie pozostało nic innego jak przyłączyć się do szybującego w powietrzu chłopaka. Zabawa w berka trwała dość długo ponieważ goniący się mężczyźni wspierali się w tym pojedynku magią. Lśniące pociski latały tam i z powrotem niestety nie trafiając do celu. Błyszczące tarcze otaczały ich ciała skutecznie odpierając każdy atak przeciwnika. Wszyscy którzy do tej pory trenowali przestali ćwiczyć i z zadartymi głowami oglądali rozgrywające się na ich oczach widowisko. Doskonale znali swojego dowódcę i wiedzieli, że w walce nie ma sobie równych. Tymczasem teraz okazało się że ten nowy chłopak w powietrzu nie ustępuje mu nawet na krok. Po godzinie najdziwniejszych ewolucji i spektakularnym pokazie mocy obaj walczący wylądowali na arenie ciężko dysząc.
- Z formą coś kiepsko – wyszczerzył się do chłopaka Zamir.
- I kto to mówi – uśmiechnął się do niego Ami wbijając oczy w jego szeroką, falującą ze zmęczenia pierś co nie było w tej chwili najlepszym pomysłem. W rozchełstanej koszuli widoczne były potężne mięśnie mężczyzny powleczone apetyczną śniadą skórą, lśniącą od potu w świetle lamp.
- Mhm.. – wyrwało się nieopatrznie, zagapionemu w to kuszące zjawisko Amitaiowi.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Wieczorem możemy się zabawić  – mruknął   zadowolony Zamir wpatrujący się w niego błyszczącymi oczami.
- Eee…? – odezwał się chłopak, zaskoczony kierunkiem w jakim poszła rozmowa i zarumienił się po same uszy. – Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie sypiam z każdym facetem, który zaświeci do mnie gołym torsem - odparł stanowczo zmieszany Al’Kadar i zaczął się wycofywać, przy akompaniamencie gwizdów ze wszystkich stron sali.
…………………………………………………………………

Ami był głodny, a jego żołądek głośno domagał się jakiegoś paliwa. Chłopak jednak z uporem leżał pod kołdrą i bijąc głową o poduszkę dumał nad swoją głupotą. Dzisiaj pobił z pewnością wszelkie swoje rekordy. Zrobił z siebie kretyna przed co najmniej połową załogi statku. Zamiast zgasić w zarodku powstające o nim plotki, dał powód do następnych jeszcze śmielszych spekulacji.
- Ałłuuu… - zawył desperacko nad swoim ciężkim losem.
- Bawisz się w psa, czy umierasz? – Zapytał stojący w drzwiach Liam. – Chodź na kolację, bo tu faktycznie skonasz z głodu. Twój brzuch słychać było aż na korytarzu.
- Nigdzie nie idę. Daj mi tu cierpieć w spokoju – jęknął Ami i schował się ponownie pod kołdrę. Dość długo przewracał się na łóżku aż w końcu zmorzył go sen. Obudził go ciche pukanie, a potem skrzypienie otwieranych drzwi.
- Liam, mówiłem żebyś odpuścił – odparł chłopak nie otwierając nawet oczu. Usłyszał jak ktoś stawia na stole talerz i kubek. Po chwili doszedł go upojny zapach pieczeni i smażonych ziemniaczków. – Nie będę jadł, muszę się jakoś ukarać i wreszcie zmądrzeć, bo marnie skończę. Jak mogłem tak ślinić się do tego zboczeńca Zamira, mało brakowało, a wbiłbym mu zęby w klatę. Nawet teraz jak pomyślę o jego złocistej skórze robię się głodny – westchnął głośno Ami. – Nie chcę znowu wplątać się w jakąś aferę. Mam zamiar żyć w celibacie. Podobno mężczyźni, którzy tego nie robią żyją dłużej i zachowują urodę do późnej starości. Od jutra zajmę się pracą, treningami i rozwiązywaniem swoich osobistych problemów. Precz z facetami! – Krzyknął energicznie Ami, usiadł gwałtownie na łóżku i spotkał się oko w oko z mocno rozbawionym Zamirem.
- Trzymam cię za słowo chłopcze, będziesz miał wiele okazji, aby udowodnić siłę swojej woli. Rano stawisz się w mojej kwaterze i podejmiesz nowe obowiązki. Będziesz moim sekretarzem. Bardzo potrzebuję kogoś do uporządkowania papierów. Wkrótce odlatujemy do stolicy i muszę dojść jakoś do ładu z dokumentami – Mężczyzna usiadł na łóżku i zbliżył się do Amiego na niebezpieczną odległość. Spojrzał wymownie na jego usta i delikatnie musnął je opuszkami palców. – Myślisz, że dasz radę? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 12


   Władca Sheridanu wraz z małżonkiem gdzieś przepadł. Nie widziano go już od kilku tygodni. Dopiero po dwóch miesiącach zaczęły przychodzić listy i rozkazy z Twierdzy Szkarłatnego Mroku, jednak żaden z dworzan nie został wpuszczony do zamku. Cesarz zaczął rządzić swoim państwem na odległość, przy pomocy rządu rezydującego w stolicy do którego regularnie zaczęły napływać jego rozporządzenia.

   Sevi po pamiętnym dniu nie był już tym samym wesołym, psotnym młodym młodzieńcem jakiego wszyscy poddani znali i kochali. Stał się skryty i zamknięty w sobie, a jego żarty stały się teraz naprawdę złośliwe i wyszukane. Powoli, dzień po dniu zmieniał się w ponurego, wyniosłego mężczyznę, potrafiącego wzbudzić lęk jednym, chłodnym spojrzeniem. Służba szybko zorientowała się, że lepiej schodzić mu z drogi i bez szemrania wykonywać rozkazy. Cały pałac, aż trząsł się od plotek i domysłów co też mogło skłócić taką zżytą i kochającą się rodzinę. Wszyscy też zauważyli ogromną zmianę w zachowaniu następcy tronu. Na pytania co poniektórych, odważniejszych dworzan dlaczego cesarz nie wraca do stolicy, książę wzruszał tylko ramionami. Stwierdził, że ojciec już od dłuższego czasu pragnął wypoczynku i wycofania się z polityki. Przez te wszystkie lata przygotowywał go do rządzenia krajem i już wkrótce zrzeknie się korony Sheridanu na rzecz jedynego syna.
Były jednak dwie niezałatwione sprawy, które nie dawały księciu spać po nocach. Po pierwsze jego narzeczony, który w tej chwili przebywał z wizytą u swojego ojca, ale niebawem miał powrócić. Dave był inteligentnym mężczyzną i z pewnością nie zawaha się zadawać wielu niewygodnych pytań. Nie uda się zbyt długo unikać z nim konfrontacji. Będzie musiał znaleźć jakiś sposób, aby zmusić go do uległości.
Po drugie trzej wielcy mistrzowie,będący w posiadaniu niebezpiecznej informacji o istnieniu drugiego prawowitego następcy tronu. Tych książę postanowił pozbyć się definitywnie. Cieszyli się oni ogromną sławą i autorytetem w cesarstwie. Mogliby bardzo zaszkodzić jego planom. Dokument, który przynieśli tego feralnego dnia Sevi dobrze ukrył przed niepożądanymi oczyma.
……………………………………………………

Przez kilka dni książę nie wychodził z biblioteki szukając jakiegoś zaklęcia, które by mu pomogło zapanować nad narzeczonym. Niestety wszystkie, jakie do tej pory poznał czyniły z człowieka bezwolną kukłę, a tego przecież nie chciał. W dodatku chwilę temu służący zawiadomił go o przybyciu Dave`a, więc nie miał już zbyt wiele czasu na dalsze badania i eksperymenty. Oprócz zapobiegnięcia kłopotom, pragnął też zemsty i odrobiny zabawy. I kiedy już się zdawało, że będzie musiał polec, w skarbcu pałacowym znalazł coś użytecznego. Niewielkie urządzenie, mogące być zarówno gustowną bransoletką jak i obrożą na szyję od razu zwróciło jego uwagę. Zakładało się je osobie, z której chciało się uczynić swojego niewolnika. Nastawiało się na odległość, na jaką może się oddalać człowiek, który będzie je nosił. Każde nieposłuszeństwo można było ukarać dotkliwym bólem, bowiem łączyło się ono z układem nerwowym człowieka. Mógł je ściągnąć tylko ten kto go założył, wypowiadając stosowne zaklęcie.

