wtorek, 30 października 2012

Rozdział 13


   Sevi od kilku dni zastanawiał się w jaki sposób pozbyć się mistrzów magii. Nie mógł zaatakować wszystkich trzech od razu, bo sprawa na pewno wydała by się podejrzana i w końcu ktoś mógłby coś wywęszyć. Postanowił pojedynczo rozprawić się z niewygodnymi świadkami. Na pierwszy ogień miał pójść Alen Neken będący znanym ekspertem od starożytnych run.
Książę niedawno odkrył w podziemiach pałacu niezwykłą komnatę. Na jej drzwiach widniała ogromna pieczęć pokryta dziwnymi znakami. Sevi z początku bał się jej dotknąć, bo wyczuł emanującą z niej niebezpieczną, ciemną moc. W końcu jednak przełamał się i zaczął ja delikatnie badać opuszkami palców. Rozpadła się pod wpływem jego dotyku w świetlisty pył. Wszedł do tajemniczego pokoju wstrzymując z emocji oddech. Zapalił magiczną lampkę i zaczął bacznie rozglądać się dookoła. Szybko zorientował się, że w jego ręce trafił prawdziwy skarb. Ściany sali od sufitu do podłogi obwieszone były półkami na których znajdowało się setki zapomnianych woluminów traktujących o czarnej magii. Z pewnością z tego powodu to pomieszczenie zostało zapieczętowane i ukryte przed oczyma ciekawskich. Postanowił wrócić tutaj jeszcze tego samego dnia w towarzystwie swojej nowej zabaweczki. 
Dał Davemu dwa dni na przystosowanie się do nowej sytuacji, ale dłużej nie miał zamiaru mu pobłażać. Wrócił więc do swojego apartamentu i dzwonkiem przywołał narzeczonego, który miał zakaz opuszczania jego komnat. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i uśmiechnął drapieżnie na widok wchodzącego do pokoju mężczyzny. Musiał przyznać, że Dave prezentował się wyjątkowo seksownie w białej, jedwabnej koszuli i dopasowanych ciemnych spodniach.
- Panie – pochylił się w ukłonie przed księciem. Widać było, że przez te dwa dni wiele sobie przemyślał. Doszedł do wniosku, że z jego narzeczonym stało się coś dziwnego, najprawdopodobniej kompletnie oszalał. Nie miał pojęcia co się wydarzyło podczas jego nieobecności i niestety nikt nie potrafił mu udzielić takiej informacji. Wszyscy jednak rozmówcy byli zgodni co do jednego. Musiało dojść do jakiejś poważnej kłótni między członkami rodziny cesarskiej po której władca przeniósł się do Twierdzy i stamtąd rządził krajem. Zniknął też gdzieś ochroniarz księcia i nikt go już więcej nie widział. Tymczasem następca tronu zmienił się nie do poznania i zaczął coraz więcej przypominać swojego niesławnego dziadka.
 Dave z początku myślał, że Sevi z niego kpi i po jakimś czasie odpuści. Teraz jednak dostrzegł, że zmiany w chłopaku są dużo głębsze niż myślał i zaczął się naprawdę bać. Nie miał pojęcia co jeszcze może przyjść do głowy temu szalonemu dzieciakowi. Starał się więc zachowywać najspokojniej jak umiał, aby nie rozdrażniać swojego dręczyciela.
- Rozbieraj się – usłyszał ze zdumieniem chłodny rozkaz. Spojrzał na Seviego, mając nadzieję, że żartuje, ale dojrzał w jego oczach tylko zimne okrucieństwo. – Na co czekasz? – Zapytał książę. Obroża zaczęła zaciskać się boleśnie wokół szyi mężczyzny, który czując to zaczął pośpiesznie zrzucać ubranie. – Wolniej, trochę finezji kochanie – rzucił złośliwie chłopak. Kiedy Dave został nagi, narzeczony obejrzał go od stóp do głów z perwersyjnym uśmieszkiem. – Wiesz co to jest? – Sevi pochylił się i wyciągnął ze stojącej obok szafki jakiś duży podłużny, giętki przedmiot.
- Ttak – wyjąkał zaczerwieniony Dave nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Jego nieśmiały zazwyczaj narzeczony trzymał w dłoniach spore dildo z wbudowanym wibratorem.
- Co się tak gapisz? Odwróć się tyłem i mocno pochyl, możesz chwycić się biurka – odezwał się wyniośle chłopak. – Chyba nie zapomniałeś co ci dwa dni temu obiecałem? – Mężczyzna pobladł gwałtownie, ale bez słowa wypełnił rozkaz. Wypiął tyłek w stronę narzeczonego  i z mocno bijącym ze strachu sercem czekał na rozwój wypadków. Sevi wstał i podszedł do swojej ofiary, wymierzył mu solidnego klapsa, rozsunął pośladki i bez ostrzeżenia pchnął mocno dildo zanurzając je od razu prawie do połowy w ciasno zaciśniętej dziurce mężczyzny. Doskonale zdawał sobie sprawę, że robiąc to w ten sposób rozrywa delikatne ścianki anusa.
- Aaaa… - krzyknął z bólu Dave, a po jego drżących udach spłynęła cieniutka strużka krwi.
- Przyjemnie prawda? – Zaniósł się śmiechem książę. – To jeszcze nie koniec – wsunął z okrutnym błyskiem w oku przedmiot do końca, po czym zabezpieczył go, aby nie wypadł. – Będę cię pieprzył, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota – warknął do wystraszonego mężczyzny, któremu po policzkach płynęły z bólu łzy. – Odwróć się do mnie przodem, zobaczymy co tam masz ciekawego – obrzucił kpiącym spojrzeniem wiotkiego penisa narzeczonego. – Założymy się że zaraz ci stanie? – Sevi obserwował  przerażonego mężczyznę beznamiętnie, jak jakiś eksperymentalny eksponat. Usiadł z powrotem w fotelu i skinął na Devego ręką żeby podszedł bliżej. Wyjął z kieszeni maleńkie urządzonko z kilkoma przyciskami. – Zobaczmy jak to działa! – Podkręcił jeden z guzików, a stojący naprzeciwko niego mężczyzna krzyknął zaskoczony i osunął się na kolana. Dave poczuł jak dildo wibruje i raz po raz uderza w jego prostatę. Krew zaczęła gwałtownie krążyć w jego żyłach, a członek prężyć się i rosnąć. – Wstań i nie waż się siebie dotykać! – Krzyknął jego dręczyciel. Sevi przez dobre kilkanaście minut bawił się urządzeniem wypróbowując różne opcje i wyrywając z ust narzeczonego coraz głośniejsze jęki. Zawstydzony i upokorzony do granic możliwości Dave stał przed nim wijąc się i postękując. Trząsł się na całym ciele, które mimo doznawanego bólu z całych sił dążyło do spełnienia. Książę podniósł ze stolika ozdobne, pawie pióro i dotknął nim penisa mężczyzny. – No dalej, spuść się, pokaż jaka z ciebie pożądliwa dziwka – odezwał się pogardliwie chłopak nie przestając gładzić jego nabrzmiałego członka.
- Aaaa… - rozległ się okrzyk Davea, który wystrzelił potężnym strumieniem spermy wprost na dywan u stóp Seviego, który natychmiast się odsunął z pełnym obrzydzenia grymasem.
- Zabierz swoje ciuchy i wynoś się. Masz – rzucił do niego urządzeniem pilotującym dildo. – Może ci się jeszcze przydać. To będzie od dzisiaj twój jedyny kochanek – uśmiechnął się do niego ironicznie. Po czym wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając poniżonego, drżącego, nagiego mężczyznę samemu sobie.
…………………………………………………….............

