niedziela, 27 września 2015

Rozdział 19

   Kayl siedział przy małym stoliku i powoli, tak jak poinstruował go Dave, jadł rosół doprawiony wzmacniającymi ziołami. Sevi nieśmiało usadowił się naprzeciwko, obserwował w milczeniu ojca, mnąc w ręce rąbek koszuli. Wyglądał wyjątkowo niewinnie i dziecinnie na swoje dwadzieścia lat, jakby nadal nie wyszedł ze szkolnej ławy. Mężczyzna nie dał się jednak na to nabrać, już kilka razy dostrzegł jak bardzo potrafił być sprytny, gdy zachodziła taka potrzeba i bezwzględny w chwilach, kiedy ponosiły go emocje.
- Opowiadaj, gdzie są Yuriko i Ashlan. Dlaczego zostałeś w pałacu zupełnie sam?
- To długa historia. – Chłopak nie bardzo wiedział w jaki sposób wyjaśnić całą sprawę groźnie wyglądającemu ojcu, aby jeszcze bardziej nie pogrążyć się w jego oczach. Bardzo zależało mu na utrzymaniu z nim jak najlepszych relacji. Był jedyną osobą w rodzinie, która go jeszcze akceptowała. Chętnie by z nim o wszystkim szczerze porozmawiał, ale Odrzuceni, nie przestawali szeptać mu do ucha, nakazując wyjątkową ostrożność.
- Mamy dużo czasu, zaczynaj…- Z twarzy chłopca można było czytać niczym z książki, z czego nie zdawały sobie sprawę demony. Same nie posiadając ciała nie rozumiały tego rodzaju subtelności. W duszy młodego księcia odbywała się nieustannie zagorzała walka o dominację. Dla postronnego obserwatora zachowywał się dość dziwnie, ciągle czegoś nasłuchiwał, czasami machał niecierpliwie ręką, jakby odganiał muchę i mruczał coś niezrozumiale w cudacznym języku.
- W sumie wszystko sprowadza się do odnalezionego po latach brata bliźniaka. Rodzice zupełnie oszaleli na jego punkcie i zapomnieli, że mają jeszcze drugiego syna, który także ich potrzebuje. Pokłóciliśmy się o to, ja wyszedłem na zazdrośnika i rozpieszczonego gówniarza, a oni się obrazili. – Sevi ciągle zmieniał pozycję na krzesle, jego srebrne oczy wędrowały wszędzie i nigdzie, byle tylko nie spotkać się z surowym spojrzeniem nowo poznanego ojca, który zdawał się widzieć i wiedzieć wszystko. Ogromnie się bał, że kiedy pozna całą prawdę, odrzuci go jak pozostali.
- No dobrze, to jednak nie tłumaczy dlaczego zostawili całe cesarstwo w rękach dziecka. – Wyraz twarzy chłopca zmieniał się niczym w kalejdoskopie. Wyraźnie coś lub ktoś mu przeszkadzał i nie był panem samego siebie. Kayl w swojej ojczyźnie nieraz spotykał z ludzi opętanych przez obce istoty, pragnące ich wykorzystać. – Mały najwyraźniej mijał się z prawdą, przynajmniej częściowo.
- Chyba są źli i chcą mi dać nauczkę – stwierdził żałośnie Sevi, a w kącikach jego oczu zalśniły łzy. Mimo gniewu tlącego się nadal w sercu, tęsknił za rodzicami i pragnął, by wszystko powróciło na dawne miejsce. Pragnął znowu mieć kochający dom, którego wartości do tej pory nie doceniał. – Albo przestali mnie lubić, ponieważ mają teraz lepszego syna, za którego nie będą musieli się wstydzić – chlipnął, wziął ze stolika kielich z winem, aby ukryć za nim niespokojne, badawcze błyski w oczach. Odrzuceni nie bardzo wiedzieli, jak potraktować tą niespodziewaną przeszkodę w osobie Kayla. Mieli jednak nadzieję, że w przyszłości będą mogli jakoś wykorzystać słabość swojego żywiciela do tego mężczyzny. Musieli jedynie trzymać księcia w ryzach, by nie wypaplał czegoś niepotrzebnie i w ten sposób nie zrujnował ich planów.
