niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 23

    Amitai mimo, że przebywał na strychu, czyli w najbardziej oddalonej części zamku, także usłyszał dzikie wrzaski z parteru. Zaniepokojony wbiegł na schody prowadzące do holu, za nim podążył nieodłączny Zamir, odbezpieczając ukradkiem ukrytą w rękawie broń. Obaj spodziewaliby się prędzej napadu gwiezdnych piratów, ataku Odrzuconych, niż tego co zobaczyli. Pokonywali właśnie ostatnie schody, kiedy w ich kierunku podryfował zawieszony w powietrzu Sevi. Płynął jakiś metr nad ziemią, niczym podtrzymywany niewidzialną ręką ducha. Wyglądał jakby spał. Na jego widok Amitai prawie zapomniał z wrażenia oddychać. Dopiero potężny cios w plecy zawsze czujnego dowódcy spowodował, że ze świstem wciągnął powietrze. Chłopak prawie wcale nie zwrócił uwagi na kotłujących się w dole mężczyzn. Tego na którym siedział Yuriko z pewnością skądś znał, nie mógł sobie jednak przypomnieć skąd. W tej chwili dla niego najważniejszy był Lisek. Jego mały, zawsze taki radosny i pełen życia Lisek, o którym nie udało mu się zapomnieć nawet na chwilę, nareszcie wrócił do domu. Parszywym demonom nie udało się go całkowicie odizolować od rodziny. Szczupła twarz o delikatnych kościach policzkowych nosiła ślady przeżytych katuszy. Pasmo włosów biegnące od czoła było teraz najwyraźniej siwe, zamiast blond jak to pamiętał. Na wysokim czole zarysowała się pionowa bruzda. Jak bardzo musiał cierpieć zdany na łaskę Odrzuconych z dala od najbliższych mu osób.
- Mój ty biedaku… – wyszeptał i omal nie spadł ze schodów, robiąc nieostrożny krok do przodu. Na szczęście został powstrzymany przez silne ramię, które owinęło się wokół jego talii niczym ratunkowa lina.
- Opamiętaj się! Nie widzisz wokół niego pola siłowego? – Zamir stanowczo przycisnął do siebie szarpiącego się chłopaka, który był tak zaszokowany widokiem brata, że nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego co robił.
- Musze z nim porozmawiać… Wyjaśnić… - Amitai nie miał zamiaru dać za wygraną. Tyle czasu czekał na podobna okazję. Pokaże Liskowi, jak bardzo go kocha, wytłumaczy nieporozumienia, znowu będą razem na dobre i złe.
- Nie bądź idiotą, Sevi jest teraz zbyt niebezpieczny. Twierdza cię do niego nie dopuści. Wykaż choć odrobinę rozsądku! – Musiał wytężyć wszystkie, niemałe przecież siły, bu powstrzymać uparciucha, który niespodziewanie pochylił się do przodu. Poczuł ostre zęby na swoim przedramieniu. – Ty żmiju jeden, nie gryź!
- Odwal się! – warknął Amitai, ale już o wiele spokojniej. Zrozumiał, że mężczyzna miał rację. Należało skonsultować się z rodziną, pochopnym postępowaniem mógł jedynie zaszkodzić bratu. Jego egoistyczne pragnienia musiały zaczekać. Poznał już nieco możliwości Odrzuconych, nie warto było ryzykować.
- Odprowadzę cię do sypialni. – Zacisnął szorstką od używania broni dłoń na sztywnym z emocji ramieniu. Chętnie by go pocieszył, nie miał jednak pojęcia jak się do tego zabrać, jako prosty żołnierz nie bardzo umiał zachować sytuacjach wymagających delikatności. Doskonale wiedział, że za zbytnie spoufalanie się mógł jedynie zarobić w gębę. Jego narzeczony nie był bynajmniej żadnym chucherkiem.
- Trzeba najpierw sprawdzić …- Chłopak spojrzał w dół, ale na parterze nie było już nikogo, wszyscy zniknęli jak zaczarowani.
- Oni już sobie sami poradzą. Ty mi lepiej powiedz, kim był ten wielki facet na którym siedział książę.
- Właściwie, to sam nie bardzo wiem. Ale jak się tak zastanowić, bardzo przypomina zmarłego towarzysza cesarskiej pary – Kayla. Może to jakiś krewny?