   W tym samym czasie Amitai miał zupełnie inne problemy. Ubrany w lekką zbroję, ściśle dopasowaną do jego zgrabnego, smukłego ciała i z przypasanym do boku świetlnym mieczem, podążał razem z rozbawionym jego speszoną miną Liamem na salę treningową. Mimo zapewnień przyjaciela o panującej tam surowej dyscyplinie, trochę jednak obawiał się reakcji ćwiczących tam wojowników. Kiedy weszli na ogromną salę wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę, ale po chwili wszyscy wrócili do przerwanych zajęć. Ami razem z Liamem znaleźli sobie jakiś najodleglejszy, najciemniejszy kącik i tam zaczęli poranny trening. Al’Kadar nie był zbyt dobry w walce na miecze. Po kilkunastu minutach zebrał od Liama sporo siniaków. Nie mógł się skupić na pojedynku ponieważ ze wszystkich stron czuł na sobie pożądliwe spojrzenia ślizgające się po jego sylwetce, pośladkach, oceniające zawartość spodni. Parę razy rozłożył się na podłodze jak długi robiąc efektowny szpagat. Chora noga zaczęła go boleć i nie potrafił nadążyć za zwinnym Liamem. Zajęci sobą mężczyźni nie zauważyli przygląda dającemu się im od jakiegoś czasu potężnego wojownika.
- Dość – usłyszeli skierowany w swoją stronę rozkaz. – Co to ma być? – warknął do nich Zamir. Na sali natychmiast ucichło i wszyscy zaczęli wyjątkowo przykładnie trenować. – Usiądź – odezwał się do Liama.
- Amitai, gdzie podziała się twoja głowa, bo na razie widzę tylko miotający się na wszystkie strony leniwy tyłek? – Wrzasnął na Al’Kadara dowódca. – Jak ty do cholery trzymasz ten miecz? – Mężczyzna podszedł do chłopaka, stanął za jego plecami i obejmując go szerokimi ramionami ustawił w odpowiedniej pozycji. Nie omieszkał się jednak przywrzeć do zmieszanego Amitaia całym swoim gorącym, twardym ciałem. Chłopak gwałtownie się zaczerwienił wyczuwając swoimi pośladkami niewątpliwy dowód podniecenia Zamira.
- Słodki – mruknął do niego wojownik, owiewając jego ucho swoim oddechem.
- Puszczaj – pisnął cicho Ami, nie chcąc zwracać na siebie uwagi ćwiczących mężczyzn. W tym momencie poczuł jak duża dłoń Zamira zaciska się bezczelnie na jego pośladku. Niewiele myśląc stanął mu z całej siły na nodze miażdżąc przy tym palce. Po czym posłał w stronę zaskoczonego dowódcy falę mocy która odepchnęła go do tyłu tak, że z impetem wylądował na tyłku.
- Cholera! – Wrzasnął wojownik, rozcierając obolałe pośladki i posłał w stronę Amitaia krzywe spojrzenie. Niestety wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę przywabione awanturą. Zamir zerwał się na równe nogi i bez słowa rzucił sna zbaraniałego chłopaka z mieczem w dłoni. Nie docenił jednak jego refleksu. Nie zdążył nawet go musnąć, bo Ami rozłożył skrzydła i poszybował jak strzała w górę. Dowódcy nie pozostało nic innego jak przyłączyć się do szybującego w powietrzu chłopaka. Zabawa w berka trwała dość długo ponieważ goniący się mężczyźni wspierali się w tym pojedynku magią. Lśniące pociski latały tam i z powrotem niestety nie trafiając do celu. Błyszczące tarcze otaczały ich ciała skutecznie odpierając każdy atak przeciwnika. Wszyscy którzy do tej pory trenowali przestali ćwiczyć i z zadartymi głowami oglądali rozgrywające się na ich oczach widowisko. Doskonale znali swojego dowódcę i wiedzieli, że w walce nie ma sobie równych. Tymczasem teraz okazało się że ten nowy chłopak w powietrzu nie ustępuje mu nawet na krok. Po godzinie najdziwniejszych ewolucji i spektakularnym pokazie mocy obaj walczący wylądowali na arenie ciężko dysząc.
- Z formą coś kiepsko – wyszczerzył się do chłopaka Zamir.
- I kto to mówi – uśmiechnął się do niego Ami wbijając oczy w jego szeroką, falującą ze zmęczenia pierś co nie było w tej chwili najlepszym pomysłem. W rozchełstanej koszuli widoczne były potężne mięśnie mężczyzny powleczone apetyczną śniadą skórą, lśniącą od potu w świetle lamp.
- Mhm.. – wyrwało się nieopatrznie, zagapionemu w to kuszące zjawisko Amitaiowi.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Wieczorem możemy się zabawić  – mruknął   zadowolony Zamir wpatrujący się w niego błyszczącymi oczami.
- Eee…? – odezwał się chłopak, zaskoczony kierunkiem w jakim poszła rozmowa i zarumienił się po same uszy. – Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie sypiam z każdym facetem, który zaświeci do mnie gołym torsem - odparł stanowczo zmieszany Al’Kadar i zaczął się wycofywać, przy akompaniamencie gwizdów ze wszystkich stron sali.
…………………………………………………………………

