poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 15


   Odkąd Sevi pozwolił Bezimiennym wniknąć w swoje ciało, miał wrażenie, że trwa w zawieszeniu gdzieś pomiędzy niebem a ziemią. Z początku był zadowolony ze swojego stanu i biernie poddawał się władzy odrzuconych duchów Czarnych Gwiazd, wypełniając wszelkie polecenia i sugestie z ich strony, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co robił. Tak naprawdę było mu wszytko jedno. Żałował, że nie pogrążył się w oceanie. Nie widział sensu swojego istnienia. Umysł chłopca pokrywała gęsta mgła, przepuszczająca tylko nieliczne wspomnienia. Zazwyczaj dotyczyły one ,, krzywd'', jakich doznał ze strony oziębłych rodziców, dbających jedynie o to, co ludzie powiedzą i nieliczących się zupełnie z uczuciami syna; zdrajcy Amitaia, który bez wahania podeptał jego bezbronne serce czy nachalnego zboczeńca Dave'a. Dlatego odsuwał je od siebie jak najdalej, wolał dryfować myślami w pustce. Wtedy dojmujący ból, jaki czuł w okolicy serca, znikał, a on trwał w stanie przypominającym letarg - tyle że chodził, mówił, nawet zastępował Ashlana w jego obowiązkach. Dworzanie zaczęli się go bać, traktując jak niebezpiecznego szaleńca, którego władzy nie mogli w żaden sposób podważyć. Padali na twarz, kiedy tylko go zobaczyli. Z początku, owszem, próbowali się buntować, ale po kilku krwawych pokazach mocy księcia przestali, obawiając się o życie swoje i najbliższych. Nie mieli pojęcia, co się stało z psotnym, uroczym łobuzem, jakim wcześniej był Sevi i którego wszyscy kochali. Dlaczego zamienił się w żądnego krwi potwora, karzącego za najmniejsze przewinienie? Nie wiedzieli, gdzie podziała się cesarska para. Krążącym po kątach, coraz bardziej nieprawdopodobnym plotkom nie było końca. Wszyscy mieli jednak nadzieję, że Ashlan wróci i zrobi porządek ze swoim szalonym synem.
   Bezimienni uważali się za wyjątkowo sprytnych i inteligentnych, wybierając, ich zdaniem, najsłabsze ogniwo. Według nich Sevi jako rozpieszczony jedynak, w dodatku niesamowicie samowolny i dumny, idealnie nadawał się do ich planów. Chcieli odzyskać ciała, dzięki fizycznej powłoce bez trudu zapanowaliby nad całymi Galaktykami. Mieli nadzieję na powrót do starych, mrocznych czasów, kiedy wszyscy drżeli na choćby sam dźwięk ich imion. Niestety mogli jedynie opętać kogoś, u kogo w żyłach płynęła krew Czarnych Gwiazd. Chłopak był młody i bardzo niemądry, kierował się głupimi emocjami, którymi oni gardzili, niezdolni do ich odczuwania. Sprawili, że znienawidził swoją rodzinę. Teraz mogli nim dowolnie manipulować, bez obawy, że ktoś stanie im na drodze. Błąkającym się demonom szczególnie zależało na jego potomstwie. Sztuczne zapłodnienie było rzadko wykorzystywaną metodą, ale w ten sposób mieliby od razu więcej ciał we władaniu. Potrzebowali jednak kogoś, kto wychowa dzieci, póki nie staną się samodzielne. Nie ufali nikomu i z tego powodu książę był im niezbędny.
   Sevi, przytłoczony swoim bólem, pozwalał Bezimiennym niemal na wszystko. Ciągle odtwarzał w głowie ostatni dzień, kiedy widział swoich rodziców. Przepełniające go emocje opadały bardzo powoli, czuł się mocno skrzywdzony. Zawsze kochany i rozpieszczany, nie mógł zrozumieć ich zachowania. Co im szkodziło pobłogosławić jego związek z Amitaiem, przecież oprócz nich i tych kilku uczonych nikt nie znał prawdy. Nie musieli się nią z nikim dzielić. Gdyby go naprawdę kochali, dobro ich syna byłoby ważniejsze niż głupie plotki i jakiś mityczny honor rodziny. Tym bardziej, że wśród arystokratycznych familii takie związki bywały tolerowane.