- Kayl? – Zamir był autentycznie zaciekawiony. Poza tym chciał odwrócić uwagę zdenerwowanego chłopaka od brata.
- To był najstarszy syn cesarza Infernatu, który przybył do Sheridanu z jakąś misją. Tam poznał Yuriko i Ashlana, stali się nierozłączni. Tacy przyjaciele na śmierć i życie, jeśli u was istnieje podobne pojęcie. Ponoć byli też kochankami. – Cierpliwe wyjaśniał wszystko Amitai, starając się skupić na tu i teraz. Jeszcze jeden rozhisteryzowany syn nie był nikomu potrzebny. – Znam jedynie opowieści, widziałem też kilka portretów całej trójki. Raz nawet byłem w krypcie, gdzie spoczywał w szklanej trumnie, razem z bratem.
- Dawno nie żyje? – Trzymając rękę na ramieniu pokierował nim wprost do jego pokoju. Dobrze byłoby gdyby się uspokoił zanim zobaczy się z rodzicami.
- Został pchnięty zatrutym sztyletem przed moim narodzeniem. Uratował życie Yuriko. Nie wydano go rodzinie, choć bardzo o to zabiegała. Zbudowano dla niego specjalny grobowiec w pałacowym parku. Ashlan i Yuriko nie potrafili rozstać się z nim nawet po śmierci.
- Piękna historia. – Usiedli na dywanie w sypialni Amitaia przed płonącym kominkiem. Zbliżała się pora kolacji.
***
   Dwa korytarze i jedną parę schodów dalej, w jednej z najbardziej okazałych komnat w Twierdzy, na wielkim łożu z baldachimem trójka mężczyzn siedziała, spoglądając sobie niepewnie. Żaden z nich nie odważył się przerwać ciszy. Słychać było jedynie przyspieszone z emocji oddechy i trzaskające w kamiennym kominku polana drewna. Zarówno Ashlan jak i Yuriko nie mogli oderwać oczu od ukochanej, tak długo opłakiwanej twarzy. Książę robił to otwarcie, jego oczy przepełniała miłość do tak cudownie odzyskanego kochanka. Czule dotknął jego dłoni, ich palce natychmiast splotły się w uścisku. Na szerokich ustach natychmiast zagościł uśmiech. Tymczasem cesarz siedział sztywno, z dumnie uniesioną głową. Jego serce szarpało się gwałtownie w piersiach, ale nie uczynił żadnego gestu by pokazać, że był równie szczęśliwy co jego towarzysz. Patrzył spod długich rzęs, starając się nie dopuścić, aby zdradziły go piekące łzy, które same cisnęły się do oczu. Nie zasłużył na serdeczne powitanie. Kayl na pewno doskonale pamiętał wszystkie jego grzeszki. To jak nimi wzgardził, opuścił w trudnej chwili, przyczynił się do cierpienia i próby samobójczej Yuriko, którego nazwał potworem i nie potrafił od razu zaakceptować jego odmienności. Nie sądził, by mu kiedykolwiek wybaczył. Zagryzł zbyt mocno usta, aż popłynęła krew. W odpowiedzi mąż jego również ujął pieszczotliwie za rękę. Zapomniał, że przed nim niczego nie potrafił ukryć.
- To radosny dzień, a wy macie takie smętne miny. – Yuriko doskonale czuł narastające napięcie między towarzyszami – wrogie milczenie Kayla oraz chłód Ashlana nie były mu przecież obce. Powietrze stało się ciężkie od niewypowiedzianych słów. Najwyraźniej hamowali się ze względu na niego. Na początek liczą się nawet najmniejsze zwycięstwa. Kochał obydwu i z żadnego nie miał zamiaru zrezygnować. Westchnął. – Sevi wrócił, możemy w końcu pozbyć się Odrzuconych i uwolnić naszego syna . Nasza trójka znowu jest razem. Co z wami?! Minęło tyle lat, a wy nadal macie zamiar drzeć koty? Nie możecie wreszcie zapomnieć i podać sobie rąk?