Sevi wziął do ręki obrożę pokrytą runicznymi znakami i uśmiechnął się tryumfalnie. To było to czego szukał. Teraz wystarczyło tylko zwabić ofiarę.
Wieczorem książę ubrany w obcisłe, uwodzicielskie szatki siedział na kanapie przed kominkiem, w swoim prywatnym saloniku. Wiedział , że narzeczony z pewnością przyjdzie się przywitać. Zawsze tak robił po powrocie z podróży. Nalał sobie wina do kieliszka i upił z wyraźną przyjemnością. Wyciągnął z kieszeni małą buteleczkę z jakimś niebieskim płynem i dolał go do karafki z alkoholem. Z zimnym uśmieszkiem na różowych wargach wziął do ręki książkę i pogrążył się w lekturze. Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi.
- Wejdź, czekałem na ciebie – odezwał się Sevi.
- Czekałeś? – odparł nieco zbity z tropu Dave, wchodząc do komnaty. – Czyżbyś za mną zatęsknił? Nawet nie śmiałem marzyć o czymś takim, mój książę – mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i rozparł w fotelu naprzeciwko Seviego.
- Nudzę się, rodziców nie ma , a Amitai wyjechał – chłopak nachylił się, biorąc ze stolika pusty kieliszek tak, aby narzeczony dokładnie mógł sobie obejrzeć złocistą, kuszącą skórę widoczną w rozcięciu jego koszuli i apetyczne różowe sutki.
- Słodko dziś wyglądasz i może dasz się skusić na małe co nieco - zamruczał Dave wpatrzony jak urzeczony w narzeczonego.
- Napij się wina jest wyborne, a ja pomyślę czy mam na ciebie ochotę – Sevi nalał mu alkoholu z karafki i spojrzał kokieteryjnie w oczy.
- Nie wiem co ci się stało, ale zaczyna mi się coraz bardziej podobać – mężczyzna wstał i usiadł obok księcia na kanapie. Jednym haustem wypił swoją lampkę wina. Objął go w tali i przyciągnął do siebie. Sevi na moment zesztywniał, jakby chciał stawić opór, ale zaraz się zreflektował i pozwolił się przytulić. Zachwycony jego uległością Dave podniósł go i posadził sobie na kolanach.
- Skarbie, nie wiesz jak długo czekałem na tę chwilę – wyszeptał mu zmysłowo do ucha. Schylił się, aby pocałować słodkie usta, ale w tym momencie coś dziwnego zaczęło się dziać z jego wzrokiem. Wszystko się jakby zamgliło, a w pokoju zaczęło się robić coraz ciemniej. – Co było w tym winie? – wyszeptał ochryple ostatkiem sił i osunął się bezwładnie na kanapę. Z twarzy Seviego momentalnie zniknął słodki uśmiech i został zastąpiony brzydkim, cynicznym grymasem. Wyciągnął spod poduszki obrożę i zapiął ją na szyi narzeczonego. Usiadł na fotelu i z zimnym uśmieszkiem obserwował budzącego się mężczyznę. Dave otworzył oczy i spojrzał niepewnie na chłopaka. W głowie nadal trochę mu się kręciło i nie mógł zebrać myśli.
- Co ty mi zrobiłeś? – W tym momencie dotknął rękami obroży i zaczął ją szarpać. – Co to takiego? – krzyknął gniewnie.
- To mój prezent urodzinowy, trochę spóźniony, ale byłeś wtedy w Infernacie i nie mogłem ci go wręczyć. Będziemy się wspaniale bawić – odparł Sevi i zaniósł się przerażającym, szalonym chichotem. – Nie ciąg tak za nią, bo zrobisz sobie krzywdę. Będziesz od dzisiaj moją zabaweczką. Do tej pory robiłeś co chciałeś - zdradzałeś mnie, wyśmiewałeś, a nawet próbowałeś zgwałcić. Najwyższy czas, żeby ktoś cię wyszkolił – wysunął ostre, długie szpony i pogroził oniemiałemu ze z zaskoczenia Devemu. – Na kolana śmieciu! – powiedział chłodno i obroża zacisnęła się, sprawiając mężczyźnie niewyobrażalny ból. Z jej wnętrza wysunęły się maleńkie kolce i wbiły w delikatną skórę na szyi. Cieniutkimi strużkami popłynęła krew, malując szkarłatne wzory. Próbował walczyć, zawołać o pomoc, ale tylko zacharczał i upadł na podłogę. Za każdym razem kiedy stawiał opór chłopak bezlitośnie go karał. Dave był inteligentnym człowiekiem. Szybko zrozumiał, że aby przeżyć musi przełknąć dumę i podporządkować się, poczekać na odpowiedni moment i dać znać ojcu co się tutaj dzieje. Uklęknął więc u stóp Seviego i spojrzał na niego z wściekłością.
- Do twarzy ci z tymi gniewnymi rumieńcami, a jeszcze bardziej podoba mi się twoja psia pozycja. Od dzisiaj to będzie twoje miejsce, jeśli tylko pozwolę ci, abyś mi towarzyszył – stwierdził Sevi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- Jak mój ojciec się dowie co wyprawiasz, wyrwie ci to czarne serce! – warknął do niego narzeczony.
- Gdy przyjdzie czas, sam mu o tym napiszę. Zanim jednak do tego dojdzie mam zamiar dobrze wykorzystać twoją osobę. Jak myślisz Dave, co czuje gwałcony człowiek? – wziął coraz bardziej przerażonego mężczyznę pod brodę i szponem rozciął mu koszulę na piersi. – Wkrótce poznasz co to piekło na ziemi, ty zdradliwy sukinsynu!
……………………………………………..........

   Amitai wyszedł z apartamentu Zamira mocno oszołomiony. Bezpośredniość dowódcy bardzo go zaskoczyła. Najwidoczniej zrobił na nim zupełnie inne wrażenie niż miał w planach. Mężczyzna prawdopodobnie był dość kochliwy, o czym świadczyła reakcja towarzyszących mu wojowników i ich głupie uśmieszki. Po tym wszystkim co ostatnio przeżył ochota na romanse przeszła chłopakowi całkowicie. Niestety na razie nie miał dokąd pójść, a ten statek był naprawdę doskonałą kryjówką. Postanowił więc zaaklimatyzować się i poczekać na rozwój wypadków. 
Może jak będę go unikał i trzymał się z daleka to mu przejdzie. Ma tutaj tylu chętnych przystojniaków, że na pewno o mnie szybko zapomni  – myślał strapiony i nawet nie zauważył jak staranował kogoś swoim ciałem.
- Ami, mało brakowało żebyś mnie rozdeptał – roześmiał się Liam łapiąc go w ramiona i w ostatniej chwili zapobiegając upadkowi. – Zostajesz z nami?
- Tak, przynajmniej na jakiś czas – westchnął ciężko chłopak i delikatnie uwolnił się z objęć przyjaciela.
- Nadal taki niedostępny? Widzę, że nic się nie zmieniłeś pod tym względem. Nie martw się chłopie – klepnął go mocno plecy aż zadudniło. – My cię tutaj wyleczymy z nieśmiałości. Wiesz, że będziesz miał kwaterę blisko mnie? Chodź zaprowadzę cię tam – pociągnął opierającego się nieco Amiego za rękę. Za każdym razem, gdy przechodzili koło grupki jakiś wojowników, ci zatrzymywali ich i Liam przedstawiał im chłopaka. Większość z nich cmokała na jego widok i mierzyła jego zgrabną sylwetkę z aprobatą w oczach. Niektórzy nawet posyłali mu bezczelne spojrzenia i uśmiechali się lubieżnie.
- Co oni tacy wygłodzeni? – Zapytał w końcu ogromnie speszony i czerwony na twarzy Al`Kadar. – Macie tutaj szlaban na seks czy co?
- Nie, ale od dłuższego czasu nie było tutaj nikogo nowego. Chłopcy są po prostu znudzeni długim lotem, dawno nie byli w domu, a tu dzisiaj zjawia się nowy i w dodatku prawdziwe z niego ciasteczko, więc się im nie dziw. Do tego jesteś blondynem, a tutaj to naprawdę rzadkość – Liam otworzył drzwi do niewielkiego, ale wygodnie urządzonego pokoju. – Oto twoja kwatera. Tylko oficerowie mają swoje pokoje, reszta gniecie się po kilku w jednym.
- Całe szczęście, że nie rzucałem na szkołę kamieniami, bo dzisiejszej nocy bałbym się zasnąć – uśmiechnął się do przyjaciela Ami, pokazując dwa urocze dołeczki w policzkach. – Mam nadzieję, że na treningu twoi kumple będą się zachowywać nieco bardziej powściągliwie.
- Podczas ćwiczeń panuje surowa dyscyplina, więc nie masz się czym martwić. Jakby się nie przykładali do roboty szef dałby im popalić. Zamir jest bardzo surowy i wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Jakbyś czegoś potrzebował lub ktoś by ci się naprzykrzał, to mieszkam tam – wskazał ręką na drzwi do swojego pokoju.
..............................................................................................       Następnego dnia rano Amitai oczywiście zaspał. Przez większość nocy kręcił się na łóżku, ale sen nie chciał przyjść. Zawsze tak miał na nowym miejscu. Teraz został mu tylko kwadrans na przygotowanie się do obowiązków. Ledwo zdążył wziąć szybki prysznic i włożyć na siebie mundur drzwi się otworzyły i do środka wpakował się Liam.
- Pośpiesz się śpiochu, bo śniadanie już się zaczęło – złapał zaspanego chłopaka za ramię i bezceremonialnie pociągnął za sobą. W ogromnej sali, gdzie wszyscy wojownicy jadali posiłki szybko napełnili puste brzuchy. Al.`Kadar dostał przy tym paskudnej czkawki, ponieważ większość obecnych w jadalni mężczyzn dosłownie rozbierała go wzrokiem. Zarumieniony, zatykając sobie usta wypadł z sali na korytarz. Usłużny Liam podał mu butelkę z wodą.
- Pij, nie trzeba było tak się napychać – powiedział mężczyzna. - Niepotrzebnie uciekłeś, pobudziłeś tylko ich ciekawość. Teraz robią zakłady, kto pierwszy zaciągnie cię do łóżka.
- Może powiedz im, że należę do ciebie – zrobił do przyjaciela słodkie oczy Ami.
- Nie ma mowy, nie dam się w to wplątać – Liam przezornie odsunął się od niego. – Wrzucili by mnie w kaktusy jakby się dowiedzieli o oszustwie. Nic ci nie pomogą te szczenięce miny.
- Więc rozpuścimy plotkę, że chrapię, gryzę i kocham się tylko ubrany w różową sukienkę – zaproponował po krótkim namyśle strapiony chłopak.
- Człowieku, ty za każdym razem jak cię widzę robisz się głupszy – pokręcił głową z politowaniem mężczyzna. – Przecież takie perwersyjne gierki tylko ich uszczęśliwią. Jak się dowiedzą, że jesteś pomysłowy w łóżku rozbiją obóz pod twoimi drzwiami, bałwanie.
- Nie pomagasz! – Warknął na niego rozeźlony Ami.
- Proponuję obić im pyski na treningu, jak się zorientują, że możesz załatwić ich z palcem w nosie, to trochę przystopują – odparł mężczyzna, drapiąc się po głowie. Obaj przyjaciele nie zauważyli, że od dłuższego czasu nie są sami. Za zakrętem korytarza stał wysoki, potężnie zbudowany wojownik i spoglądał na Liama z wyraźną niechęcią. Zmrużył złote oczy jakby coś kalkulował i obmyślał sobie tylko wiadomy plan.