Ami był głodny, a jego żołądek głośno domagał się jakiegoś paliwa. Chłopak jednak z uporem leżał pod kołdrą i bijąc głową o poduszkę dumał nad swoją głupotą. Dzisiaj pobił z pewnością wszelkie swoje rekordy. Zrobił z siebie kretyna przed co najmniej połową załogi statku. Zamiast zgasić w zarodku powstające o nim plotki, dał powód do następnych jeszcze śmielszych spekulacji.
- Ałłuuu… - zawył desperacko nad swoim ciężkim losem.
- Bawisz się w psa, czy umierasz? – Zapytał stojący w drzwiach Liam. – Chodź na kolację, bo tu faktycznie skonasz z głodu. Twój brzuch słychać było aż na korytarzu.
- Nigdzie nie idę. Daj mi tu cierpieć w spokoju – jęknął Ami i schował się ponownie pod kołdrę. Dość długo przewracał się na łóżku aż w końcu zmorzył go sen. Obudził go ciche pukanie, a potem skrzypienie otwieranych drzwi.
- Liam, mówiłem żebyś odpuścił – odparł chłopak nie otwierając nawet oczu. Usłyszał jak ktoś stawia na stole talerz i kubek. Po chwili doszedł go upojny zapach pieczeni i smażonych ziemniaczków. – Nie będę jadł, muszę się jakoś ukarać i wreszcie zmądrzeć, bo marnie skończę. Jak mogłem tak ślinić się do tego zboczeńca Zamira, mało brakowało, a wbiłbym mu zęby w klatę. Nawet teraz jak pomyślę o jego złocistej skórze robię się głodny – westchnął głośno Ami. – Nie chcę znowu wplątać się w jakąś aferę. Mam zamiar żyć w celibacie. Podobno mężczyźni, którzy tego nie robią żyją dłużej i zachowują urodę do późnej starości. Od jutra zajmę się pracą, treningami i rozwiązywaniem swoich osobistych problemów. Precz z facetami! – Krzyknął energicznie Ami, usiadł gwałtownie na łóżku i spotkał się oko w oko z mocno rozbawionym Zamirem.
- Trzymam cię za słowo chłopcze, będziesz miał wiele okazji, aby udowodnić siłę swojej woli. Rano stawisz się w mojej kwaterze i podejmiesz nowe obowiązki. Będziesz moim sekretarzem. Bardzo potrzebuję kogoś do uporządkowania papierów. Wkrótce odlatujemy do stolicy i muszę dojść jakoś do ładu z dokumentami – Mężczyzna usiadł na łóżku i zbliżył się do Amiego na niebezpieczną odległość. Spojrzał wymownie na jego usta i delikatnie musnął je opuszkami palców. – Myślisz, że dasz radę? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 12


   Władca Sheridanu wraz z małżonkiem gdzieś przepadł. Nie widziano go już od kilku tygodni. Dopiero po dwóch miesiącach zaczęły przychodzić listy i rozkazy z Twierdzy Szkarłatnego Mroku, jednak żaden z dworzan nie został wpuszczony do zamku. Cesarz zaczął rządzić swoim państwem na odległość, przy pomocy rządu rezydującego w stolicy do którego regularnie zaczęły napływać jego rozporządzenia.

   Sevi po pamiętnym dniu nie był już tym samym wesołym, psotnym młodym młodzieńcem jakiego wszyscy poddani znali i kochali. Stał się skryty i zamknięty w sobie, a jego żarty stały się teraz naprawdę złośliwe i wyszukane. Powoli, dzień po dniu zmieniał się w ponurego, wyniosłego mężczyznę, potrafiącego wzbudzić lęk jednym, chłodnym spojrzeniem. Służba szybko zorientowała się, że lepiej schodzić mu z drogi i bez szemrania wykonywać rozkazy. Cały pałac, aż trząsł się od plotek i domysłów co też mogło skłócić taką zżytą i kochającą się rodzinę. Wszyscy też zauważyli ogromną zmianę w zachowaniu następcy tronu. Na pytania co poniektórych, odważniejszych dworzan dlaczego cesarz nie wraca do stolicy, książę wzruszał tylko ramionami. Stwierdził, że ojciec już od dłuższego czasu pragnął wypoczynku i wycofania się z polityki. Przez te wszystkie lata przygotowywał go do rządzenia krajem i już wkrótce zrzeknie się korony Sheridanu na rzecz jedynego syna.
Były jednak dwie niezałatwione sprawy, które nie dawały księciu spać po nocach. Po pierwsze jego narzeczony, który w tej chwili przebywał z wizytą u swojego ojca, ale niebawem miał powrócić. Dave był inteligentnym mężczyzną i z pewnością nie zawaha się zadawać wielu niewygodnych pytań. Nie uda się zbyt długo unikać z nim konfrontacji. Będzie musiał znaleźć jakiś sposób, aby zmusić go do uległości.
Po drugie trzej wielcy mistrzowie,będący w posiadaniu niebezpiecznej informacji o istnieniu drugiego prawowitego następcy tronu. Tych książę postanowił pozbyć się definitywnie. Cieszyli się oni ogromną sławą i autorytetem w cesarstwie. Mogliby bardzo zaszkodzić jego planom. Dokument, który przynieśli tego feralnego dnia Sevi dobrze ukrył przed niepożądanymi oczyma.
……………………………………………………