- To nie takie proste. – Kayl włożył za ucho zbłąkane pasmo czarnych włosów mężczyzny. Ashlan poruszył się niespokojnie i zmielił w ustach przekleństwo. Nigdy nie umiał zbytnio panować nad zazdrością, a ten przerośnięty drań doskonale o tym wiedział.  Przez długi czas Yuriko należał tylko do niego. – Dla was minęło już ponad dwadzieścia lat, dla mnie to było niczym długi sen po męczącym dniu. Ostatnie co pamiętam, to sztylet w rękach szalonego starucha, ojca tego tutaj. – Posłał cesarzowi krzywe spojrzenie
- Loren dawno nie żyje. – Miał ochotę palnąć obydwu w durne łby. Byli najbardziej dumnymi i upartymi osobami jakie znał. O sobie jakoś zapomniał. – Natomiast Ten Tutaj, jak go nazwałeś, przez te wszystkie lata był wspaniałym, oddanym mężem i ojcem. Ludzie z wiekiem dojrzewają, mam nadzieję, że potrafisz to zrozumieć. – Nachylił się i pocałował delikatnie zaciśnięte w wąską kreskę usta. Ci dwaj z pewnością doprowadzą go szybko do szaleństwa. Dlaczego u licha nie poprzestał na jednym facecie?
- Próbujesz mnie zmiękczyć? – Kayl chętnie kontynuowałby to co zaczęli, ale mężczyzna już się odsunął i patrzył na niego wyczekująco. Prychnął, ale posłusznie odwrócił głowę. Zmierzył sztywnego rywala niechętnym wzrokiem. – Wygląda tak samo - koszula bez jednego zagięcia, nieskazitelnie białe portki, wypiłowane na wysoki połysk pazury, modnie ulizane platynowe kłaki i nadęta mina. No chyba , że mówisz o tych zmarszczkach w kącikach oczu?
- Chcesz mnie zdenerwować? – Odezwał się wyniośle Ashlan. – Za to w przeciwieństwie do ciebie mam kilka zwojów więcej. – Potrząsnął głową, jasne włosy wymknęły się spod zapinki i rozsypały po ramionach.
- Ilość niekoniecznie przekłada się na jakość. – Posłał mu słodziuteńki uśmieszek Kayl i przeciągnął potężne ciało. Może cesarz był niezmiernie opanowanym człowiekiem, ale on doskonale wiedział jak wyprowadzić go z równowagi. Poza tym nie powinien wyglądać aż tak dobrze, to nienormalne. Oczy same uciekały coraz niżej, czyli tam gdzie absolutnie nie powinny. Ten staruch miał dwie dziesiątki lat więcej od niego, stanowczo powinien być brzydszy!
- Czy ja właśnie oglądam zawody pod tytułem – ,,Kto potrafi być złośliwszy”? A może jeszcze jestem w szkole? – Yuriko miał ich szczerze dość. Chyba był jednak zbyt naiwny w swoich oczekiwaniach. Liczył na wielkie pojednanie w stylu – zostawiamy przeszłość za sobą, razem na wieczność, miłość do utraty tchu. Spotkał go srogi zawód. Dojrzali mężczyźni, też coś – parsknął w duchu. Miał u swojego boku dwa cholerne koguty, które stroszyły pióra i kłapały dziobami. Chcieli ze sobą walczyć? Śmiechu warte! – Monologował w myślach. Nawet nie zdawali sobie sprawy, że bezwiednie się do siebie wdzięczyli, pokazując swoje największe atuty.
- Wybacz kochanie, ciężko się rozmawia z kimś na tym poziomie. Biedakowi wszystko poszło w mięśnie, na nic innego już nie starczyło, więc chyba rzeczywiście nie powinienem od niego zbyt wiele wymagać. – Oświadczył z pozornie  ugodową miną Ashlan, jednocześnie wtulając się w bok męża, co nie było dobrym pomysłem, zważywszy na jego zły humor.
- Dawno nie mieliśmy cichych dni co? – Uszczypnął w ramię nieznośnego mężczyznę, który nie wykazał ani odrobiny zrozumienia dla jego pokojowych negocjacji. W pewnym sensie go rozumiał, ale tylko w pewnym. Najwyraźniej nadal kochał Kayla i pragnął pojednania. Cierpiał dotkliwie z powodu odrzucenia, ale nie potrafił przełamać dumy i poprosić ponownie o wybaczenie. Odpowiadał atakiem na atak, zamiast zdobyć się na szczerość.