środa, 10 października 2012

Rozdział 11


    Zamknął oczy i skoczył. Poczuł we włosach wiatr. 
-Już za kilka sekund skończy się moja udręka. Będę wolny.- Leciał z ogromną prędkością w dół. Skulił się w sobie, oczekując na uderzenie i ból. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Pęd niespodziewanie ustał. Zaskoczony uchylił powoli powieki. Wisiał w powietrzu, zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. W górze widział przesuwające się skłębione, burzowe chmury, w dole szumiał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o stromy, skalisty brzeg. Jego umysł ogarnął dziwny spokój, a serce wypełniła pustka. Został sam, zupełnie sam w całym wszechświecie. Maleńki pyłek miotany na wszystkie strony przez przeciwności losu. Strzępki jego duszy wirowały w bezkresnych przestworzach. Strzaskana świadomość nie znalazła żadnego punktu do którego mogłaby przylgnąć.
Niespodziewanie coś drgnęło. W powietrzu rozległ się daleki dźwięk dzwonów. Potem dobiegł chłopca szmer, który powoli narastał tak, że w wkrótce zaczął odróżniać poszczególne słowa.
- Przyjmij swoje dziedzictwo, książę  - rozległy się znikąd nieludzkie, aksamitne głosy. Gładkie i jedwabiste sączyły do uszu słodką truciznę. Owijały się wokół duszy chłopca jak wąż. Były natarczywe, lepkie i przeraźliwie zimne, ale pogrążony w bólu Sevi tego nie zauważył.
– Wystarczy jedno twoje słowo, a będziemy cię kochać i chronić, umożliwimy ci zemstę o jakiej tylko zamarzysz. Oni cię nie chcą, odepchnęli cię. Mają teraz nowego syna. Takiego o jakim zawsze marzyli. My teraz będziemy twoją rodziną.

- Kim jesteście? – Wyszeptał drżącym głosem chłopak.
- Jesteśmy Odrzuconymi. Twój ród ma bardzo długą i zawiłą historię. Niegdyś władał całymi galaktykami. Raz na jakiś czas przychodziło w nim na świat wyjątkowe dziecko. Każde miało na lewej łopatce znak. Piętno czarnych gwiazd. Bano się ich i pozbywano w okrutny, bezlitosny sposób. Tak wielu z nas zginęło zanim miało okazję cokolwiek zdziałać. Płynie w tobie nasza krew. Podaj nam rękę, a zostaniemy z tobą na zawsze. Damy ci siłę, jakiej nie ma nikt – słowa płynęły jak mroczna rzeka. Jej nieprzeniknione, tajemnicze wody kusiły i uwodziły. Samotny, zrozpaczony chłopiec nie miał siły im się opierać. Zresztą nawet nie chciał. Nie pozostał mu już nikt, dla kogo chciałby zostać po tej stronie. Wyciągnął dłoń w kierunku niewidzialnych głosów.
- Przyjmuję dziedzictwo i przysięgam, że pozbędę się tego kłamliwego zdrajcy.
Na dworze pociemniało. Napłynęły granatowoczarne chmury. Liczne błyskawice zaczęły rozdzierać niebo. Ziemia zadrżała i jęknęła, protestując przeciwko paktowi, którego była świadkiem. 
A potem nastała cisza. Straszna, martwa, wszechogarniająca cisza. Jakby cały świat nagle zniknął. Rozpłynął się w niebycie. Wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu.
Wtedy książę otworzył szeroko błękitne oczy. Wyglądały teraz zupełnie inaczej. Dwa kawałki chłodnego, lśniącego kryształu zupełnie nie pasujące do ładnej, chłopięcej twarzy. Były kompletnie pozbawione uczuć. Zupełnie jak u lalki. Rozpostarł szeroko szczupłe ramiona, a z jego pleców zaczęły wyrastać potężne, czarne skrzydła. Różniły się znacznie od tych, do jakich przyzwyczajeni byli mieszkańcy cesarstwa. Zbudowane były z czystej energii. Całe aż iskrzyły od mrocznej magii dzięki, z której powstały. Chłopak machnął nimi raz i drugi na próbę, przemieszczał się dzięki błyskawicznie. Spojrzał w kierunku tarasu, z którego kilkanaście minut temu skoczył. Jego piękną twarz wykrzywił brzydki, okrutny  uśmiech.
…………………………………………………..........

   Tymczasem w pałacu przerażeni rodzice Sevi usiłowali otworzyć zabezpieczone przez niego wcześniej drzwi. Niestety nikomu to się nie udało. Ami miał właśnie zamiar wkroczyć do akcji, kiedy Yuriko złapał go za ramię i odciągnął do tyłu.
- Nie, zostaw! – Podszedł do okna i zaczął przypatrywać się czemuś na zewnątrz z pobladłą twarzą. Nagle odwrócił się i jednym machnięciem ręki otworzył portal. – Uciekaj, natychmiast i nigdy tu nie wracaj! My sobie jakoś poradzimy – dodał, widząc wahanie w oczach chłopaka. – Twierdza nas ochroni. Twój brat zrobił właśnie coś naprawdę strasznego. Jeśli tutaj zostaniesz, zabije cię! – Wepchnął zaszokowanego Amitaia w ciemny otwór. Brama zapadła się za nim z suchym trzaskiem. Książę odwrócił się do męża, który dosłownie skamieniał z wrażenia. Pogładził go po policzku i chwycił za lodowatą dłoń.
- Nie możemy tutaj zostać. Chodź!
- Yuriko, to przecież nasz syn! Musimy mu jakoś pomóc – wyszeptał zbielałymi wargami Ashlan.
- Proszę cię, zaufaj mi. Widziałem już w naszej rodzinie taki przypadek, kiedy byłem dzieckiem. Nic w tej chwili nie zdziałamy. Ten głuptas pozwolił się opętać. Jeśli zostaniemy, po prostu nas zmasakruje. Musimy dostać się do Twierdzy!
- Nigdzie nie idę! Pomyślałeś o innych? Co z mieszkającymi i pracującymi tutaj ludźmi? – Cesarz usiłował wyszarpnąć swoją dłoń.
- Nie ochronisz ich i sam zginiesz. Nie masz pojęcia z czym walczysz!
- To tylko chłopak ze zmąconym umysłem, nieumiejący nawet władać swoją mocą. Mamy silną armię i potężnych magów. Poradzimy sobie z nim – przekonywał męża Ashlan.
- Pieprzysz. Dziękuj bogom, że jeszcze nie ma wprawy w posługiwaniu się mroczną energią – Yuriko ponownie otworzył portal i wciągnął w niego przeklinającego cesarza. W ciągu sekundy znaleźli się w Twierdzy Szkarłatnego Mroku. – Teraz możesz się pieklić. Tutaj będziemy bezpieczni i możemy obmyślić jakąś strategię.
- Natychmiast otwórz z powrotem przejście! – Krzyczał wściekły władca Sheridanu potrząsając swoim mężem.
-Uspokój się wreszcie i choć przez chwilę mnie posłuchaj – Yuriko pchnął go na stojący w pobliżu fotel. – Sevi to także moje dziecko i cierpię nie mniej od ciebie. Musimy jednak zachować rozsądek i uratować co tylko się da. Ja też zostawiłem w pałacu przyjaciół. Kochanie błagam cię, zachowaj zimną krew. Nie możemy sobie teraz pozwolić na popadanie w rozpacz.
- Nie mam pojęcia jak ci się to udaje – stwierdził cicho Ashlan i ukrył twarz w drżących dłoniach.
- Można powiedzieć, że to kwestia wprawy. Miałem naprawdę paskudne dzieciństwo – książę podszedł do męża i usiadł mu na kolanach. Przytulił się do niego całym ciałem. - Słyszałeś kiedyś o Odrzuconych?
- To głupie legendy z zamierzchłej przeszłości. Bajki do straszenia niegrzecznych dzieci.
- Widzisz, ja znałem jednego z nich. Był moim dalekim kuzynem. Uwierz, nie chciałbyś go poznać. Zło w swojej najczystszej postaci tak właśnie musi wyglądać. Wtedy jeszcze istniała specjalna grupa przeszkolonych wojowników staranie wybieranych spośród członków mojej rodziny. To właśnie oni schwytali go i unieszkodliwili. Niestety miesiąc później wojska Sheridanu odkryły naszą mała osadę. Zabili wszystkich. Przeżyłem tylko ja. Powinienem był wtedy zginąć razem z moją matką. Przeze mnie cała historia zaczyna się od początku – Yuriko płakał bezgłośnie bezradnie patrząc na Ashlana. – Jeden syn oszalał, a drugi wylądował nie wiadomo gdzie. Nie mam pojęcia dokąd przeniósł go ten cholerny portal. W tym zamieszaniu kompletnie straciłem głowę.
………………………………………………………………

   W innej części galaktyki na kamienistym pustkowiu wylądował macierzysty statek Chananu. Demoniczni wojownicy stoczywszy kilka ciężkich potyczek na granicy z Infernatem postanowili nieco odpocząć. Sam Wielki Dowódca Zamir wydał taki rozkaz. Ta zapomniana przez wszystkich, niezamieszkana przez wyższe formy życia planeta miała dwie zalety - czyste jak kryształ powietrze nadające się do oddychania i zasoby zdatnej do picia wody. Dla bezpieczeństwa wysłano jednak kilku mężczyzn na zwiady. Skanowali powierzchnię na wiele mil wokół siebie.
- Spójrz Liam – odezwał się jeden z nich – ten odczyt wskazuje, że to humanoid. Miało tu nikogo nie być. Przeklęci Infernianie wszędzie się wcisną.
- Jest sam, to bardzo dziwne. Musimy to sprawdzić – rozłożyli błoniaste skrzydła i polecieli w kierunku znaleziska. Zobaczyli niewielki krater w litej skale. Pośrodku leżało jakieś ciało. Podeszli bliżej. Przewrócili na plecy zakrwawionego młodego mężczyznę.
- Jeszcze żyje, ale jest zmasakrowany jakby spadł z dużej wysokości. Dobijmy nieszczęśnika, nie ma sensu taszczyć go na statek.
- Zaczekaj, ja go znam. To Amidai Al.’Kadar. Chodził do naszej Akademii – stwierdził ogromnie zaskoczony Liam, ocierając twarz rannego z błota. – Co on tutaj robi? Pomóżcie paskudne lenie, to jeden z naszych oficerów.
…………………………………………………

    Amitai obudził się z pełnego koszmarów snu. Usiadł gwałtownie na łóżku i jęknął głucho chwytając się za brzuch. Z trudem rozwarł sklejone powieki. Sięgnął po stojącą obok na stoliku szklankę z wodą. Zwilżył nią zasuszone gardło.
- Spokojnie, jeszcze nie wszystkie rany się zagoiły – uśmiechnął się do niego Liam. – Miałeś, bracie, niesamowite szczęście. Jeszcze parę godzin i zastalibyśmy tylko twoje ogryzione kości. Jak ty się tutaj znalazłeś?