Przez kilka dni książę nie wychodził z biblioteki szukając jakiegoś zaklęcia, które by mu pomogło zapanować nad narzeczonym. Niestety wszystkie, jakie do tej pory poznał czyniły z człowieka bezwolną kukłę, a tego przecież nie chciał. W dodatku chwilę temu służący zawiadomił go o przybyciu Dave`a, więc nie miał już zbyt wiele czasu na dalsze badania i eksperymenty. Oprócz zapobiegnięcia kłopotom, pragnął też zemsty i odrobiny zabawy. I kiedy już się zdawało, że będzie musiał polec, w skarbcu pałacowym znalazł coś użytecznego. Niewielkie urządzenie, mogące być zarówno gustowną bransoletką jak i obrożą na szyję od razu zwróciło jego uwagę. Zakładało się je osobie, z której chciało się uczynić swojego niewolnika. Nastawiało się na odległość, na jaką może się oddalać człowiek, który będzie je nosił. Każde nieposłuszeństwo można było ukarać dotkliwym bólem, bowiem łączyło się ono z układem nerwowym człowieka. Mógł je ściągnąć tylko ten kto go założył, wypowiadając stosowne zaklęcie.

Sevi wziął do ręki obrożę pokrytą runicznymi znakami i uśmiechnął się tryumfalnie. To było to czego szukał. Teraz wystarczyło tylko zwabić ofiarę.
Wieczorem książę ubrany w obcisłe, uwodzicielskie szatki siedział na kanapie przed kominkiem, w swoim prywatnym saloniku. Wiedział , że narzeczony z pewnością przyjdzie się przywitać. Zawsze tak robił po powrocie z podróży. Nalał sobie wina do kieliszka i upił z wyraźną przyjemnością. Wyciągnął z kieszeni małą buteleczkę z jakimś niebieskim płynem i dolał go do karafki z alkoholem. Z zimnym uśmieszkiem na różowych wargach wziął do ręki książkę i pogrążył się w lekturze. Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi.
- Wejdź, czekałem na ciebie – odezwał się Sevi.
- Czekałeś? – odparł nieco zbity z tropu Dave, wchodząc do komnaty. – Czyżbyś za mną zatęsknił? Nawet nie śmiałem marzyć o czymś takim, mój książę – mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i rozparł w fotelu naprzeciwko Seviego.
- Nudzę się, rodziców nie ma , a Amitai wyjechał – chłopak nachylił się, biorąc ze stolika pusty kieliszek tak, aby narzeczony dokładnie mógł sobie obejrzeć złocistą, kuszącą skórę widoczną w rozcięciu jego koszuli i apetyczne różowe sutki.
- Słodko dziś wyglądasz i może dasz się skusić na małe co nieco - zamruczał Dave wpatrzony jak urzeczony w narzeczonego.
- Napij się wina jest wyborne, a ja pomyślę czy mam na ciebie ochotę – Sevi nalał mu alkoholu z karafki i spojrzał kokieteryjnie w oczy.
- Nie wiem co ci się stało, ale zaczyna mi się coraz bardziej podobać – mężczyzna wstał i usiadł obok księcia na kanapie. Jednym haustem wypił swoją lampkę wina. Objął go w tali i przyciągnął do siebie. Sevi na moment zesztywniał, jakby chciał stawić opór, ale zaraz się zreflektował i pozwolił się przytulić. Zachwycony jego uległością Dave podniósł go i posadził sobie na kolanach.
- Skarbie, nie wiesz jak długo czekałem na tę chwilę – wyszeptał mu zmysłowo do ucha. Schylił się, aby pocałować słodkie usta, ale w tym momencie coś dziwnego zaczęło się dziać z jego wzrokiem. Wszystko się jakby zamgliło, a w pokoju zaczęło się robić coraz ciemniej. – Co było w tym winie? – wyszeptał ochryple ostatkiem sił i osunął się bezwładnie na kanapę. Z twarzy Seviego momentalnie zniknął słodki uśmiech i został zastąpiony brzydkim, cynicznym grymasem. Wyciągnął spod poduszki obrożę i zapiął ją na szyi narzeczonego. Usiadł na fotelu i z zimnym uśmieszkiem obserwował budzącego się mężczyznę. Dave otworzył oczy i spojrzał niepewnie na chłopaka. W głowie nadal trochę mu się kręciło i nie mógł zebrać myśli.
- Co ty mi zrobiłeś? – W tym momencie dotknął rękami obroży i zaczął ją szarpać. – Co to takiego? – krzyknął gniewnie.
- To mój prezent urodzinowy, trochę spóźniony, ale byłeś wtedy w Infernacie i nie mogłem ci go wręczyć. Będziemy się wspaniale bawić – odparł Sevi i zaniósł się przerażającym, szalonym chichotem. – Nie ciąg tak za nią, bo zrobisz sobie krzywdę. Będziesz od dzisiaj moją zabaweczką. Do tej pory robiłeś co chciałeś - zdradzałeś mnie, wyśmiewałeś, a nawet próbowałeś zgwałcić. Najwyższy czas, żeby ktoś cię wyszkolił – wysunął ostre, długie szpony i pogroził oniemiałemu ze z zaskoczenia Devemu. – Na kolana śmieciu! – powiedział chłodno i obroża zacisnęła się, sprawiając mężczyźnie niewyobrażalny ból. Z jej wnętrza wysunęły się maleńkie kolce i wbiły w delikatną skórę na szyi. Cieniutkimi strużkami popłynęła krew, malując szkarłatne wzory. Próbował walczyć, zawołać o pomoc, ale tylko zacharczał i upadł na podłogę. Za każdym razem kiedy stawiał opór chłopak bezlitośnie go karał. Dave był inteligentnym człowiekiem. Szybko zrozumiał, że aby przeżyć musi przełknąć dumę i podporządkować się, poczekać na odpowiedni moment i dać znać ojcu co się tutaj dzieje. Uklęknął więc u stóp Seviego i spojrzał na niego z wściekłością.
- Do twarzy ci z tymi gniewnymi rumieńcami, a jeszcze bardziej podoba mi się twoja psia pozycja. Od dzisiaj to będzie twoje miejsce, jeśli tylko pozwolę ci, abyś mi towarzyszył – stwierdził Sevi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- Jak mój ojciec się dowie co wyprawiasz, wyrwie ci to czarne serce! – warknął do niego narzeczony.
- Gdy przyjdzie czas, sam mu o tym napiszę. Zanim jednak do tego dojdzie mam zamiar dobrze wykorzystać twoją osobę. Jak myślisz Dave, co czuje gwałcony człowiek? – wziął coraz bardziej przerażonego mężczyznę pod brodę i szponem rozciął mu koszulę na piersi. – Wkrótce poznasz co to piekło na ziemi, ty zdradliwy sukinsynu!
……………………………………………..........