- Wiesz dokąd pojechali? – zapytał, choć właściwie znał już odpowiedź. Było tylko jedno bezpieczne miejsce do którego mogli się udać obaj jego partnerzy. Doświadczeni wojownicy, biegli w magii i dworskich intrygach nie uciekliby przed byle czym. W monolog małego, o rodzinnej awanturze i rodzicielskiej karze, oczywiście nie uwierzył. Otrzymywał od niego same zręczne spreparowane półprawdy. Dostrzegł dziwne cienie w srebrnych oczach oraz przebiegły uśmieszek pojawiający się co jakiś czas na ustach.
- Może się przejdziemy? O tej porze wszyscy śpią. Rozprostujesz nogi. – Zręcznie zmienił temat rozmowy Sevi.
- Chciałbym odzyskać swoje pierścienie. Jeden ze srebrzystym piaskiem pustyni, drugi z błękitnym kryształem. Oba mają na obrączkach rodowe wzory całej naszej trójki. – Kayl wstał i przeciągnął na całą długość swoje potężne ciało.
- Ech… - westchnął na ten widok chłopak. Wiele dałby, żeby mieć choć odrobinę tej charyzmy, nie mówiąc już o gładkich mięśniach przesuwających się pod oliwkową skórą. – Mogłem odziedziczyć chociaż twój wzrost. – Skrzywił usta na widok swojej smukłej, szczupłej sylwetki w oknie.
- Parę rzeczy niewątpliwie dostałeś, ale z całym dobrodziejstwem inwentarza. – Mężczyzna poklepał małego po ramieniu. Uśmiech, który tak kochał Yuriko i któremu nigdy nie umiał oprzeć się Ashlan rozświetlił mężczyźnie twarz. Nagle ubyło mu przynajmniej dziesięć lat. Chłopiec zagapił się na niego z otwartą buzią. Nie wiedział biedak, że ojciec miał na myśli także swój nieznośny charakter, upór, skłonność do niemądrych zabaw i nadmierną ciekawość. Cesarz musiał przechodzić ciężkie chwile, wychowując tego łobuza.
- Niby co, poza tymi szerokimi ustami od ucha do ucha? – Sevi przyjrzał się sobie krytycznie w balkonowym oknie.
- Ech smarkaczu… Jak możesz wątpić w mój zniewalający czar?- Stanął za plecami syna. – Nie chwaląc się, te seksowne dołeczki w policzkach też masz po mnie.
- Nie widzę…
- Zobaczysz, kiedy przestaniesz się dąsać.
- Łee… Wolałbym być szerszy w ramionach. – Kręcił się dookoła swojej osi, wzdychając nad swoim ciężkim losem chuderlaka. Przez chwilę zapomniał o gnębiących go nieustannie problemach. Znowu był zwyczajnym dwudziestolatkiem. Tymczasem Kayl nie widział niczego złego w zgrabnej, zręcznej sylwetce tak bardzo przypominającej mu srebrnookiego kochanka. Ile to razy trzymał go w ramionach całego zarumienionego i rozkosznie posapującego, w rytm ruchu ich ciał.
- Taa… - mruknął. Najwyższy czas, żeby odzyskać skarb który do niego należał. Nie miał też zamiaru dzielić się nim z tym egoistycznym tchórzem Ashlanem. – Poza tym zdobyłem Yuriko, to chyba o czymś świadczy? – Wytoczył najcięższe działa.
- On dał się również zdobyć cesarzowi, który bynajmniej ciebie nie przypomina – odpyskował natychmiast smarkacz. – Jest jasny tak jak ty ciemny, zimny i pełen sztywnych zasad. Jego dusza nieustannie recytuje protokół dyplomatyczny.