- To ten pieprzony portal mnie tak załatwił. Gdzie ja jestem? – Wychrypiał.
- Na statku Jego Wysokości Zamira. Od kilku dni usiłujemy doprowadzić cię do porządku.
- Cholera, ale mnie zniosło z kursu.
- Odpoczywaj – mężczyzna poklepał go po ramieniu. Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Amitai przymknął ponownie oczy, co nie było dobrym pomysłem. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz wykrzywionej cierpieniem twarzy Sevi. Łzy popłynęły same, bez udziału jego woli. 
-Mój śliczny, słodki braciszek, co teraz z nim będzie? Czy rodzice poradzą sobie z problemami sami? On na pewno mnie nienawidzi po tym co mu powiedziałem, ale tak będzie dla niego lepiej. Zapomni o mnie i znajdzie sobie kogoś nowego. Jest jeszcze taki dziecinny – Całkowicie się rozkleił. Szlochał już teraz głośno, a jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Nie potrafił się opanować. - Nigdy nie zapomnę tego bólu i szoku w pięknych oczach Sevi. Jestem potworem. Tak strasznie go skrzywdziłem. Nigdy nie powinienem był dać się wciągnąć w romans z nim. Zabrałem jego niewinność, a potem odepchnąłem. To ja powinienem był skoczyć z tego balkonu – Amtai miotał się na łóżku tak mocno, że puściły szwy na jego ranach. Kiedy Liam powrócił by zobaczyć jak się czuje, nieprzytomny chłopak był cały we krwi.
- Co takiego strasznego cię spotkało przyjacielu, że doprowadziłeś się do tego stanu? – Pokręcił głową mężczyzna i wezwał medyka.
………………………………………………………


   Po kilku dniach prawie całkowicie zdrowy Amitai stał przed drzwiami do kabiny samego Zamira. Dowódca kiedy tylko dowiedział się o nieoczekiwanym gościu, kazał mu się stawić u siebie. Znalezienie żywej osoby na takim pustkowiu graniczyło z cudem. Chłopak równie dobrze mógł być przyjacielem jak i wyjątkowo sprytnym szpiegiem. Nudzący się na postoju dowódca postanowił przepytać go osobiście. Chłopak, kiedy tylko wszedł do środka obrzucił spojrzeniem dużą komnatę. Na wysokim fotelu siedział najprawdopodobniej książę. Obok niego stali służbiście wyprężeni dwaj oficerowie. Najwyraźniej mężczyzna cieszył się ogromnym respektem, bo wojownicy bali się nawet głośniej oddychać. Amitai zasalutował przepisowo i zgięty w ukłonie czekał na reakcję Zamira.
- Toż to nasz stary znajomy – rozległ się niski głos dowódcy. – Podejdź bliżej deblis. Widzę, że nadal masz mój pierścień.- Zmieszany chłopak uklęknął obok fotela. Podniósł wzrok i napotkał ciemnozłote ślepia wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. – Nie bądź taki nieśmiały. Wyrosłeś na interesującego mężczyznę. Gdzie się podziało to zuchwałe spojrzenie? Kto śmiał zgasić radość w tych niezwykłych, srebrnych oczach?
- Wasza Wysokość – wybąkał coraz bardziej speszony Amitai, widząc domyślne, bezczelne uśmieszki towarzyszących im wojowników.
- Masz kochanka? – Zapytał Zamir, wprawiając chłopaka w osłupienie.
- Nie mam i nie szukam – odpowiedział poważnie, rumieniąc się mimowolnie i odsunął się nieco do tyłu.
- Mocne słowa jak na taką małą znajdę. Sprawię, że sam się poddasz – uśmiechnął się książę drapieżnie. - Nie bój się, jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby brać kogoś siłą. Zawsze jednak mogę zmienić zdanie – w jego oczach pojawił się błysk. – Liam mówił, że znacie się z Akademii i bardzo wychwalał twoje umiejętności. Czy to była bliska znajomość? – Zapytał, jeszcze raz całkowicie zaskakując Al.’Kadara swoją bezpośredniością.
- Przyjaźniliśmy się – odparł ostrożnie, starając się by głos mu nie zadrżał. Czuł, że ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Pod tą elegancką zbroją biło dzikie i okrutne serce. Słyszał jak jego ludzie plotkowali, że był też bardzo dumny, uparty i porywczy. Biada temu kto w chwili gniewu stanął na jego drodze. Musiał uważać. Jedno źle dobrane słowo i zgubi siebie oraz Liama.
- Wystarczy na dzisiaj, bo jeszcze mi tu zemdlejesz. Możesz zostać. Jeśli jesteś tak dobrym wojownikiem jak powiadają, to na moim statku znajdzie się dla ciebie miejsce. Widzę, że twoja krew nadal się nie przebudziła. Ciekawe jak długo utrzymasz ją w ryzach datafel mil zulman.
………………………………………………………………
Deblis – książę ciemności
Datafel mil zulman – dziecię mroku
................................................................................................................
Betowała kot_w_butach

