niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 17

    Sevi postanowił oderwać myśli od gnębiących go problemów i zająć się przywróceniem do życia ojca, którego znał jedynie z opowiadań Ashlana i Yuriko. Ich wersje różniły się pomiędzy sobą tak bardzo, jakby każdy z mężczyzn znał kogoś zupełnie innego. Z tego powodu skołowany chłopak nie wiedział tak naprawdę, co myśleć o Kaylu.

Czy był dumnym wojownikiem, z oddaniem broniącym swoich najbliższych,  jednocześnie skłonnym do żartów i najdzikszych wyczynów? Namiętnym kochankiem i opiekuńczym, czułym partnerem, na którym można było polegać w każdej sytuacji. Kompanem do przedniej zabawy, oddającym się jej całym sercem, umiejącym przywrócić uśmiech i radość życia nawet w najtrudniejszej sytuacji. Tak przynajmniej przedstawiał go Yuriko.

A może barbarzyńcą z krańca świata pozbawionym manier, upartym niczym osioł i honorowym aż do bólu, któremu potężne mięśnie często zastępowały rozsądek, bezmyślnie wplątującym całą trójkę w najdziwniejsze awantury. Tu jak nic przemawiała zazdrość cesarza o bliskość pomiędzy partnerami. Jak podsłuchał pewnego dnia Sevi, Kayl był też jedyną osobą, która potrafiła zmusić Ashlana do uległości i całkowitej kapitulacji w łóżku i poza nim, co z pewnością drażniło dumnego mężczyznę.

Jaki jednak byłby z niego ojciec? Tego Sevi nie potrafił przewidzieć. A z całej swojej obolałej duszy bardzo potrzebował kogoś, kto podałby mu rękę i pozwolił na odrobinę wytchnienia. Kogoś, kto obdarzyłby go bezwarunkowym uczuciem i otoczył opieką. Całe życie kochany i rozpieszczany, nie potrafił żyć bez miłości. Czuł się jak kwiat pogrążony w ciemnościach, pozbawiony najmniejszego promienia życiodajnego słońca. Umierał i więdnął każdego dnia. Miał wrażenie, że jego coraz bardziej wysuszone płatki zaczynają złowrogo szeleścić.

Musiał przyznać, że Dave stanął na wysokości zadania. Ostatnio jakoś lepiej się dogadywali, pomimo że nadal żywił do niego urazę, nieraz łapał się na zerkaniu na mężczyznę. Scena z dildem, ku jemu zdumieniu, głęboko zapadła mu w pamięć. To, co miało być upokarzającą karą dla podłego niewolnika, okazało się w pewnym sensie fascynującym przeżyciem. Pełna ekspresji i ekstatycznej przyjemności w chwili wyzwolenia twarz Dave’a głęboko zapadła mu w pamięć i pojawiała się w najmniej oczekiwanych momentach, wywołując rumieńce na policzkach. Zgrzytał wtedy zębami ze złości na samego siebie, ale i tak nic nie mógł poradzić na reakcję rozbudzonego niespodziewanie ciała.

   Po zaledwie tygodniu poszukiwań mężczyźnie udało się sprowadzić odtrutkę na truciznę, trzymającą Kayla w letargu od dziesiątek lat. Nazywała się Pocałunkiem Życia, stąd pewnie niemądra bajka, którą od lat raczono dzieci. Po zmierzchu Sevi razem z byłym narzeczonym przenieśli szklaną trumnę ze śpiącym mężczyzną do ukrytej komnaty obok jego sypialni. Nie posiadała okien ani drzwi, jedyne wyjście na zewnątrz prowadziło przez tajne przejście dobrze schowane za kominkiem. Do tej pory chłopak trzymał tam swoje skarby, które niekoniecznie spodobałyby się rodzicom, zwłaszcza pedantycznemu Ashlanowi. Mimo że uważał ich za zdrajców... ogromnie za nimi tęsknił.

   Późnym wieczorem, kiedy w zamku wszyscy już kładli się spać i zrobiło się bardzo cicho, dwaj spiskowcy udali się do sekretnego pomieszczenia. Pokój był duży, słabo oświetlony porozstawianymi po kątach lichtarzami z tradycyjnymi, woskowymi świecami. Pod ścianą, pokrytą wzorzystą, ciemnozieloną tapetą, stało dwuosobowe łóżko nakryte prostym, wełnianym kocem. Znajdowały się tutaj jeszcze wysokie regały z książkami, niektórymi wprost bezcennymi oraz malownicze drewniane skrzynie, których zawartości nie znał nawet buszujący tu często Sevi. Wystroju dopełniał kamienny kominek, dający miłe ciepło w zimne noce. Szklaną trumnę ostrożnie postawili na marmurowej podłodze pośrodku komnaty, przykrytej grubym, tak mocno zakurzonym dywanem, że trudno było odgadnąć jego kolor.

– Jesteś pewny, że to mazidło zadziała? – Sevi z powątpiewaniem powąchał zawartość sporego, porcelanowego pojemniczka pokrytego dzikimi, szkarłatnymi bohomazami, który podał mu Dave.

– Nie martw się, gorzej już nie będzie. Jeśli się nam nie uda, zostanie po staremu. – Mężczyzna próbował dodać mu otuchy. Nawet jeśli był źle traktowany i poniżany,  nadal nie potrafił wyzbyć się uczuć do tego krnąbrnego chłopaka. W dodatku chore zabawy dildem i innymi akcesoriami zaczynały go coraz bardziej kręcić. Czyżby był bardziej zboczony, niż myślał? Rola niewolnika miała w sobie coś podniecającego i mrocznego. Prawdopodobnie wariował.