- Trochę zalet jednak posiada. – Kayl nie wiadomo dlaczego, poczuł się w obowiązku bronienia drugiego partnera. To jednak co mu przyszło właśnie do głowy, nie nadawało się do powtórzenia synowi. Nie powiedział więc nic o ponętnym tyłku i jedwabistych włosach, które muskały jego tors oraz jądra podczas namiętnych pieszczot. W łóżku Ashlan potrafił być równie gorący i chętny do zabawy co Yuriko.
- Jakich? – zainteresował się natychmiast chłopak, widząc dziwne ogniki w oczach ojca i rumieniec wpełzający na śniade policzki.
- Ee… - Lekko się zapowietrzył. - Chodźmy już lepiej na ten spacer. – Kayl wyminął go i ruszył do drzwi. – To gdzie mogą być te pierścienie? – Szli ramię w ramię opustoszałymi korytarzami pałacu. Gdzieniegdzie paliły się jedynie nocne lampy rozjaśniające gęsty mrok. To miejsce nic się prawie nie zmieniło, od ostatniej wizyty mężczyzny. Z przyjemnością witał znajome kąty, obrazy, kolumny, rzeźby. Zupełnie jakby czas stanął tutaj w miejscu. Zamek nadal olśniewał swoim wyglądem. Miał w sobie coś z uroku swojego pana. Wytworny, chłodny, piękny i nieosiągalny dla barbarzyńcy z północy. W dzień jasny i pełen światła, w nocy tajemniczy i pociągający.
***
Amitai został zakwaterowany przez Yuriko w przytulnej sypialni, o zgrozo obok Zamira, bo oczywiście w jego tłumaczenia, że między nimi absolutnie nic nie ma i cholerne narzeczeństwo było obłąkanym pomysłem dowódcy, nikt nie uwierzył. Wbrew swoim obawom spędził swoją pierwszą noc w Twierdzy Szkarłatnego Mroku całkiem przyjemnie, a właściwie prawie przyjemnie. Bowiem nad ranem poczuł jak coś lekko wilgotnego, długiego i włochatego oplotło go w pasie. Tylko ten głupi facet miał takie długie, owłosione, mocno umięśnione ramiona. Nagle szorstki, zimny język zaczął delikatnie lizać jego brzuch.
- Zamir, ty obleśny bałwanie! Spadaj! – Warknął i chciał obrócić się na bok, ale coś pisnęło w proteście. – Oczep się, bo powiem cesarzowi, że się do mnie w nocy dobierałeś i przerobi cię na wytworny, sheridański gulasz! – Żadnej reakcji. Pstryknięciem palców odsunął zasłony jako, że na zewnątrz było już widno. Miał zamiar porządnie walnąć w bezczelną gębę napastnika. Odsunął kołdrę i…
- Aaa…! Pomocy! Odwal się płetwiaku! – Swoimi wrzaskami, udało mu się niewątpliwie obudzić cały zamek. Jednak na zwierzaku raczej nie zrobił żadnego wrażenia. Wystawił jedynie jęzor w szerokim, uślińcowym uśmiechu.
- Fuu… fuuu… - Mały nos z ogromną przyjemnością wciągał upojną woń pańcia. Owinięty wokół niego czuł się jak w robalowym niebie. Błoniaste łapki niczym przyssawki przylepiły się do skóry na brzuchu i plecach.
- Iii… - kwiczał śmiesznie pańcio. Przypominał mu tym nieco, jedną fajną samiczkę. Miała taki milusi ogonek w łatki. Nie wiadomo dlaczego wyskoczył nagusieńki z łóżka, przecież było dość chłodno i dziwnie podskakiwał na dywanie. Taniec godowy człowieków? Chyba naprawdę go polubił. Całkiem fajnie huśtało. Polizał pępek i ruchy ku jego radości się nasiliły.
- Mrr… mirr… - pomrukiwał gardłowo Uśliniec. Starał się wtórować do rytmu i był z siebie bardzo dumny.