- Czyżbyś właśnie zamknął sobie drogę do raju? – Kayl przysunął się z drugiej strony do Yuriko. Również został uszczypnięty i z sykiem odskoczył. – Za co? Sam powiedziałeś, że zarobił minusa!
- Chyba powinienem wam coś uświadomić – Yuriko wzniósł oczy do góry, modląc się o świętą cierpliwość. Będzie jej prawdopodobnie potrzebował naprawdę dużo. – Jestem okropnie zachłannym facetem, chcę was obydwu, zarówno w łóżku jak i w życiu. Ta sprawa nie podlega żadnym negocjacjom. Wszystko albo nic. Więc macie się dogadać, nie obchodzi mnie jak to zrobicie. – Wstał z łóżka. – Idę pod prysznic, spotkamy się na kolacji. – Poszedł do łazienki, nie oglądając się za siebie. Wiedział, że mężczyźni tak łatwo nie dojdą do porozumienia, zadali sobie zbyt wiele ran. Sam nie miał z tym żadnego problemu, taki miał charakter. Dla niego szczęście partnera, miłość, lojalność, wspólnie przeżyte chwile były najważniejsze. Ashlan swoim zachowaniem po ślubie z nadwyżką zrekompensował mu wszystkie przykrości jakich od niego wcześniej doznał. Rozebrał się i puścił wodę, szklana kabina natychmiast zaparowała. Mimo szumu, ani na chwilę nie przestał nasłuchiwać. Obawiał się, czy bez niego jako negocjatora, dojdzie w końcu rękoczynów. Całe szczęście, że Lirael zajęła się Sevim oraz pozostałymi domownikami. W pokoju było jednak cicho, wręcz podejrzanie cicho.
***
Mężczyźni siedzieli bez ruchu, dopóki nie usłyszeli szumu wody. Dopiero wtedy odważyli się na siebie spojrzeć. Ciemne oczy patrzyły z niechęcią w błękitne, które nie zdradzały o dziwo żadnych wrogich zamiarów. Kayl był zaskoczony rozwagą i spokojem Ashlana. Spodziewał się chłodnej uszczypliwości, zagrań w rodzaju – on należy do mnie, a ty tu jesteś zbędnym dodatkiem. Doskonale radziliśmy sobie bez ciebie, więc zniknij z naszego obrazka.
- Nie chcę się kłócić, to nie ma sensu. Musimy wypracować jakiś rozejm. – Zaczął wypranym z emocji głosem cesarz. On się rzeczywiście zmienił, zmienił bardziej niż Kayl skłonny był przyznać. Miał przed sobą mężczyznę, nie łatwego do zmanipulowania młodzika.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Nie dotknę cię nawet przez rękawiczkę! – wyrwało mu się z głębi serca. Jakiś błysk prawdziwych uczuć przemknął przez bladą twarz, ale zgasł zbyt szybko, by mężczyzna mógł zdecydować czym był naprawdę.
- Wiem, naprawdę wiem. Nie oczekiwałem niczego innego. – Blask w niebieskich oczach całkiem przygasł. Doskonale wiedział jak będzie, więc dlaczego tak bolało?
- Możemy chyba przynajmniej poudawać zaprzyjaźnionych? – zaproponował niepewnie. – Największy problem będzie w sypialni. Jeśli jednak skupimy się na Yuriko, powinniśmy dać radę. – Pomysł sam w sobie nie wydawał mu się taki najgorszy, właściwe to był z niego całkiem zadowolony. Spojrzał na Ashlana, który przez chwilę siedział w milczeniu ze spuszczoną głową. Cała duma i wyniosłość gdzieś zniknęły, pozostawiając jedynie smutnego, załamanego mężczyznę, któremu właśnie odebrano wszystko co cenił w swoim życiu najbardziej.
- Nie potrafię tego zrobić. Przykro mi Kayl – wyszeptał. Dla byłego partnera był tak wstrętny, że nie potrafił go nawet dotknąć. Chciał zamienić ich związek w farsę, teatrzyk zimnych cieni. Nie widział dla nich ratunku, stracił jakąkolwiek nadzieję. Zsunął się z łóżka i szybkim krokiem ruszył do drzwi. Jeszcze moment i zupełnie by się rozkleił.