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 10


- Wasza Cesarska Wysokość pozwoli, że streszczę ten dokument, który pełny jest naukowych, niezrozumiałych nazw. W skrócie chodzi o to, że pan Amitai Al’Kadar jest synem twoim i księcia Yuriko oraz bliźniaczym bratem Seviego. Nie ma tutaj mowy o pomyłce. Zresztą w archiwach biblioteki znaleźliśmy księgi traktujące o podobnych przypadkach. Należałoby poinformować o tym ludność Sheridanu. Myślę, że panowie będą chcieli przedyskutować sprawę w gronie rodzinnym – mężczyzna i jego towarzysze ukłonili się z szacunkiem władcy i opuścili komnatę w której zapanowała głucha cisza.
- Zaraz powiesz, a nie mówiłem – zwrócił się do oniemiałego męża Ashlan. – Pokaż no się chłopcze – cesarz podszedł do Amitaia i postawił go na drżących z emocji nogach. – Rzeczywiście jesteś bardzo podobny do brata tylko wyższy i mocniej zbudowany. Masz moją sylwetkę – pogłaskał go po bladym policzku. – Nie martw się, życie w rodzinie cesarskiej nie jest takie złe, czasami bywają też dobre chwile.
- Ashlan, ty głupku nie strasz chłopaka. Nie widzisz, że zaraz nam tu zemdleje – Yuriko podszedł do chłopca i mocno go do siebie przytulił. – Witaj w domu kochanie. Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz – szepnął mu do ucha. Ami przytulił się do niego i przymknął oczy. Jego mózg był pogrążony w kompletnym chaosie. Myśli krążyły bezładnie jak stado spłoszonych ptaków.
- Nieeee…!! Nie zgadzam się! To na pewno jest jakaś pomyłka! – Wrzasnął nagle Sevi, trzęsąc się na całym ciele. – On nie może być moim bratem, to niemożliwe! – Zaczął szczękać zębami w kompletnym szoku. Oczy miał wytrzeszczone, usta sine z trudem utrzymywał się na nogach. Złapał Ashlana za ramię i zaczął nim potrząsać.
- Tato, powiedz coś! Oni kłamali prawda?! – Wybełkotał ledwie zrozumiale.
- Dziecko, co się z tobą dzieje?! Zawsze mówiłeś, że chcesz mieć rodzeństwo! – Cesarz patrzył na syna ogromnie zaskoczony jego reakcją. – Nie chcesz mieć brata?!
- Nie on, nieeee….! – Przeraźliwy krzyk chłopca przeszedł w pisk. Zachwiał się i runął jak kamień na ziemię tracąc przytomność. Ashlan złapał go w ostatniej chwili, wziął na ręce i zaniósł na kanapę.
- Biedactwo, mocno to przeżył. Wezwałem już lekarza. Trzeba mu podać coś na uspokojenie – Yuriko ze łzami w oczach pochylił się nad synem.
- Czy nic mu nie będzie? – Wyszeptał Ami siadając na kanapie i kryjąc twarz w dłoniach. – Co my teraz zrobimy?
- Czegoś tu nie rozumiem. Co się z wami wszystkimi dzieje? Zamiast się cieszyć, że rodzina się powiększyła to wy urządzacie tutaj pogrzeb. Wytłumaczcie o co chodzi bo zaraz mnie tu szlag trafi! – Wzburzony cesarz stał na środku komnaty i groźnie spoglądał to na męża, to na Amitaia.
- Może później porozmawiamy. Teraz wszyscy jesteśmy zbyt zdenerwowani. Pozwól mi zająć się chłopcami. Daj im trochę czasu na oswojenie się z sytuacją – Yriko podszedł do męża i pocałował go czule w usta. – Wiem, że masz jeszcze sporo pracy. Ja się wszystkim zajmę.
- Dobrze, ale to mi się nie podoba. Czuję, że ukrywasz przede mną coś ważnego! –Ashlan oddał mu pocałunek i wyszedł z pokoju.
………………………………………………………………………………
   Sevi obudził się w swojej sypialni kilka godzin później. Mikstura uspokajająca, którą uraczył go lekarz była dosyć mocna. W głowie nadal lekko mu się kręciło. Spojrzał w lewo. Na fotelu spał skulony Amitai. Najwidoczniej czuwał nad nim przez cały czas.
- Bogowie, jak ja bardzo go kocham – myślał zrozpaczony książę. – Oszaleję, jeśli nas rozdzielą. Mam wrażenie, że tatuś się czegoś domyśla. Też bardzo się zmartwił na wieść o tym, że Ami jest moim bratem. – Śpiący na fotelu młodzieniec poruszył się i otworzył oczy. Jego smutne spojrzenie spoczęło na kruchej, jasnowłosej istotce na łóżku.
- Jak się czujesz maluchu? – Zapytał.
- Trochę lepiej – odparł drżącym głosem chłopak. Zsunął się z łóżka, podszedł do brata i usiadł mu na kolanach. – Nie opuścisz mnie? Będziesz mnie nadal kochał? – Usta ułożyły się mu w podkówkę.
- Lisku wstań. Jesteśmy rodzeństwem i to co robisz jest niedopuszczalne! – Ami zrzucił z kolan tulącego się do niego księcia.
- Nie chcesz mnie już? – Wyszeptał cichutko załamany Sevi. Wstał z podłogi i wdrapał się z powrotem na łóżko. Ukrył twarz w poduszce i zaczął szlochać bezradnie gryząc jej róg.
- Przestań, przestań doprowadzać do obłędu nas obu! Jesteś moim bratem i nic tego nie zmieni! Musisz się z tym pogodzić. To koniec – Ami gwałtownie wstał z fotela i wybiegł z sypialni, jakby bojąc się własnych reakcji. Chłopiec zczołgał się jeszcze raz na podłogę, dopełznął do krzesła, wziął koc, którym przykryty był Ami i cały się w niego wtulił. Dygotał jak w febrze. Zamknął oczy i zaciągnął się aromatem. Tak, to było to. Piżmo i płatki róż. Zapach skóry jego kochanka.  Wspomnienia zaczęły napływać, chcąc chyba jeszcze bardziej pogrążyć w cierpieniu udręczoną duszę  księcia.
,,Pamiętał to uczucie szybowania. Unosił się w różowej mgiełce, a leżący obok niego Ami grał na jego drżącym z rozkoszy ciele, jak najprawdziwszy wirtuoz na swoim instrumencie. Każde dotknięcie smukłych palców wzbudzało niesamowite wibracje w najmniejszej nawet cząstce. Czuł, że płonie. Wyginał się i jęczał z każdym pocałunkiem coraz mocniej i głośniej. Zwinny język kochanka wyznaczał na jego skórze ogniste ścieżki. Kiedy mężczyzna zaczął ssać delikatnie jego nabrzmiałe sutki o mało nie spadł z łóżka.
- Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie – krzyczał, wyginając się w łuk.
- Też cię kocham, mój śliczny Lisku – usłyszał namiętny szept. Mężczyzna zsunął się w dół i chuchnął na jego twardego jak stal penisa. – Rzeczywiście bardzo mnie pragniesz malutki – wilgotne ciepło wzięło we władanie jego członka. Teraz już tylko skomlał i piszczał, bezradnie wijąc się w pościeli. Zacisnął pięści na prześcieradle, nie chcąc dopuścić by ta słodka udręka zbyt szybko się skończyła. – Wystarczy , obróć się na brzuch. Temu ponętnemu tyłeczkowi też się należy trochę uwagi. – Spełnił polecenie, ochoczo wypinając się do kochanka. – Jesteś taki piękny – silne dłonie masowały jego pośladki, a język zataczał kółeczka na jego kręgosłupie.
- Weź mnie, dłużej już tego nie wytrzymam – zawołał desperacko.
- Powoli, mamy sporo czasu. Muszę cię przygotować, bo sprawię ci ból – długi szczupły palec, pokryty jakąś śliską substancją, najpierw kilkakrotnie okrążył jego dziurkę, a potem zaczął ostrożnie wsuwał się do środka. – Jesteś strasznie ciasny. Przestań wiercić dupcią Lisku, bo się na ciebie rzucę i zrobię ci krzywdę.
-  Aaaaa…..! – krzyknął, rozpływając się z przyjemności, kiedy Ami natrafił na jakiś tajemniczy punkt w jego wnętrzu. – Jeszcze!
- Jakiś ty niecierpliwy – mężczyzna dołożył drugi i trzeci palec. Rozsuwał je i krzyżował rozciągając mięśnie.
- Nie dręcz mnie i włóż go wreszcie! – odezwał się rozkazująco.
- Wedle życzenia mój Mały Książę – odezwał się ochryple Ami. Chłopiec poczuł jak napiera na niego coś dużego i ciepłego. – Rozluźnij się i rozsuń szerzej nogi. Oddychaj głęboko. Z początku może być nieprzyjemnie, ale to szybko minie – mężczyzna złapał drugą ręką za jego sączącego członka i lekko go uścisnął. Jednocześnie pchnął mocno do przodu wchodząc aż po jądra.
- Ooo….- pisnął. – To boli.
- Spokojnie skarbie zaraz przestanie – Ami przestał się poruszać, dając mu czas na przystosowanie się do nieznanego uczucia rozpierania. Ból rzeczywiście szybko ustąpił, w czym na pewno pomogła dłoń ślizgająca się leniwie po jego członku. Pokręcił się na próbę, a coś w jego wnętrzu nagle rozbłysło tysiącem doznań. Zajęczał i nabił się jeszcze mocniej na penisa kochanka.
- Na co czekasz, zrób coś – wyszeptał ochryple. Mężczyzna tylko na to czekał. Zaczął  się szybko poruszać raz po raz trafiając w prostatę chłopaka. Teraz krzyczeli już obaj, wychodząc sobie naprzeciw i dążąc do spełnienia w niesamowitym tempie. Kilka sekund później  Sevi wytrysnął łkając z rozkoszy. Amitai  po chwili dołączył do niego wołając głośno imię kochanka.”
   Sevi nie potrafił się uspokoić. Nie mógł przejść nad tym co się stało do porządku dziennego. Nie wyobrażał już sobie życia bez Amitaia. 
– Oni chyba wszyscy poszaleli, jeśli myślą, że odrzucę go, bo jest moim bratem. Nie można przestać kogoś kochać na rozkaz. Muszę z nim porozmawiać. Jeśli on mnie odepchnie to nie mam już po co żyć – Książę wstał i słaniając się na nogach wyruszył na poszukiwanie Al’Kadara. Niestety nie zaszedł zbyt daleko, w korytarza natknął się na Ashlana z ponurą miną zdążającego do salonu.
- Dobrze, że jesteś. Mamy zebranie rodzinne – pociągnął chłopaka za sobą. W środku zastali już Yuriko z Amitaiem dyskutujących o czymś po cichu. Na ich widok gwałtownie poderwali się na nogi.
- Żądam wyjaśnień i nie myślcie, że uda się wam mnie oszukać. Siadaj z nimi na kanapie – rzucił groźnie do Sevi.
- To może ja zacznę – podjął wzdychając Yuriko. – Prawdę mówiąc nie wiem, jak mam ci to powiedzieć! Sam zauważyłeś, że Amitai przy pierwszym spotkaniu wywarł na Sevim ogromne wrażenie. Chłopak się w nim zakochał i robił wszystko, żeby zdobyć jego serce. Udało mu się nawet zaciągnąć go do łóżka.
- Tylko mi nie mów, że uprawiali razem seks! – Krzyknął wzburzony cesarz.
- No cóż, tak właśnie było – powiedział ze smutkiem strapiony książę.
- Proszę powiedz, że mi się to śni! – Wrzasnął wściekły Ashlan. – Moi synowie się ze sobą pieprzą! Kurwa! Niech zaraza porwie pokręconych bogów, którzy uknuli tą intrygę. - Mężczyzna złapał się za głowę. - Zaraz mnie tu szlag trafi! Wy – spojrzał zimno na przerażonych chłopców. – Od dzisiaj macie zacząć zachowywać się jak przystało na braci. Jak zobaczę lub usłyszę, że robicie coś dziwnego, to już nigdy się nie zobaczycie!
- Masz rację ojcze – odezwał się cicho Ami – postaram się. To była tylko chwila zapomnienia. Śliczny chłopak zaprosił mnie do łóżka więc skorzystałem okazji. Sevi też pewnie niedługo nie będzie o tym pamiętał – mówił niezwykle opanowanym, chłodnym głosem. Włożył ręce do kieszeni i z całej siły wbił paznokcie w dłonie, aż pociekła z nich krew.
- Weź przykład z brata i przestań histeryzować. Okropnie cię rozpieściliśmy i oto skutki. Przestań się mazać i weź za siebie. Co z ciebie będzie za władca skoro byle co wyprowadza cię kompletnie z równowagi? – Sevi wstał i całkowicie załamany  patrzył to na jednego, to na drugiego. Nie mógł uwierzyć, że takie słowa mogły paść z ust najbliższych mu osób.
- Nie kochasz mnie? – Odezwał się drżącym z emocji głosem.
- Ależ kocham, ale jak brata – odparł spokojnie Al’Kadar. Mały książę pobladł jak ściana, zapadł się w sobie. Jego oczy były pełne niewyobrażalnego bólu. Dusza zaczęła się w nim szarpać jak ptak na uwięzi, nie mogąc dłużej znieść takiego cierpienia. Całe życie mignęło mu przed oczyma w jednym krótkim rozbłysku. – Jestem nikim. Pustą skorupą pozbawioną odrobiny radości. Jak moje życie ma teraz tak wyglądać, to po co mam żyć? Patrzeć na niego i nie móc go dotknąć, przytulić. To piekło! Demony zerwały się z uwięzi,deptają i torturują moje serce. Czuję jak pęka. Babcia zawsze mówiła, że śmierć jest jak sen. Zamykasz oczy i przechodzisz przez bramę do innego świata. Tam o wszystkim zapominasz i możesz zacząć od nowa. Może to nie jest takie złe? – Sevi cofał się powoli w stronę otwartego balkonu.
- Synu bądź mężczyzną i stań na wysokości zadania. Chociaż raz spraw, żebym uznał cię za dorosłego – Ashlan wyciągnął do niego rękę. Chłopiec jak tylko poczuł za sobą próg, przeskoczył go zwinnie i zamknął za sobą drzwi, blokując je najpotężniejszym zaklęciem jakie przyszło mu do skołatanej głowy. Wspiął się na barierkę i spojrzał w dół. Kilkadziesiąt metrów niżej huczał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o ostre skały. Książę nie umiał pływać. Zresztą nawet gdyby tak było, nie miał szans przeżyć spadając z takiej wysokości. Rozpostarł ramiona. Gdzieś z daleka, jakby z innego świata dobiegły go przerażone okrzyki jego rodziny.
..............................................................................
Betowała kot_w_butach