Po chwili drzwi się otworzyły i trójka zaniepokojonych mężczyzn wpadła do pokoju. Wszyscy w samych spodniach, boso, za to uzbrojeni po zęby. Z niedowierzaniem patrzyli na oryginalny taniec Amitaia, ubranego jedynie we włochaty pas, którego jeden, puszysty koniec zwisał mu między nogami, zakrywając genitalia, ku niejakiemu rozczarowaniu Zamira.
- Nowy lokator? – Yuriko usilnie starał się powstrzymać od chichotu.
- Hm… Na to wygląda…- odparł flegmatycznie Ashlan, piorunując przy tym wzrokiem dowódcę, pożerającego oczyma jego syna.
- Może powinniśmy go jakoś nazwać? – Mężczyzna odsunął się nieco od przyszłego teścia. Nie było sensu zadzierać teraz z cesarzem. Starał się patrzyć gdzie indziej, ale nieposłuszne ślepia same wracały się do Amiego. No cóż, wyglądał naprawdę pociągająco, nawet kiedy tak wrzeszczał.
- Usiek? – zaproponował niewinnie Yuriko. Ciekawe jaką minę miałby Ashlan, gdyby ubrał takie futrzaste majtki. Przy jego jasnej skórze musiałyby być w bladym odcieniu rózu.
- Tato!! – Amitai był oburzony zachowaniem mężczyzn. Zamiast mu pomóc stroił sobie żarty. A ohydny potwór cały czas usiłował go zalizać na śmierć. – Zróbcie coś wreszcie!
Oczywiście prychający robal został w końcu złapany i ponownie wrzucony do fontanny w holu. Tym razem Ashlan poświecił swoją drogocenna osobę i został obficie spryskany egzotycznymi perfumami ,,a la kiszona kapusta". Rycerze Amitaia nie wiedzieli tylko jednego, że z akwenu biegły tunele wypełnione wodą, oplatające niemal cały zamek. W każdej komnacie znajdowało się niewielkie źródełko z pitną wodą, a w nim ukryty sprytnie otwór. W ten sposób Usiek zyskał dostęp do wszystkich pomieszczeń z czego był niezmiernie zadowolony. Mógł w każdej chwili sprawdzić co robi jego ukochany pańcio i skwapliwie z tego korzystał, wypatrując okazji do następnego ataku.
***
Po tak pięknie zaczętym dniu, panowie spotkali się na śniadaniu. Yuriko kazał go podać na tarasie wychodzącym na niewielki, stary park otaczający twierdzę. Nikomu nie chciało się już kłaść do łóżka mimo wczesnej pory. Mogli stąd obserwować wynurzające się z oceanu słońce. Wyspa, na której stał zamek dryfowała kilkaset metrów nad powierzchnią wody. Fale powoli zabarwiły się na perłowy róż. Niebo zapłonęło szkarłatnym złotem. Dwa czerwone słońca zaczęły wspinać  się po bezchmurnym nieboskłonie. Słychać było jedynie łagodny szum fal i popiskiwania polujących ptaków.
- Jak pięknie – westchnął  zachwycony Amitai. – Po miesiącu na robalowej pustyni to istny raj. – Posłał Zamirowi krzywe spojrzenie.
-Jakby pewna osoba nie kombinowała nie wiadomo czego, to nie musielibyśmy tam siedzieć tyle czasu – odgryzł się mężczyzna.
- Nie musiałaby kombinować, gdyby niektórzy się za nią nie skradali i trzymali lepkie łapy przy sobie. – Chłopak nadal miał za złe dowódcy, że zamiast rzucić mu się na ratunek, to gapił się niczym mokre cielę, śliniąc się bezwstydnie. Poczerwieniał, przypominając sobie swoją goliznę. Za jedyne odzienie miał cholernego Uśka, dobrze, że paskudny płetwiak miał takie puszyste futro.