   Amitai wyszedł z apartamentu Zamira mocno oszołomiony. Bezpośredniość dowódcy bardzo go zaskoczyła. Najwidoczniej zrobił na nim zupełnie inne wrażenie niż miał w planach. Mężczyzna prawdopodobnie był dość kochliwy, o czym świadczyła reakcja towarzyszących mu wojowników i ich głupie uśmieszki. Po tym wszystkim co ostatnio przeżył ochota na romanse przeszła chłopakowi całkowicie. Niestety na razie nie miał dokąd pójść, a ten statek był naprawdę doskonałą kryjówką. Postanowił więc zaaklimatyzować się i poczekać na rozwój wypadków. 
Może jak będę go unikał i trzymał się z daleka to mu przejdzie. Ma tutaj tylu chętnych przystojniaków, że na pewno o mnie szybko zapomni  – myślał strapiony i nawet nie zauważył jak staranował kogoś swoim ciałem.
- Ami, mało brakowało żebyś mnie rozdeptał – roześmiał się Liam łapiąc go w ramiona i w ostatniej chwili zapobiegając upadkowi. – Zostajesz z nami?
- Tak, przynajmniej na jakiś czas – westchnął ciężko chłopak i delikatnie uwolnił się z objęć przyjaciela.
- Nadal taki niedostępny? Widzę, że nic się nie zmieniłeś pod tym względem. Nie martw się chłopie – klepnął go mocno plecy aż zadudniło. – My cię tutaj wyleczymy z nieśmiałości. Wiesz, że będziesz miał kwaterę blisko mnie? Chodź zaprowadzę cię tam – pociągnął opierającego się nieco Amiego za rękę. Za każdym razem, gdy przechodzili koło grupki jakiś wojowników, ci zatrzymywali ich i Liam przedstawiał im chłopaka. Większość z nich cmokała na jego widok i mierzyła jego zgrabną sylwetkę z aprobatą w oczach. Niektórzy nawet posyłali mu bezczelne spojrzenia i uśmiechali się lubieżnie.
- Co oni tacy wygłodzeni? – Zapytał w końcu ogromnie speszony i czerwony na twarzy Al`Kadar. – Macie tutaj szlaban na seks czy co?
- Nie, ale od dłuższego czasu nie było tutaj nikogo nowego. Chłopcy są po prostu znudzeni długim lotem, dawno nie byli w domu, a tu dzisiaj zjawia się nowy i w dodatku prawdziwe z niego ciasteczko, więc się im nie dziw. Do tego jesteś blondynem, a tutaj to naprawdę rzadkość – Liam otworzył drzwi do niewielkiego, ale wygodnie urządzonego pokoju. – Oto twoja kwatera. Tylko oficerowie mają swoje pokoje, reszta gniecie się po kilku w jednym.
- Całe szczęście, że nie rzucałem na szkołę kamieniami, bo dzisiejszej nocy bałbym się zasnąć – uśmiechnął się do przyjaciela Ami, pokazując dwa urocze dołeczki w policzkach. – Mam nadzieję, że na treningu twoi kumple będą się zachowywać nieco bardziej powściągliwie.
- Podczas ćwiczeń panuje surowa dyscyplina, więc nie masz się czym martwić. Jakby się nie przykładali do roboty szef dałby im popalić. Zamir jest bardzo surowy i wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Jakbyś czegoś potrzebował lub ktoś by ci się naprzykrzał, to mieszkam tam – wskazał ręką na drzwi do swojego pokoju.
..............................................................................................       Następnego dnia rano Amitai oczywiście zaspał. Przez większość nocy kręcił się na łóżku, ale sen nie chciał przyjść. Zawsze tak miał na nowym miejscu. Teraz został mu tylko kwadrans na przygotowanie się do obowiązków. Ledwo zdążył wziąć szybki prysznic i włożyć na siebie mundur drzwi się otworzyły i do środka wpakował się Liam.
- Pośpiesz się śpiochu, bo śniadanie już się zaczęło – złapał zaspanego chłopaka za ramię i bezceremonialnie pociągnął za sobą. W ogromnej sali, gdzie wszyscy wojownicy jadali posiłki szybko napełnili puste brzuchy. Al.`Kadar dostał przy tym paskudnej czkawki, ponieważ większość obecnych w jadalni mężczyzn dosłownie rozbierała go wzrokiem. Zarumieniony, zatykając sobie usta wypadł z sali na korytarz. Usłużny Liam podał mu butelkę z wodą.
- Pij, nie trzeba było tak się napychać – powiedział mężczyzna. - Niepotrzebnie uciekłeś, pobudziłeś tylko ich ciekawość. Teraz robią zakłady, kto pierwszy zaciągnie cię do łóżka.
- Może powiedz im, że należę do ciebie – zrobił do przyjaciela słodkie oczy Ami.
- Nie ma mowy, nie dam się w to wplątać – Liam przezornie odsunął się od niego. – Wrzucili by mnie w kaktusy jakby się dowiedzieli o oszustwie. Nic ci nie pomogą te szczenięce miny.
- Więc rozpuścimy plotkę, że chrapię, gryzę i kocham się tylko ubrany w różową sukienkę – zaproponował po krótkim namyśle strapiony chłopak.
- Człowieku, ty za każdym razem jak cię widzę robisz się głupszy – pokręcił głową z politowaniem mężczyzna. – Przecież takie perwersyjne gierki tylko ich uszczęśliwią. Jak się dowiedzą, że jesteś pomysłowy w łóżku rozbiją obóz pod twoimi drzwiami, bałwanie.
- Nie pomagasz! – Warknął na niego rozeźlony Ami.
- Proponuję obić im pyski na treningu, jak się zorientują, że możesz załatwić ich z palcem w nosie, to trochę przystopują – odparł mężczyzna, drapiąc się po głowie. Obaj przyjaciele nie zauważyli, że od dłuższego czasu nie są sami. Za zakrętem korytarza stał wysoki, potężnie zbudowany wojownik i spoglądał na Liama z wyraźną niechęcią. Zmrużył złote oczy jakby coś kalkulował i obmyślał sobie tylko wiadomy plan.