- Nienawidzę was, jesteście podli! Jestem dla was tylko przedłużeniem rodu! - krzyczał po nocach do portretu, przedstawiającego Yuriko i Ashlana. - Amitai jest taki sam jak wy! Idealny następca tronu! Ja nie jestem wam do niczego potrzebny. - Szlochał gwałtownie, opadając na kolana. Nie czuł nawet, że rozbija je o marmurową posadzkę, a nogawki jasnych spodni zabarwiają się krwią. Potem zazwyczaj opadał z sił, pogrążając się w znajomej pustce, zaś ciche głosy wnet szeptały, co powinien uczynić.
- Znajdź i zabij! - syczały mu do ucha. - To my cię kochamy, zawsze będziemy z tobą. Oni uciekli, opuścili cię razem z twoim zdradliwym bratem. Mają teraz syna, jakiego pragnęli, ty jesteś jedyne zawadą. Wrócą i zamkną cię w wieży lub podadzą truciznę. Musisz być szybszy. Pozbądź się ich wszystkich, upozoruj jakiś wypadek.
   Książę rozesłał więc we wszystkich kierunkach szpiegów, których zadaniem było odnalezienie prawdopodobnie porwanej pary cesarskiej - tak brzmiała oficjalna wersja. Do następnego etapu wynajął kilku płatnych morderców, którzy mieli dokonać zemsty w jego imieniu. Jakkolwiek by nie był wściekły i rozżalony, zdawał sobie sprawę, że nie potrafiłby zrobić tego własnoręcznie. Bezimienni popełnili jedną, sporą omyłkę, przykładając do chłopca identyczną miarę co do siebie. Mimo że książę był niewątpliwie bardzo dumny i ambitny, to uczucia były dla niego zawsze najważniejsze. Wychowany w pałacu wśród przepychu, nie cenił zbytnio ani władzy, ani bogactwa. Miał je na codzień i doskonale znał ich cenę. Ponieważ przez lata grał rolę beztroskiego jedynaka, mało kto zdawał sobie sprawę z jego sprytu i inteligencji, a do wymykania się na małe, samodzielne wypady i manipulowania Ashlanem trzeba go było naprawdę sporo. Wszyscy jednak z powodu słodkiego wyglądu i niewinnego spojrzenia uważali go jedynie za psotne dziecko, które jeszcze długo musi dojrzewać, zanim zostanie cesarzem. Nigdy nie widział powodu, by wyprowadzać kogokolwiek z błędu, nie leżało to bynajmniej w jego interesie.
    Sevi szybko dowiedział się, gdzie przebywał Ashlan i Yuriko. Okazało się jednak, że wejście do starożytnej Twierdzy Szkarłatnego Mroku nie będzie takie proste. Yuriko był jej panem i Lirael słuchała tylko jego rozkazów. Musiał wymyślić jakiś podstęp, żeby się tam dostać. Tymczasem Amitai, z którego pragnął uczynić niewolnika na wzór Dave'a, zniknął bez wieści. Szpiedzy nie wpadli na jego trop. Być może rodzice wiedzieli, gdzie się podziewał. Skoro brat tak beztrosko odrzucił jego serce, miał zamiar uwiązać go na łańcuchu niczym agresywnego kundla, nauczyć skomlić i podawać łapę na rozkaz. Z tym pomysłem Bezimenni się nie zgadzali; uważali, że mężczyzna był niebezpieczny i też powinien umrzeć.
   W miarę upływu czasu Sevi zaczynał myśleć jaśniej. Coraz częściej wracały do niego obszerne ciągi wspomnień, a nie tylko podsuwane przez demony fragmenty. Bezimienni, zajęci spiskowaniem, nie zauważyli zmiany w jego zachowaniu. Nawet jeśli potrafili nim manipulować, nie znali przecież myśli chłopaka, a nad głupimi uczuciami, jak uważali, udało im się zapanować.
   W pewnym momencie książę zdał sobie sprawę, że Bezimienni wcale nie byli bezinteresownymi krewnymi, podającymi dalekiemu kuzynowi rękę w potrzebie. Czerpali z ich ,, przyjaźni'' wiele korzyści. Nie miał pojęcia, do czego zmierzają, ale najwyraźniej mieli swoje plany. Poczuł się wykorzystany i wzmógł czujność, nauczył się wiele swoich spraw zachowywać dla siebie. Przestał ufać głosom.