- Co fakt to fakt. Zupełny brak ogłady i barbarzyńska natura. – Poparł syna Ashlan. Już po chwili wszyscy trzej sprzeczali się z zapałem godnym lepszej sprawy – cesarz prawiąc chłodne złośliwości pod adresem nieokrzesanego wojownika, Ami powarkiwał, czując jednakże pewien niepokój między udami pod sokolim wzrokiem mężczyzny, Zamir odpierał ataki obojga z wrodzoną sobie zapalczywością Jedynie Yuriko siedział cicho, wpatrując się niedowierzaniem w swoją dłoń.
- Coś się stało tato? – Chłopak zwrócił w końcu uwagę na jego dziwne zachowanie. Yuriko bladł i czerwieniał na przemian, coraz bardziej wytrzeszczając oczy.
- Kochanie…? – zaniepokoił się cesarz. – Co tam ukrywasz pod stołem? – Ujął jego rękę i położył na blacie. – Niemożliwe! – Zerknął na swoją, zaczynając myśleć, że ma halucynacje. Na obu dłoniach szarawy, jakby wypalony do tej pory pierścień ze szkarłatnym kamieniem, zaczął lśnić ognistym blaskiem jak za dawnych lat.
- O co chodzi? Jakiś atak Odrzuconych?! – Zdenerwowany Amitai wstał gwałtownie z fotela. Sądził do tej pory, że w twierdzy byli bezpieczni.
- Nie skarbie, spokojnie – odezwał się po chwili Yuriko. – Chyba powinniśmy ci coś wyjaśnić. Wiesz, że na początku miałem dwóch partnerów, rozmawialiśmy kiedyś o tym.
- No tak…
- Kiedy podjęliśmy decyzję, że chcemy już na zawsze być razem, zostały stworzone pierścienie. Każdy z nich symbolizuje jednego z nas, zawiera jakby kawałek jego duszy. Taka zupełnie już zapomniana, starożytna magia. Prawdę mówiąc, zakazana. Kamienie są w kolorach oczu, na obrączkach widać rodowe runy. To jakbyś cały czas nosił przy sobie cząstkę ukochanej osoby. Poza tym mają szereg pożytecznych właściwości, jak choćby informowanie o stanie zdrowia, miejscu pobytu. – Mężczyzna napił się kawy, dla dodania sobie odwagi. Bał się rozdmuchiwać w sobie jakąś nadzieję. Zrobiło mu się słabo, zaczął wachlować się ręką. Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
- I ? – Wszyscy trzej mężczyźni dosłownie spijali słowa z jego ust. Najbardziej przerażony i podekscytowany był niewątpliwie Aslan. Zamir po raz pierwszy zobaczył go bez chłodnej maski, którą zazwyczaj nosił. W niebieskich oczach dostrzegł niezmierzony ból i jakby maleńką iskierkę nadziei.
- Przestań! – warknął na męża Yuriko. – Nawet się nie waż… Nie waż się tak myśleć! On do cholery umarł! – W jego głosie zabrzmiały histeryczne nutki. – To pewnie jakaś pułapka Odrzuconych!
- Kochanie spokojnie. – Mężczyzna objął go w pasie i przytulił do siebie. – W każdym razie, kiedy Kayl zginął, pierścień jakby zgasł. Piękny rubin, stracił swój blask, wyglądał jakby rzucono go w popiół. Stał się zimny i jakby pusty. – Ashlan uspokajająco gładził ciemne włosy Yuriko. – Jak sobie teraz pomyślę, to od kilku dni był jakby coraz cieplejszy. Mieliśmy jednak tyle problemów, że jakoś nie zwracałem na to specjalnie uwagi.
- Może Sevi się nim bawi? Wykorzystuje do jakiś rytuałów? – rzucił myśl Amitai. Lubił patrzeć jak rodzice okazywali sobie czułość. W rodzinie, gdzie dorastał takie zachowanie było nie do pomyślenia. Ludzie z gór musieli być twardzi. Emocjonowały się tylko baby i dzieci.
- Czy nie można by w takim razie wykorzystać pierścienia, aby go tu zwabić? – Zamir był jak zwykle praktyczny do bólu.