środa, 10 października 2012

Rozdział 11


    Zamknął oczy i skoczył. Poczuł we włosach wiatr. 
-Już za kilka sekund skończy się moja udręka. Będę wolny.- Leciał z ogromną prędkością w dół. Skulił się w sobie, oczekując na uderzenie i ból. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Pęd niespodziewanie ustał. Zaskoczony uchylił powoli powieki. Wisiał w powietrzu, zawieszony pomiędzy niebem a ziemią. W górze widział przesuwające się skłębione, burzowe chmury, w dole szumiał wzburzony ocean. Wysokie fale rozbijały się o stromy, skalisty brzeg. Jego umysł ogarnął dziwny spokój, a serce wypełniła pustka. Został sam, zupełnie sam w całym wszechświecie. Maleńki pyłek miotany na wszystkie strony przez przeciwności losu. Strzępki jego duszy wirowały w bezkresnych przestworzach. Strzaskana świadomość nie znalazła żadnego punktu do którego mogłaby przylgnąć.
Niespodziewanie coś drgnęło. W powietrzu rozległ się daleki dźwięk dzwonów. Potem dobiegł chłopca szmer, który powoli narastał tak, że w wkrótce zaczął odróżniać poszczególne słowa.
- Przyjmij swoje dziedzictwo, książę  - rozległy się znikąd nieludzkie, aksamitne głosy. Gładkie i jedwabiste sączyły do uszu słodką truciznę. Owijały się wokół duszy chłopca jak wąż. Były natarczywe, lepkie i przeraźliwie zimne, ale pogrążony w bólu Sevi tego nie zauważył.
– Wystarczy jedno twoje słowo, a będziemy cię kochać i chronić, umożliwimy ci zemstę o jakiej tylko zamarzysz. Oni cię nie chcą, odepchnęli cię. Mają teraz nowego syna. Takiego o jakim zawsze marzyli. My teraz będziemy twoją rodziną.

- Kim jesteście? – Wyszeptał drżącym głosem chłopak.
- Jesteśmy Odrzuconymi. Twój ród ma bardzo długą i zawiłą historię. Niegdyś władał całymi galaktykami. Raz na jakiś czas przychodziło w nim na świat wyjątkowe dziecko. Każde miało na lewej łopatce znak. Piętno czarnych gwiazd. Bano się ich i pozbywano w okrutny, bezlitosny sposób. Tak wielu z nas zginęło zanim miało okazję cokolwiek zdziałać. Płynie w tobie nasza krew. Podaj nam rękę, a zostaniemy z tobą na zawsze. Damy ci siłę, jakiej nie ma nikt – słowa płynęły jak mroczna rzeka. Jej nieprzeniknione, tajemnicze wody kusiły i uwodziły. Samotny, zrozpaczony chłopiec nie miał siły im się opierać. Zresztą nawet nie chciał. Nie pozostał mu już nikt, dla kogo chciałby zostać po tej stronie. Wyciągnął dłoń w kierunku niewidzialnych głosów.
- Przyjmuję dziedzictwo i przysięgam, że pozbędę się tego kłamliwego zdrajcy.
Na dworze pociemniało. Napłynęły granatowoczarne chmury. Liczne błyskawice zaczęły rozdzierać niebo. Ziemia zadrżała i jęknęła, protestując przeciwko paktowi, którego była świadkiem. 
A potem nastała cisza. Straszna, martwa, wszechogarniająca cisza. Jakby cały świat nagle zniknął. Rozpłynął się w niebycie. Wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu.
Wtedy książę otworzył szeroko błękitne oczy. Wyglądały teraz zupełnie inaczej. Dwa kawałki chłodnego, lśniącego kryształu zupełnie nie pasujące do ładnej, chłopięcej twarzy. Były kompletnie pozbawione uczuć. Zupełnie jak u lalki. Rozpostarł szeroko szczupłe ramiona, a z jego pleców zaczęły wyrastać potężne, czarne skrzydła. Różniły się znacznie od tych, do jakich przyzwyczajeni byli mieszkańcy cesarstwa. Zbudowane były z czystej energii. Całe aż iskrzyły od mrocznej magii dzięki, z której powstały. Chłopak machnął nimi raz i drugi na próbę, przemieszczał się dzięki błyskawicznie. Spojrzał w kierunku tarasu, z którego kilkanaście minut temu skoczył. Jego piękną twarz wykrzywił brzydki, okrutny  uśmiech.
…………………………………………………..........