   Wraz z napływem wspomnień zaczął tęsknić za rodziną i Amitaiem. Czuł się strasznie samotny, znieczulająca wszelki ból fizyczny i psychiczny mgła, otulająca do tej pory jego mózg, nieco się przerzedziła. Nie zmniejszyło to żalu i smutku w jego sercu, ale pozwalało sprawniej myśleć. Siedział właśnie w swojej sypialni i spojrzał na kalendarz. Dzisiaj była rocznica śmierci jego trzeciego ojca, Kayla. Nigdy go nie poznał, ale nasłuchał się wiele dobrego o tym dumnym wojowniku. Zawsze, kiedy narozrabiał, Ashlan wzdychał i mówił, że wyłażą z niego pokręcone geny zmarłego tragicznie towarzysza.
   Wyjrzał przez okno i spostrzegł, że zapadł już zmierzch. Na niebie widać było jedynie cztery szkarłatne księżyce, gwiazdy pochowały się za chmurami. Panowała cisza, zmącona jedynie chwilowymi odgłosami dźwięcznych kroków straży po marmurowej posadzce. Od kiedy wprowadził nocne patrole i godzinę policyjną, skończyły się krzyki i zabawy. Nikt już jak dawniej nie przemykał się po korytarzach w poszukiwaniu kochanka. Nikt nie chciał narazić się księciu, który lubił publicznie karać winowajców w dość okrutny sposób.
    Z początku nowe zarządzenia były przez dworzan dyskretnie ignorowane - dopóki lord June, który dopiero przed tygodniem wziął ślub, został złapany w palmiarni ze spuszczonymi spodniami w jednoznacznej sytuacji. Młody sierżant Melen, znany z chętnego oddawania swego ciała w zamian za drobne przysługi, klęczał u jego stóp, z zapałem pochłaniając sączącego się penisa. Obaj mężczyźni zostali skuci przez straż i następnego dnia doprowadzeni do sali tronowej w porze posłuchań.
   Poddani Sheridanu zawsze przybywali tłumnie i skrupulatnie korzystali z możliwości załatwienia swoich spraw poza kolejnością. Dworzanie i urzędnicy cesarscy mieli obowiązek uczestniczyć w tych spotkaniach. Ogromna komnata pękała więc zazwyczaj w szwach, jedynym wolnym miejscem był jej środek, przez który rozpościerał czerwony dywan, biegnący od drzwi do samego tronu. Kroczący po nim nocny patrol z dwoma więźniami natychmiast przykuł uwagę wszystkich. Wiele osób było niedawno na weselu lorda June i z dezaprobatą kręciło głowami. Jego żona pochodziła ze znanej rodziny, a jej miłość do męża aż biła po oczach. Uwiódł ją i poślubił z powodu ogromnego posagu. Eve była znaną medyczką, bardzo lubianą i cenioną na dworze.
- Milordzie, czyżbyś się zgubił wczoraj wieczorem i pomylił po ciemku sierżanta z nadobną Eve? - odezwał się wyjątkowo spokojnie Sevi. Nie znosił ludzi igrających z uczuciami innych, a zdrajców i wiarołomców nienawidził ponad wszystko. Przypominali mu Amitaia, który najpierw się z nim kochał, a potem nagle zmienił zdanie, gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze problemy.
- Proszę o wybaczenie, panie, to się już więcej nie powtórzy. Rzeczywiście było ciemno, a mnie zdjęła okrutna ochota... - tłumaczył się June, bynajmniej nie zażenowany, za to zgięty w bardzo niskim, służalczym ukłonie. Czerwony jak burak Melen ukrywał się za jego plecami, mimo niepochlebnych opinii o nim krążących, miał nieco więcej przyzwoitości od swego kochanka.
- Mniemam, że ciebie też naszła, bo zupełnie zapomniałeś o czekającej na tego pana młodej żonie? - zwrócił się do żołnierza książę. Jego cichy głos mógłby zamrozić jezioro.
- Przepraszam... – udało się wyjąkać mężczyźnie. Nigdy by nie pomyślał, że zarządzenia o porze nocnej będą tak ściśle przestrzegane. Książę najwyraźniej planował surową karę.
- Przynieście natychmiast duży, dębowy stół. - Służący sprawnie wypełnili polecenie. Po kilku minutach ciężkiego milczenia, kiedy to wszyscy zastanawiali się gorączkowo, co wymyślił Sevi, czterech rosłych mężczyzn przytaszczyło ciężki mebel i postawiło na dywanie tuż przed znajdującym się nieco wyżej tronem.