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 9


   Sevi zasiadł do rodzinnego śniadania z błogą miną i z nie całkiem przytomnym wyrazem twarzy. Wspomnienia z ubiegłej nocy cały czas napływały do jego głowy nie dając mu spokoju. Muszą to jeszcze powtórzyć. Znajdzie jakiś sposób żeby namówić do tego Amitaia. Czuł się niesamowicie szczęśliwy. Gdyby wiedział, że to takie wspaniałe uczucie już dawno zaciągnąłby go do łóżka.
-Pierwszy raz widzę cię w tak dobrym humorze, tak wcześnie rano. Czyżby to możliwość pójścia na wykłady tak bardzo cię cieszyła? – Pokpiwał sobie z syna cesarz.
- No wiesz, zawsze byłem pilnym uczniem, tylko ty mnie nie doceniasz – nadął się Sevi. – Jak możesz tak wątpić w swojego jedynego syna?
- Mój ty mały mądralo, ja cię po prostu dobrze znam – uśmiechnął się Ashlan i klepnął wstającego od stołu chłopaka w tyłek.
- Aaaaa… jak mogłeś! – Zaskomlał, łapiąc się za pośladki i krzywiąc się z bólu.
- Chwila! – Ojciec chwycił go za pasek. – Ledwo cię dotknąłem, skąd więc ten pisk? – Spojrzał na chłopaka podejrzliwie.
- Sevi, czy ty uprawiałeś wczoraj seks? – Zapytał bezpośredni jak zwykle Yuriko.
- Nie mów mi, że się komuś oddałeś?! Powiedz jak się nazywa ten przeklęty pedofil, żebym mógł go obedrzeć ze skóry kawałek po kawałku!! – Ryknął na chłopca Ashlan potrząsając nim jak kociakiem.
-Chyba nie myślisz, że ci powiem? Nie pozwolę, żebyś zrobił mu krzywdę! – Sevi usiłował się wyrwać ojcu.
-Kochanie uspokój się, on już jest prawie dorosły! – Usiłował uspokoić męża Yuriko.
- Dowiem kto śmiał tknąć mojego małego synka i przećwiczę na nim najnowszą serię tortur jaką ostatnio zaprezentowano mi w Akademii Wojskowej. Dajcie mi mój miecz! – Krzyknął cesarz, puścił chłopca i wybiegł z jadalni z mordem w oczach.
- Tatusiu, dlaczego go nie powstrzymałeś? Jeszcze faktycznie narobi jakiś głupstw! – Zaniepokojony Sevi potrząsnął ręką księcia.
- Musi się gdzieś wyżyć. Niech sobie pobiega. Jak mu złość trochę przejdzie, to z nim porozmawiam. Szczerze mówiąc ja też jestem na ciebie zły. Mam tylko nadzieję, że nie oddałeś byle komu swojego dziewictwa – westchnął Yuriko patrząc uważnie na syna.
- No wiesz, jesteś jak ojciec! – Prychnął oburzony chłopak. – Jak by mi było wszystko jedno poszedłbym do Dave’a.
- Więc to nie był on? W takim razie kto? – Zapytał coraz bardziej podenerwowany Yuriko.
-Nie ma mowy, bo jeszcze ci się wymsknie przy Jego Wysokości. Powiem ci tylko, że to ja go poprosiłem o spędzenie ze mną nocy, ponieważ naprawdę go kocham. Nie wiem dlaczego nikt nie wierzy, że jestem zdolny do jakiś głębszych uczuć. Macie mnie za jakiegoś głupka bez serca! Tak? – Powiedział Sevi i usta zaczęły mu drgać od powstrzymywanego płaczu.
- Ależ dziecko, ja nic takiego nie mówiłem!  Nie wiem kto to jest i martwię się, czy ten człowiek jest godny twoich uczuć – Yauriko pogładził syna po jasnej główce. – Nie płacz. Przykro mi, że zepsuliśmy twój dobry nastrój.
- W porządku, już przestaję się mazać. – Otarł łzy rękawem.
– Jeśli cię tak boli, no wiesz gdzie, to mam taki żel gojący w kilka sekund takie rany. Niech twój ukochany ci go zaaplikuje. Chyba, że chcesz, abym ja to zrobił – roześmiał się Yuriko z przerażonej i czerwonej jak jabłuszko twarzy Seviego. Skinął na służącego, który po chwili wrócił z małą buteleczką. Chłopiec wziął od niego lekarstwo rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Skarbie, mam do ciebie prośbę. Jak już dotrzesz do Akademii przyślij mi swojego ochroniarza, mam do niego sprawę. Nie będzie ci już potrzebny – książę uśmiechnął się do syna, ale widać było, że coś zaprząta jego myśli. Najwyraźniej bardzo się czymś martwił.
- Tatusiu, to naprawdę porządny chłopak, więc przestań się tak tym przejmować. Nie oddałbym serca jakiemuś nieudacznikowi. – Następca tronu Sheridanu pocałował Yuriko w policzek i wybiegł z pokoju.
…………………………………………………………………

   Rozpędzony Sevi nie rozglądał się na boki. Chciał jak najszybciej zobaczyć się z Amitaiem. W holu wpadł na jakiegoś mężczyznę, który unieruchomił go w swoich ramionach. Zaczął się szarpać, ale po chwili przestał chichocząc.
- Tak bardzo mnie pragniesz, że nie chcesz wypuścić z rąk? – Pocałował w usta zaskoczonego Al’Kadara.
- Przestań, bo jeszcze ktoś nas zobaczy i będzie awantura – wyszeptał mu do ucha Ami gryząc go w szyję. - Jesteś niemożliwy. Co masz w tej kieszeni? Gniecie mnie w brzuch – zapytał.
- Soczek – odparł z niewinną minką chłopiec, niestety na buzię wpełznął mu zdradliwy rumieniec. Nawet się nie spostrzegł, kiedy mężczyzna zwinnie wyciągną żel i zaczął sylabizować napis.
- Oddaj to! Nie czytaj tego! – Ogromnie zmieszany książę usiłował mu wyrwać z ręki buteleczkę.
-Maluszku, czyżby twoja śliczna dupcia bardzo cię piekła? – Roześmiał się Ami zaciskając dłonie na pośladkach chłopaka.
-Ooch…! Puszczaj draniu, to boli – zaskomlał.
- Już dobrze kochanie – mężczyzna przytulił chłopca do siebie. – Przepraszam. Chodźmy gdzieś. Nie mogę pozwolić żebyś w takim stanie poszedł na lekcję. - Otworzył drzwi do jakiegoś pomieszczenia i wciągnął go do środka. Okazało się, że to była niewielka łazienka, wyłożona błękitnymi kafelkami, z ogromną wanną i niewielką umywalką z lustrem.
- No mały, dawaj ten pokiereszowany tyłeczek – uśmiechnął się do chłopca Ami zamykając drzwi na klucz. Ten jednak stał na środku ze spuszczoną głową, tak aby włosy ukryły jego malinowe policzki.
- Mmoże sspróbuję ssam – wyjąkał zawstydzony.
- Lisku, nie ma tutaj nic czego bym już sobie wczoraj dokładnie nie obejrzał. Przestań się krygować jak panna młoda i wypnij pupę – mężczyzna odwrócił go tyłem do siebie i pocałował w słodko pachnący kark. – To będzie chwila, obiecuję. Oprzyj się rękami o brzeg wanny i pochyl mocno do przodu. – Chłopiec ociągając się posłuchał.
- Tylko ostrożnie, naprawdę mnie boli – wyszeptał. Mężczyzna odpiął mu spodnie i opuścił wraz z bielizną. Pogładził krągłe pośladki i delikatnie je rozchylił. Dziurka Sevi rzeczywiście była zaczerwieniona i lekko opuchnięta. Wycisnął na palec trochę żelu i zaczął zataczać wokół niej kółeczka coraz bardziej się do niej zbliżając. Słyszał jak oddech chłopca przyspieszył.
- Rozstaw nogi Słoneczko, będzie mi łatwiej wejść do środka. Nabierz powietrza i rozluźnij się – ujął uda kochanka i rozsunął je szeroko. Powoli zaczął wsuwać palec w jego wnętrze. Niestety przestraszony Sevi spiął się, co mocno utrudniło mu zadanie. Nic nie mówiąc Ami włożył drugą rękę pod jego brzuch i zacisnął ją na twardniejącym penisie. Zaczął pieścić go posuwistymi ruchami, co chwilę zahaczając o sączącą coraz bardziej szparkę.
- Dobrze ci? – Zapytał ochryple chłopca.
- Aaach... Po co zadajesz głupie pytania? – Jęknął Sevi i pokręcił tyłeczkiem. Cała krew zaczęła spływać do jego lędźwi. Wejście zrobiło się takie wrażliwe, że każdy dotyk Al’Kadara powodował w jego ciele rozkoszne dreszcze. Zupełnie zapomniał o wstydzie i bólu. Liczyło się tylko rozkoszne doznanie jakiego dostarczał mu palec mężczyzny, uderzając w jakiś  czuły punkt w jego wnętrzu.
- Skończyłem, mam przestać? – Głos Ami pieścił jego ucho.
- Przestań się ze mną droczyć draniu – wysapał mocno podniecony. – Nie waż się mnie zostawić w takim stanie!
- Rozkaz, Słoneczko – Mężczyzna zaczął mocniej obciągać jego członek, jednocześnie celnie trafiając za każdym razem w prostatę. Nie trzeba było długo czekać, aby chłopiec wytrysnął białym strumieniem krzycząc głośno imię kochanka. Amitai podniósł go, odwrócił i przytulił czule do siebie. Oczyścił zaklęciem i podciągnął spodnie. – Zawsze do usług mój mały książę – ucałował słodkie usta. – Nie możemy długo tutaj zostać, za chwilę musisz być w Akademii.
……………………………………………………………………………