   Tymczasem w pałacu przerażeni rodzice Sevi usiłowali otworzyć zabezpieczone przez niego wcześniej drzwi. Niestety nikomu to się nie udało. Ami miał właśnie zamiar wkroczyć do akcji, kiedy Yuriko złapał go za ramię i odciągnął do tyłu.
- Nie, zostaw! – Podszedł do okna i zaczął przypatrywać się czemuś na zewnątrz z pobladłą twarzą. Nagle odwrócił się i jednym machnięciem ręki otworzył portal. – Uciekaj, natychmiast i nigdy tu nie wracaj! My sobie jakoś poradzimy – dodał, widząc wahanie w oczach chłopaka. – Twierdza nas ochroni. Twój brat zrobił właśnie coś naprawdę strasznego. Jeśli tutaj zostaniesz, zabije cię! – Wepchnął zaszokowanego Amitaia w ciemny otwór. Brama zapadła się za nim z suchym trzaskiem. Książę odwrócił się do męża, który dosłownie skamieniał z wrażenia. Pogładził go po policzku i chwycił za lodowatą dłoń.
- Nie możemy tutaj zostać. Chodź!
- Yuriko, to przecież nasz syn! Musimy mu jakoś pomóc – wyszeptał zbielałymi wargami Ashlan.
- Proszę cię, zaufaj mi. Widziałem już w naszej rodzinie taki przypadek, kiedy byłem dzieckiem. Nic w tej chwili nie zdziałamy. Ten głuptas pozwolił się opętać. Jeśli zostaniemy, po prostu nas zmasakruje. Musimy dostać się do Twierdzy!
- Nigdzie nie idę! Pomyślałeś o innych? Co z mieszkającymi i pracującymi tutaj ludźmi? – Cesarz usiłował wyszarpnąć swoją dłoń.
- Nie ochronisz ich i sam zginiesz. Nie masz pojęcia z czym walczysz!
- To tylko chłopak ze zmąconym umysłem, nieumiejący nawet władać swoją mocą. Mamy silną armię i potężnych magów. Poradzimy sobie z nim – przekonywał męża Ashlan.
- Pieprzysz. Dziękuj bogom, że jeszcze nie ma wprawy w posługiwaniu się mroczną energią – Yuriko ponownie otworzył portal i wciągnął w niego przeklinającego cesarza. W ciągu sekundy znaleźli się w Twierdzy Szkarłatnego Mroku. – Teraz możesz się pieklić. Tutaj będziemy bezpieczni i możemy obmyślić jakąś strategię.
- Natychmiast otwórz z powrotem przejście! – Krzyczał wściekły władca Sheridanu potrząsając swoim mężem.
-Uspokój się wreszcie i choć przez chwilę mnie posłuchaj – Yuriko pchnął go na stojący w pobliżu fotel. – Sevi to także moje dziecko i cierpię nie mniej od ciebie. Musimy jednak zachować rozsądek i uratować co tylko się da. Ja też zostawiłem w pałacu przyjaciół. Kochanie błagam cię, zachowaj zimną krew. Nie możemy sobie teraz pozwolić na popadanie w rozpacz.
- Nie mam pojęcia jak ci się to udaje – stwierdził cicho Ashlan i ukrył twarz w drżących dłoniach.
- Można powiedzieć, że to kwestia wprawy. Miałem naprawdę paskudne dzieciństwo – książę podszedł do męża i usiadł mu na kolanach. Przytulił się do niego całym ciałem. - Słyszałeś kiedyś o Odrzuconych?
- To głupie legendy z zamierzchłej przeszłości. Bajki do straszenia niegrzecznych dzieci.
- Widzisz, ja znałem jednego z nich. Był moim dalekim kuzynem. Uwierz, nie chciałbyś go poznać. Zło w swojej najczystszej postaci tak właśnie musi wyglądać. Wtedy jeszcze istniała specjalna grupa przeszkolonych wojowników staranie wybieranych spośród członków mojej rodziny. To właśnie oni schwytali go i unieszkodliwili. Niestety miesiąc później wojska Sheridanu odkryły naszą mała osadę. Zabili wszystkich. Przeżyłem tylko ja. Powinienem był wtedy zginąć razem z moją matką. Przeze mnie cała historia zaczyna się od początku – Yuriko płakał bezgłośnie bezradnie patrząc na Ashlana. – Jeden syn oszalał, a drugi wylądował nie wiadomo gdzie. Nie mam pojęcia dokąd przeniósł go ten cholerny portal. W tym zamieszaniu kompletnie straciłem głowę.
………………………………………………………………

   W innej części galaktyki na kamienistym pustkowiu wylądował macierzysty statek Chananu. Demoniczni wojownicy stoczywszy kilka ciężkich potyczek na granicy z Infernatem postanowili nieco odpocząć. Sam Wielki Dowódca Zamir wydał taki rozkaz. Ta zapomniana przez wszystkich, niezamieszkana przez wyższe formy życia planeta miała dwie zalety - czyste jak kryształ powietrze nadające się do oddychania i zasoby zdatnej do picia wody. Dla bezpieczeństwa wysłano jednak kilku mężczyzn na zwiady. Skanowali powierzchnię na wiele mil wokół siebie.
- Spójrz Liam – odezwał się jeden z nich – ten odczyt wskazuje, że to humanoid. Miało tu nikogo nie być. Przeklęci Infernianie wszędzie się wcisną.
- Jest sam, to bardzo dziwne. Musimy to sprawdzić – rozłożyli błoniaste skrzydła i polecieli w kierunku znaleziska. Zobaczyli niewielki krater w litej skale. Pośrodku leżało jakieś ciało. Podeszli bliżej. Przewrócili na plecy zakrwawionego młodego mężczyznę.
- Jeszcze żyje, ale jest zmasakrowany jakby spadł z dużej wysokości. Dobijmy nieszczęśnika, nie ma sensu taszczyć go na statek.
- Zaczekaj, ja go znam. To Amidai Al.’Kadar. Chodził do naszej Akademii – stwierdził ogromnie zaskoczony Liam, ocierając twarz rannego z błota. – Co on tutaj robi? Pomóżcie paskudne lenie, to jeden z naszych oficerów.
…………………………………………………