- A teraz pozwolę ci zdecydować - odezwał się do coraz bardziej wystraszonego lorda. - Sto batów dla każdego z was albo pokaz twoich umiejętności na tym stole.
- Um... Umiejętności? - June nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Patrzył zaszokowany na księcia, któremu jeszcze niedawno wycierał nos. - Tak przy wszystkich?
- Wolisz kije? - rzucił drwiąco Sevi, widząc jak słynnemu amantowi trzęsą się nogi.
- Nie, zrobię to! - Podszedł do struchlałego kochanka, który tylko poruszał ustami, wydając z siebie jakieś piski. Jednym szarpnięciem spuścił mu spodnie i zmusił do uklęknięcia. - Bierz się do roboty i postaw mi laskę. Nie graj mi tu nieśmiałego - syknął z kpiną, widząc jego wahanie. - Pół dworu cię przeleciało, nie zobaczą więc niczego nowego. - Wolał upokorzyć młodzieńca i stracić honor, niż nadstawiać swoją skórę. Nawet nie pomyślał, jaki wstyd przyniósł swojej świeżo poślubionej żonie, wypłakującej sobie pewnie teraz oczy w zaciszu sypialni. Bez problemu podniecił się w ciągu kilku minut, pełne obrzydzenia spojrzenia dworzan jeszcze bardziej go stymulowały. Rzucił bezceremonialnie Melena na stół, posłał za siebie jego spodnie i zerżnął go niczym zwierzę na oczach oniemiałego tłumu.
   Od tej pory zamek zaraz po zmroku stawał się dziwnie cichy i spokojny, pełen zalegających po kątach przeraźliwych cieni. Dworzanie nawet nie próbowali przeciwstawiać się młodemu księciu. Unikali jego wzroku i uciekali w popłochu, kiedy jego drobna sylwetka zamajaczyła się tylko na horyzoncie.
   Sevi wrócił do rzeczywistości, szturchnął nogą Dave'a, który drzemał na dywaniku u jego stóp. Zadzwonił łańcuszek przy jego obroży i mężczyzna otworzył zaspane oczy.
- Idziemy na spacer. - Ruszył przodem, nie oglądając się za siebie. Nie miał ochoty wychodzić sam, posłuszny niewolnik u jego boku, w którego zmienił byłego narzeczonego, w jakiś sposób poprawiał mu samopoczucie. Czuł się odrobinę mniej samotny.
- Dokąd? - Dave był jedyną osobą, która ośmielała się z nim rozmawiać.
- Odwiedzimy grobowiec Kayla, to niedaleko. - Przyspieszył kroku, kiedy weszli do słabo oświetlonego parku. - Zawsze chodziłem tam z rodzicami. - Napotkał zaskoczone spojrzenie mężczyzny, po raz pierwszy wspomniał o nich w jego obecności. - Przestań się na mnie gapić!
- Jak sobie życzysz, mój panie - odezwał się pokornie Dave. Wiedział doskonale, że nie było sensu bez powodu się sprzeciwiać. Zauważył zmianę w jego zachowaniu, jakby na krótkie chwile wracał dawny Sevi, którego znał i pokochał dawno temu. Uznał, że taki powrót do przeszłości dobrze mu zrobi. Może w końcu uda mu się wyrwać z tego dziwnego stanu, który jak dla niego najbardziej przypominał opętanie. Był zdziwiony, że nikt na dworze na to nie wpadł i nie próbował pomóc chłopakowi. Sam nie mógł nic zrobić, obroża nie pozwalała mu odejść dalej niż dwa metry od swojego pana. W ciemnościach zakreśliło się spore wzniesienie. Niespodziewanie pośród splątanych krzewów, między którymi wiodła wąska ścieżka, zobaczył skałę, kilkakrotnie przewyższającą wzrostem człowieka. Stanęli przed żelaznymi wrotami. Sevi przyłożył do nich dłoń i otworzyły się bezszelestnie.
- Dlaczego spoczywa tutaj, a nie ze swoją rodziną? - Dave był szczerze zdziwiony. Infernianie byli bardzo przywiązani do swoich klanów, a, o ile pamiętał, lord Kayl nie został oficjalnie poślubiony.