   Yuriko siedział w swoim gabinecie z ponurą miną i wiercił się niespokojnie na fotelu. Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Całym sobą czuł nadejście zbliżającej się katastrofy.
Ile czasu może zabrać droga do Akademii? Gdzie się podział do licha ten chłopak? Muszę dzisiaj sprawdzić czy moje podejrzenia są słuszne. Niech się Ashlan potem ze mnie śmieje. Moja intuicja nigdy mnie nie zawiodła. Dzięki niej wiele razy uniknąłem niebezpieczeństwa. Jak przyjdą wyniki będę mógł w końcu spać spokojnie. – Książę wpatrywał się w drzwi jakby od tego zależało jego życie. Nareszcie się otworzyły i do pokoju wkroczył zdyszany Al’Kadar.
- Przepraszam, że pan musiał na mnie czekać. Sevi miał pewien problem i musiałem mu pomóc go rozwiązać – Amitai pochylił się w przepisowym ukłonie. Ten piękny mężczyzna przed nim fascynował go od pierwszego dnia pobytu w pałacu. Srebrne oczy miał takie ciepłe i łagodne. Było w nim coś, co wprawiało w drżenie jego serce. Jeden uśmiech wystarczał by wprawić go w dobry humor na cały dzień. W obecności cesarskiego małżonka czuł się jak statek, który właśnie zawinął do macierzystego portu.
- Czy ten kłopot nie miał czasem coś wspólnego z żelem jaki mu dałem? – Yuriko wbił w chłopaka uważne spojrzenie.
- Eee…. boo… - plątał się Amitai starając się ze wszystkich sił zapanować nad emocjami. Niestety jego twarz nie chciała go słuchać, swoją barwą przypominała właśnie zachodzące słońce w wietrzny dzień.
- Tak właśnie myślałem – westchnął ciężko Yuriko. –Nie bój się, nie będę cię wypytywał, skoro sam nie chcesz mówić. Mam jednak do ciebie niecodzienną prośbę. Idź zaraz do izby szpitalnej. Tam będzie czekał na ciebie medyk, który pobierze ci krew. Nie bój się, przysięgam, że nie wykorzystam jej do niecnych celów. Chcę tylko coś sprawdzić. Jak przyślą wyniki wyjaśnię ci wszystko dokładniej. – Ami ponownie się ukłonił i już miał odejść kiedy książę ponownie go zatrzymał.
- Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Tym razem będę wymagał od ciebie przyrzeczenia. Proszę cię, abyś przez najbliższe trzy tygodnie powstrzymał się od jakichkolwiek seksualnych gestów w stosunku do Seviego. I nie chodzi tu tylko o jego obolałą pupę. Mam ważny powód, aby tego od ciebie żądać – Yuriko ujął dłoń Al’Kadara i popatrzył mu poważnie w oczy.
- Skoro ma to dla pana takie znaczenie, to się zgadzam. Przysięgam, że do czasu otrzymania wyników, nie tknę Seviego. Wiem panie, że bardzo kochasz syna i nie masz w stosunku do mnie złych zamiarów. Nie masz jednak pojęcia  jak ciężkie zadanie na mnie nałożyłeś.
- Mam dziecko, mam. Ja też kiedyś byłem w twoim wieku. Dziękuję ci, że tak poważnie podszedłeś do sprawy. Pozwól, że dam ci dobrą radę. Unikaj w najbliższym czasie spotkania z cesarzem. Jak zacznie was podejrzewać, to polecą wióry – Ami na takie oświadczenie pobladł gwałtownie i rozejrzał się dookoła. Ukłonił się księciu, rozbawionemu jego przerażeniem i ostrożnie wyjrzał na korytarz. Zaczął się skradać do swojej sypialni jak prawdziwy łowca w trakcie niebezpiecznej misji.
……………………………………………………………………………

   Po umówionym czasie trzech tygodni w salonie Yuriko zebrali się wszyscy, którzy mogli być bezpośrednio zainteresowani wynikiem testów DNA, jakie przeprowadzili cesarscy medycy. Ashlan siedział w fotelu i patrzył z politowaniem na miotającego się po pokoju zniecierpliwionego męża.
- Kochanie usiądź wreszcie, bo wydeptasz w tym kobiercu dziurę. Zebraliśmy się tu tylko po to, byś wreszcie wyleczył się z tej dziwnej obsesji o drugim bliźniaku. Chłopcy spocznijcie – wskazał na stojącą w pobliżu kanapę. - Nie ma sensu abyście miotali się razem z księciem. Zróbcie mu miejsce, niech sobie pobiega – Sevi z Amitaiem ulokowali się wygodnie na wskazanym miejscu.
- O co chodzi z tym drugim bliźniakiem? – Zapytał zaciekawiony Al’Kadar.
- Nie mam pojęcia, ale oni czasem o to się sprzeczają – odparł Sevi, przytulając się ukradkiem do jego boku.
- Mały jak chcesz, żebym przetrwał w jednym kawałku, to się odsuń na przepisową odległość. Twój ojciec podobno nieźle włada świetlnym mieczem – powiedział cicho, przyglądając się z uwagą trzem mężczyznom, którzy właśnie wkroczyli dostojnie do salonu.
- O widzę, że moi medycy bardzo poważnie wzięli sobie do serca twoje zlecenie kochanie. Nie spodziewałem się takiej procesji – odezwał się cesarz, wskazując nowoprzybyłym miejsca siedzące. Najstarszy z nich nisko ukłonił się władcy i odezwał się poważnym i uroczystym głosem.
- Wasze Wysokości, zlecenie było rzeczywiście niezwykłe. Wyniki zaś tak zaskakujące, że poprosiłem największe autorytety w cesarstwie – tu skinął z szacunkiem głową swoim towarzyszom – aby je potwierdzili. Przeprowadziliśmy szczegółowe testy i wielokrotnie je powtórzyliśmy, aby uzyskać całkowitą pewność. Oto co udało się nam ustalić. Rozwiną jakiś dokument zaopatrzony pieczęciami. - Wszyscy obecni zawiśli na jego ustach. Skoro ci uczeni pofatygowali się osobiście przekazać wiadomość, musiało być to coś bardzo istotnego dla całego cesarstwa Sheridanu.
..............................................................................................
Betowała kot_w_butach

piątek, 3 sierpnia 2012

Ogłoszenie!

Ruszył nowy blog yaoi ,,Małżeństwo z rozsądku" - to lekka komedia romantyczna osadzona w realiach współczesnej Polski. Zapraszam do czytania. Piszcie o pierwszych wrażeniach.Link macie podany obok.

środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 8



   Sevi stał na palcach i wyglądał przez okno. Ubrany w skromny, ciemny surdut, który podprowadził swojemu lokajowi nie przypominał zupełnie tego świetnego księcia, jakiego na co dzień widywali jego poddani. Platynowe włosy będące znakiem rozpoznawczym zmienił zaklęciem na kasztanowe. Dzięki temu skromnemu kamuflażowi mógł swobodnie poruszać się nie tylko po zamku, ale i całej okolicy. Zapadła już noc. Mrok rozjaśniały tylko uliczne latarnie. Chłopcu udało się dostrzec wysoką sylwetkę idącą wolno pod murem pałacu. 
– To na pewno Amitai. - Poznałby go nawet w zupełnych ciemnościach. Teraz wystarczy tylko pójść za nim w pewnej odległości by się nie zorientował, że był śledzony. Przełożył nogę przez parapet by zeskoczyć na ziemię, kiedy nagle ktoś złapał go od tyłu w tali i wciągnął z powrotem do środka. Szarpnął się i odwrócił przodem do napastnika.
- Dokąd się wybierasz Słońce? – Usłyszał kpiący głos narzeczonego. – Mieliśmy dzisiejszy wieczór spędzić razem.
- Spadaj do swoich kochasiów! Nie mam czasu na przepychanki z tobą – warknął rozzłoszczony Sevi.
- Daj spokój. To wszystko twoja wina. Mam swoje potrzeby, a ty ciągle mnie odpychasz. Co więc mam robić? Muszę sobie jakoś radzić – odparł mężczyzna bez najmniejszego poczucia winy w głosie.
- Bzykaj się z kim chcesz, tylko się ode mnie odczep. To, że ci darowałem ostatni wyczyn nie znaczy, że pójdę z tobą do łóżka. Śpieszę się – chłopak uwolnił się z rąk mężczyzny i znowu zaczął gramolić się przez parapet.
- Nie mów, że ten obcy ci się podoba. Od kiedy tu przyjechał zupełnie przestałeś zwracać na mnie uwagę.
- Nie jęcz. Nie jestem ci nic winien. Nie lubisz go, bo obił ci twarzyczkę – wykrzywił się do narzeczonego z pogardą Sevi i zwinnie przeskoczył na drugą stronę.
- Wracaj tu natychmiast, albo powiem twojemu ojcu jak się zachowujesz! – Krzyknął za nim rozgniewany mężczyzna.
- Palant i skarżypyta! – Książę z ironicznym uśmieszkiem pokazał mu język i nic sobie nie robiąc z pogróżek pognał w mrok. Musiał się śpieszyć jeśli nie chciał zgubić oddalającego się coraz bardziej Amitaia. Jego ochroniarz skręcił w pobliski zaułek i wszedł do dobrze znanej wszystkim dworzanom karczmy. Tutaj większość z nich przychodziła się zabawić i wypić coś mocniejszego. 
- Eh ci faceci. Wszyscy diabła warci. Następny wybrał się na poszukiwanie nocnych przygód –burczał do siebie niezadowolony Sevi. Wszedł do zadymionego, słabo oświetlonego wnętrza i dyskretnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Panował straszny tłok. Dzisiaj był dzień wolny od pracy więc większość młodych ludzi przyszła się tu odprężyć. W kąciku po prawej stronie dostrzegł w końcu Amitaia. Niestety miał już towarzystwo. Na jego kolanach z błogim uśmiechem na buzi siedział nie kto inny jak nowy sekretarz ojca. 
– A to przedsiębiorczy smarkacz. Dopiero od kilku dni na dworze i już przystawia się do mojego ochroniarza. Nie puszczę mu tego płazem. – Błękitne oczy Sevi zamieniły się w płynny lód. Nie miał pojęcia jak bardzo w tej chwili przypominał swojego ojca. Nie minęło nawet kilka sekund jak jego delikatną buzię rozjaśnił podstępny uśmieszek. Wyszedł przed karczmę i pod pierwszym z brzegu drzewem złapał sporego chrząszcza, który od razu zaczął bojowo potrząsać szczypcami. Potem wrócił do środka i zaczekał na odpowiedni moment. Kiedy mężczyźni poszli tańczyć do drugiego pomieszczenia, podszedł do ich stolika i wrzucił plującego cuchnącą substancją robala prosto do drinka sekretarza. W wysokiej szklance z kolorowego szkła na pierwszy rzut oka nic było widać niczego podejrzanego. Chłopak ukrył się w pobliżu w najciemniejszym zakątku i cierpliwie czekał na efekty swoich działań. Wrócili po kilkunastu minutach i rozgrzani tańcem rzucili się na napoje. Mniejszy mężczyzna po pierwszym łyku pozieleniał i zakrywając dłonią usta pobiegł w kierunku łazienki. 
Dobrze ci tak paskudny napaleńcu – pomyślał z satysfakcją Sevi. Zobaczył jak zaskoczony Ami siada za stolikiem patrząc z niepokojem na znikającego towarzysza. Książę z niewinną minką podszedł do ochroniarza, uśmiechnął się do niego słodko i bez słowa wsunął mu się na kolana.
- Na boginię Sevi, co ty tutaj robisz? – Sapnął zaskoczony Al’Kadar. – Miałeś spędzić wieczór z narzeczonym. Złaź natychmiast, jeszcze cię ktoś rozpozna i będzie draka – próbował zrzucić na ziemię chłopca. Ten jednak miał inne plany. Złapał się go mocno za szyję i ani myślał puścić.
- Dave znowu się na mnie obraził, więc się nim nie przejmuj. Powiedział nawet, że doniesie na mnie ojcu – książę wydął pełne usta i prychnął pogardliwie.
- Sevi, niepotrzebnie się z nim drażnisz. Co zrobisz jak spełni swoją groźbę? Wiesz, że cesarz jest nadal na ciebie zły - mężczyzna wbrew swojej woli nie mógł oderwać wzroku od różowych warg. Tymczasem chłopiec wiercił się na jego udach to w jedną to w drugą stronę, pobudzając nieświadomie jego tak dawno nie używany organ. Dzisiaj po raz pierwszy od kilku tygodni miał nadzieję na gorącą randkę, a ten rozpuszczony bachor wszystko zepsuł.
- Skoro już tu jestem, to możemy się trochę zabawić prawda? – Dzieciak zrobił szczenięce oczka i nieśmiało musnął ustami jego policzek. Ami westchnął ciężko i wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia dlaczego tak strasznie ciężko przychodziło odmówić czegokolwiek temu smykowi. Miał nieodparte wrażenie, że owinął go sobie wokoło małego paluszka. Musiał się strzec, bo ta buzia słodkiego aniołka kryła diabelski charakterek. Wiedział, że jego podopieczny jest niesamowitym spryciarzem i jeśli za bardzo mu ulegnie wyprowadzi go na manowce.
- Dobrze, ale tylko na godzinę. Potem grzecznie wrócisz do domu – odezwał się mężczyzna w duszy przeklinając się za słabość do tego liska. Sevi pisnął zachwycony. Zerwał się na równe nogi i pociągnął nieco opierającego się Amitaia na parkiet. Grali jakiś wolny kawałek, który idealnie pasował do lęgnącego się w główce chłopaka planu. Wtulił się beztrosko w ramiona opiekuna i zaczął kołysać się do rytmu. Spojrzał mu w oczy i z najniewinniejszym uśmieszkiem zaczął się o niego ocierać w tańcu. Odwrócił się plecami do partnera i przycisnął tyłek do jego podbrzusza. Mężczyzna zagryzł wargi i cicho syknął. Kręcąca się na wszystkie strony mała dupcia wzbudzała w jego dolnych partiach coraz większy płomień. Jak tak dalej pójdzie to rozdziewiczy dzisiaj tego łobuza, a cesarz potem utnie mu klejnoty.
- Koniec wycieczki. Wracamy do pałacu – szepnął do szpiczastego ucha. Złapał protestującego chłopaka pod pachę i wyniósł go z zatłoczonej izby na zewnątrz.
- Obiecałeś godzinę i nie dotrzymałeś słowa – naburmuszył się zarumieniony książę. Miał nadzieję, że uda mu się dzisiaj zburzyć mur jakim obwarował się jego opiekun. Zawsze trzymał lekki dystans i nie pozwalał mu zbytnio się ze sobą spoufalać. Traktował po przyjacielsku, jak młodszego, nieco szalonego brata. Seviemu z początku to wystarczało, ale szybko przekonał się, że chciałby o wiele bliższych relacji. Dawał mu to do zrozumienia najlepiej jak potrafił, ale Ami pozostał niewzruszony. Jak tylko próbował czegoś więcej niż drobne czułości odsuwał się od niego stanowczo. Tak było i tym razem. Al’Kadar odprowadził księcia pod same drzwi sypialni i pożegnał się z nim skinieniem głowy.
- Powinieneś już się położyć. Jutro od rana masz zajęcia – mężczyzna uśmiechnął się do niego i wepchnął do pokoju. Chłopiec, który przez cały wieczór snuł coraz śmielsze fantazje zwinnie zbliżył się zwinnie i wpił mu w usta. Te twarde wargi były takie nęcące. Najwspanialsze słodycze cesarstwa nie mogły się równać z ich smakiem. Sevi przylgnął do niego desperacko i objął mocno za szyję.
- Zostań ze mną – wyszeptał nieśmiało zdobywając się na niewiarygodną odwagę. W głębi swojego drżącego serca miał nadzieję, że Amtai czuje do niego coś więcej niż zwykłą przyjaźń. Musiał się przekonać. Tak bardzo go pokochał. On, który zawsze wyśmiewał się ze wszystkich zakochanych , zauroczył się w tym mężczyźnie od pierwszego wejrzenia. Przez te kilka tygodni robił wszystko by zasłużyć na jego uwagę. Nie miał pojęcia czy te starania odniosły jakiś skutek. Opiekun potrafił po mistrzowsku ukrywać swoje prawdziwe uczucia.
- Pproszę powiedz coś. Nnie trzymaj mmnie dłużej w niepewności – wyjąkał.
- Dziecko, o czym ty mówisz? Przestań się mną bawić. Jestem tylko człowiekiem i mogę zrobić coś, czego potem oboje będziemy żałować – Ami oderwał ręce chłopca od siebie i odsunął na bezpieczną odległość. Nie patrzył na twarz. Widok jego załzawionych oczu mógłby spowodować, że łatwo zmieniłby zdanie.
– A więc to tak? Wolisz się bzykać z tym chuderlawym sekretarzem? W czym jestem od niego gorszy?! – Krzyknął zupełnie załamany książę. - Zostaw mnie samego. Nie będę cię już dłużej nękał  – z całej siły próbował zapanować nad ogarniającą go rozpaczą. Nie chciał aby opiekun zauważył jak bardzo cierpi. Odwrócił się gwałtownie, podszedł do łóżka i rzucił się na kołdrę. Schował buzię w poduszce i gryzł z całej siły jej róg, aby nie wybuchnąć gwałtownym szlochem.
-Sevi, myślę, że powinienem złożyć rezygnację. Nie chcę, abyś przeze mnie był nieszczęśliwy. Masz wspaniałych rodziców i narzeczonego. Wkrótce o mnie zapomnisz.
- Co ty powiedziałeś?! – Chłopiec wystrzelił łóżka jak z procy i momentalnie znalazł się przed zaskoczonym Al’Kadarem. – Naprawdę chcesz mnie zostawić?!
- Tak będzie dla ciebie najlepiej – łagodnie tłumaczył mu Ami. Książę jednak tego nie słyszał. Osunął się przed mężczyzną na kolana i wtulił rozczochraną głowę w jego talię.
- Co mam zrobić, abyś uwierzył, że cię kocham? Dlaczego masz mnie za dziecko? Mam tyle samo lat co ty – wyszeptał chłopiec i rozszlochał się na dobre. – Jeśli, jeśli rzeczywiście nic do mnie nie czujesz, to odejdź i daj mi umrzeć w spokoju, bo ja nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie – łzy płynęły mu obficie po twarzy i wsiąkały w koszulę sparaliżowanego tym wyznaniem mężczyzny. Ami nie był głupcem . Zdawał sobie sprawę, że chłopiec od pewnego czasu się w nim podkochuje. Nie spodziewał się jednak żadnego głębokiego uczucia z jego strony. Ot, zwykłe szczenięce zadurzenie i tyle. Tymczasem teraz miał przed sobą całkowicie zdruzgotanego młodzieńca, który trząsł się jak w febrze i mówił o śmierci. Zupełnie stracił głowę. Nad swoimi uczuciami do tego dzieciaka nigdy się nie zastanawiał. Nie mógł. Cesarz mu zaufał i powierzył syna jego opiece. Na pewno nie będzie zadowolony, że dopuścił do czegoś takiego.
- Malutki wstań. Porozmawiajmy rozsądnie – usiłował uspokoić zrozpaczonego księcia. Podniósł go z klęczek, po czym wziął na ręce. Zaniósł do łóżka i ostrożnie ułożył w pościeli. Ten złapał go kurczowo za ramię, jakby bał się, że odejdzie i już więcej go nie zobaczy.
- Nawet jeśli mnie nie kochasz zostań dzisiaj ze mną. Chcę należeć do ciebie. Spałeś na pewno z wieloma mężczyznami, więc co ci szkodzi zrobić to ze mną? – Żebrał drżącymi wargami Sevi, kompletnie pozbywając się resztek dumy.
- Głuptasie jesteś jeszcze taki młodziutki i niewinny. Nie wiem czy ty do końca sobie zdajesz sprawę, o co mnie prosisz. Jeśli jednak tak bardzo tego chcesz i masz cierpieć, to zrobię co zechcesz. W żadnym wypadku nie myśl, że jesteś gorszy od innych. Jak taki piękny, słodki chłopak mógłby mi się nie podobać? – Ami wzruszył ramionami nad swoją słabością do tego dzieciaka i zaczął powoli odpinać mu koszulę. 
-Jak jego ojciec się o tym dowie, zafunduje mi długą i bolesną śmierć. Dlaczego nie potrafię mu niczego odmówić? Ten mały lisek doprowadzi mnie kiedyś do obłędu. - Z westchnieniem zachwytu, schylił się i pocałował różowy sutek, który właśnie ukazał się jego zafascynowanym oczom. Książę pisnął i wygiął się w łuk pod wpływem pieszczoty. Patrzył w oczy Amitaia z taką miłością i czułością, że ciało mężczyzny w ciągu kilku sekund zapłonęło pożądaniem jakiego nigdy wcześniej nie czuł do nikogo. Całował i pieścił uległego chłopca, który tak wspaniale reagował na najdelikatniejsze nawet muśnięcie palców. Nie wiedział kiedy pozbył się ich ubrań. Różowa mgiełka szczelnie otoczyła obu, nie pozwalając na żadną rozsądniejszą myśl.
…………………………………………………………………………

   Tymczasem gdzieś po drugiej stronie rozległego cesarstwa Sheridanu Yuriko obudził się właśnie z paskudnego koszmaru. Usiadł gwałtownie na łóżku, głośno wciągając powietrze. Jeszcze nie całkiem rozbudzony przytulił się do piersi męża.
- Ashlan śpisz? – Wyszeptał cichutko drżącym z emocji głosem.
- Co się dzieje kochanie? – Mężczyzna przygarnął go do siebie nie otwierając oczu.
- Stało się coś strasznego? Dziwnie się czuję. Jakby świat na chwilę się zatrzymał.
- To tylko sen skarbie, śpij dalej  i przestań się zamartwiać o całą galaktykę. Gdyby to była prawda to już byśmy o tym wiedzieli. Nasze łącza działają niezawodnie – rozsądnie tłumaczył wystraszonemu mężczyźnie cesarz.
- Oh, może masz rację. Ostatnio jestem strasznie przewrażliwiony.
................................................................................
Betowała kot_w_butach