    Amitai obudził się z pełnego koszmarów snu. Usiadł gwałtownie na łóżku i jęknął głucho chwytając się za brzuch. Z trudem rozwarł sklejone powieki. Sięgnął po stojącą obok na stoliku szklankę z wodą. Zwilżył nią zasuszone gardło.
- Spokojnie, jeszcze nie wszystkie rany się zagoiły – uśmiechnął się do niego Liam. – Miałeś, bracie, niesamowite szczęście. Jeszcze parę godzin i zastalibyśmy tylko twoje ogryzione kości. Jak ty się tutaj znalazłeś?

- To ten pieprzony portal mnie tak załatwił. Gdzie ja jestem? – Wychrypiał.
- Na statku Jego Wysokości Zamira. Od kilku dni usiłujemy doprowadzić cię do porządku.
- Cholera, ale mnie zniosło z kursu.
- Odpoczywaj – mężczyzna poklepał go po ramieniu. Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Amitai przymknął ponownie oczy, co nie było dobrym pomysłem. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz wykrzywionej cierpieniem twarzy Sevi. Łzy popłynęły same, bez udziału jego woli. 
-Mój śliczny, słodki braciszek, co teraz z nim będzie? Czy rodzice poradzą sobie z problemami sami? On na pewno mnie nienawidzi po tym co mu powiedziałem, ale tak będzie dla niego lepiej. Zapomni o mnie i znajdzie sobie kogoś nowego. Jest jeszcze taki dziecinny – Całkowicie się rozkleił. Szlochał już teraz głośno, a jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Nie potrafił się opanować. - Nigdy nie zapomnę tego bólu i szoku w pięknych oczach Sevi. Jestem potworem. Tak strasznie go skrzywdziłem. Nigdy nie powinienem był dać się wciągnąć w romans z nim. Zabrałem jego niewinność, a potem odepchnąłem. To ja powinienem był skoczyć z tego balkonu – Amtai miotał się na łóżku tak mocno, że puściły szwy na jego ranach. Kiedy Liam powrócił by zobaczyć jak się czuje, nieprzytomny chłopak był cały we krwi.
- Co takiego strasznego cię spotkało przyjacielu, że doprowadziłeś się do tego stanu? – Pokręcił głową mężczyzna i wezwał medyka.
………………………………………………………


   Po kilku dniach prawie całkowicie zdrowy Amitai stał przed drzwiami do kabiny samego Zamira. Dowódca kiedy tylko dowiedział się o nieoczekiwanym gościu, kazał mu się stawić u siebie. Znalezienie żywej osoby na takim pustkowiu graniczyło z cudem. Chłopak równie dobrze mógł być przyjacielem jak i wyjątkowo sprytnym szpiegiem. Nudzący się na postoju dowódca postanowił przepytać go osobiście. Chłopak, kiedy tylko wszedł do środka obrzucił spojrzeniem dużą komnatę. Na wysokim fotelu siedział najprawdopodobniej książę. Obok niego stali służbiście wyprężeni dwaj oficerowie. Najwyraźniej mężczyzna cieszył się ogromnym respektem, bo wojownicy bali się nawet głośniej oddychać. Amitai zasalutował przepisowo i zgięty w ukłonie czekał na reakcję Zamira.
- Toż to nasz stary znajomy – rozległ się niski głos dowódcy. – Podejdź bliżej deblis. Widzę, że nadal masz mój pierścień.- Zmieszany chłopak uklęknął obok fotela. Podniósł wzrok i napotkał ciemnozłote ślepia wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. – Nie bądź taki nieśmiały. Wyrosłeś na interesującego mężczyznę. Gdzie się podziało to zuchwałe spojrzenie? Kto śmiał zgasić radość w tych niezwykłych, srebrnych oczach?
- Wasza Wysokość – wybąkał coraz bardziej speszony Amitai, widząc domyślne, bezczelne uśmieszki towarzyszących im wojowników.
- Masz kochanka? – Zapytał Zamir, wprawiając chłopaka w osłupienie.
- Nie mam i nie szukam – odpowiedział poważnie, rumieniąc się mimowolnie i odsunął się nieco do tyłu.
- Mocne słowa jak na taką małą znajdę. Sprawię, że sam się poddasz – uśmiechnął się książę drapieżnie. - Nie bój się, jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby brać kogoś siłą. Zawsze jednak mogę zmienić zdanie – w jego oczach pojawił się błysk. – Liam mówił, że znacie się z Akademii i bardzo wychwalał twoje umiejętności. Czy to była bliska znajomość? – Zapytał, jeszcze raz całkowicie zaskakując Al.’Kadara swoją bezpośredniością.
- Przyjaźniliśmy się – odparł ostrożnie, starając się by głos mu nie zadrżał. Czuł, że ten mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Pod tą elegancką zbroją biło dzikie i okrutne serce. Słyszał jak jego ludzie plotkowali, że był też bardzo dumny, uparty i porywczy. Biada temu kto w chwili gniewu stanął na jego drodze. Musiał uważać. Jedno źle dobrane słowo i zgubi siebie oraz Liama.
- Wystarczy na dzisiaj, bo jeszcze mi tu zemdlejesz. Możesz zostać. Jeśli jesteś tak dobrym wojownikiem jak powiadają, to na moim statku znajdzie się dla ciebie miejsce. Widzę, że twoja krew nadal się nie przebudziła. Ciekawe jak długo utrzymasz ją w ryzach datafel mil zulman.
………………………………………………………………
Deblis – książę ciemności
Datafel mil zulman – dziecię mroku
................................................................................................................
Betowała kot_w_butach