- Moi rodzice nie zgodzili się wydać go krewnym. Kochali go, a on poświęcił swoje życie, aby uratować Yuriko i mnie z rąk poprzedniego cesarza - wyjaśnił Sevi, pstryknięciem palców zapalając setki porozmieszczanych po całej grocie świec. Sufit był tak wysoko, że ginął w mroku, w którym zaczęły lśnić długie stalaktyty, obsypane niczym milionami kryształowych odłamków. Pośrodku jaskini na niewielkim podwyższeniu stała prosta, szklana trumna. Podeszli bliżej.
- Wygląda, jakby spał, ma nawet delikatne rumieńce. - Dave nie mógł oderwać wzroku od leżącego mężczyzny. Miał długie do ramion czarne, lekko rozwichrzone włosy i ostre, regularne rysy twarzy. - Niczym mityczny barbarzyńca, piękny i niebezpieczny. Takich mięśni nie nabywa się na sali treningowej. Masz, panie, jego podbródek i brwi. Jak zginął? - Coś tu było strasznie nie w porządku. Wokół ust zmarłego dostrzegł zieloną obwódkę, identyczna zdobiła paznokcie. Widział już podobne ciało w Akademii Medycznej. Gdzieś w zakamarkach jego umysłu kryła się odpowiedź, ale nie mógł jej dosięgnąć.
- Od trucizny w ukrytym sztylecie. Nie udało się jednak wykryć, co to była za substancja. On i cesarz Loren zginęli w kilka minut. - Sevi pogładził wieko trumny, chętnie dotknąłby ojca. Bardzo brakowało mu czułości, ale wiedział, że nie należy tego robić. Trumna utrzymywała odpowiedni klimat, dzięki temu ciało się nie psuło i wyglądało niczym żywe. Tak przynajmniej tłumaczył mu zapytany nauczyciel.
- Można ją otworzyć? - Dave chyba czytał w jego myślach. - Chciałbym coś sprawdzić. Nie kieruje mną próżna ciekawość. W moim kraju trucizna jest powszechną bronią. Mamy najlepszych warzycieli w Galaktyce.
- W sumie i tak nie żyje, bardziej mu nie zaszkodzimy. - Książę sam zaintrygowany położył rękę na trumnie, a ta otworzyła się z cichym sykiem. Odsunął się nieco, obawiając się paskudnego fetoru, który zawsze towarzyszy śmierci. - Pachnie niczym kwiaty - stwierdził zaskoczony.
- Taa... - Dave aż podskoczył z wrażenia. - Eldyjska biała róża. Już pamiętam! - Był tak podekscytowany, że nie mógł ustać w miejscu.
- Mówże, co tam wymyśliłeś, skoro zacząłeś! - Książę nie wiedział, co myśleć o zachowaniu swojego niewolnika. Wyglądał jak jego pies, kiedy zwietrzył w lesie trop.
- Znasz bajki? Ta trucizna to Śpiąca Królewna, bardzo rzadka i kosztowna, mało kogo na nią stać. Kto ją zażyje, zapada w letarg podobny do śmierci. Podobno może trwać nawet setki lat. Legenda jest prawdziwa, ale pocałunek nie wystarczy.
- Czyli istnieje odtrutka? - Sevi z emocji zrobił się cały czerwony. Od miesięcy nie czuł się tak żywy jak w tej chwili.
- Tak, ale zdobycie jej będzie dość trudne. Oczywiście, jeśli się nie pomyliłem.
- Masz milczeć, sam się tym zajmę! - zwrócił się do mężczyzny rozkazująco. Nie chciał, by ktokolwiek o tym wiedział. Zwłaszcza Bezimenni powinni pozostać w nieświadomości, musiał jakoś wyprowadzić ich w pole. Pochylił się nad trumną i czule dotknął policzka zmarłego. Nie był tak zimny, jak się spodziewał, pogładził go pieszczotliwie drżącymi palcami. - Tatusiu, zrobię wszystko, byśmy się mogli zobaczyć. Może ty mnie zrozumiesz i znowu będę mieć rodzinę - szepnął i delikatnie zamknął wieko. - Dobrze się spisałeś. - Spojrzał z aprobatą na niewolnika. - Od dzisiaj możesz spać na kanapie - dodał łaskawie, wiedząc, jak bardzo mężczyzna marznął w zimne noce na dywaniku obok jego łóżka.
..............................................................................................................................
betowała Kiyami