Wspólnymi siłami otworzyli ciężkie, pokryte runami przeźroczyste wieko, pochylili się nad pogrążonym w letargu Kaylem i popatrzyli po sobie niepewnie.

– Może nie powinniśmy? Co będzie, jeśli jego ciało się rozpadnie? – Teraz, kiedy zwycięstwo było blisko, ogarnął go strach.

– Zróbmy to wreszcie, od tygodnia o niczym innym nie mówisz. Trzeba go rozebrać i natrzeć, przez trzy kolejne dni o tej samej porze robić to samo. Tak twierdził ten warzyciel, który sprzedał mi to świństwo.

– No dobra, ale musisz mi pomóc. Jest cholernie ciężki. – Sevi zasapał się, próbując sam posadzić Kayla, aby ściągnąć z niego koszulę.

– Za bardzo się patyczkujesz! – Dave pomachał mu przed nosem nożyczkami, drugą parę włożył do trzęsących się rąk. – Tutaj jest ciepło, a to pudło utrzyma odpowiedni klimat. Zostawimy go nagiego, balsam musi dobrze wsiąknąć.

– Delikatniej, nie rzucaj nim tak! – Manewrował śpiącym ostrożnie, niczym drogocenną lalką. Miał w końcu do czynienia z jedyną osobą z rodziny, która go nie odrzuciła. Inna sprawa, czy tak nadal zostanie i czy będzie mógł liczyć na wyrozumiałość z jej strony.

– Przystojny z niego skurczybyk! – Dawny narzeczony z podziwem patrzył na potężne ciało wojownika, na którym nie było ani grama zbędnego tłuszczyku. Kłęby mięśni przesuwały się gładko pod lśniącą skórą, a duże, śmiało zarysowane usta wprost kusiły do wypróbowania ich mocy. – Nie ma co się dziwić, że rozgrzał krew nawet takiego oziębłego mężczyzny jak cesarz.

– Wynoś się, zboczeńcu, i zaczekaj na mnie w sypialni! Dalej sam sobie dam radę! – Sevi poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu na widok byłego narzeczonego, śliniącego się nad pogrążonym w letargu ojcem. Kiedy ten wyszedł, nabrał w dłonie maści i zaczął rozprowadzać ją po sztywnym, zimnym ciele. Zanim skończył swoją pracę, był już cały mokry, zziajany i czerwony. Dotykanie nagiego mężczyzny krępowało go, zwłaszcza że nie mógł pominąć też okolic intymnych. Poradził sobie jednak bez żadnej pomocy i teraz był z siebie dumny. Nie chciał używać mocy, by nie zbudzić Odrzuconych i nie zwrócić na siebie niepotrzebnie ich uwagi. Ostatnio niewiele się odzywali, widocznie jego przeklęty brat robił coś, co ich zafascynowało. Miał nadzieję, że zajmie ich jak najdłużej. Po dobrej godzinie Kayl został cały natarty i zaczął lekko fosforyzować w mdłym świetle świec. Pachniał miętą i jakimiś gorzkimi ziołami. Wydawał się też jakby cieplejszy oraz bardziej elastyczny. Chłopak zamknął wieko i wrócił do swojej sypialni, gdzie w fotelu drzemał zmęczony Dave. W rozchełstanej na piersi białej koszuli i obcisłych spodniach całkiem nieźle się prezentował. Niespodziewanie dla samego siebie Sevi poczuł narastające pragnienie i oblizał spierzchnięte wargi.

– W końcu każdy ma swoje potrzeby. Wędrowcę na pustyni zafascynuje nawet błotnista kałuża – mruknął ze złością, niezadowolony z kierunku swoich myśli. Powinien się natychmiast położyć, na dworze zaczynało już świtać, zamiast gapić się na tego nic niewartego łajdaka. Położył się do łóżka jak stał w ubraniu, zrzucił jedynie na podłogę wysokie buty. Niestety, sen nie nadszedł zbyt szybko, zamknął oczy dopiero wtedy, gdy na niebie już całkiem zbladły gwiazdy. Poprzysiągł sobie wyrzucić cholerne dildo do jeziora.

                                                               ***

    Amitai omal nie podskoczył z radości, kiedy dowiedział się, że wylądują na niezamieszkanej, pustynnej planecie, aby, jak stwierdził znudzony długim lotem Zamir, rozprostować nogi. To była idealna okazja do ucieczki. Uśmiechnięty szeroko złośliwiec zapomniał go jednak poinformować, że co prawda nie napotkają inteligentnych istot, za to obrzydliwe, pełzające i wijące się robactwo w wielkiej obfitości. Co innego być dzielnym wojownikiem broniącym granic galaktyki, a co innego stawić czoła paskudztwom wprost z sennych koszmarów.

Zatrzymali się w pobliżu bujnej oazy z ładnym jeziorkiem z krystalicznie czystą wodą pośrodku. Chłopak był pierwszą osobą, która, ubrana jedynie w kąpielówki, radośnie wskoczyła w jego toń i pierwszą, która z wrzaskiem z niej wyskoczyła. Coś włochatego z mnóstwem nóg owinęło się wokół jego pasa i właśnie lizało jego pępek szorstkim, lepkim jęzorem z ogromnym entuzjazmem.

– Aa...! Zabierzcie ode mnie to paskudztwo! – Biegał po plaży w kółko i darł się niemiłosiernie, machając nogami w dzikim tańcu. Zamir stał spokojnie z rękami założonymi na nagim torsie i obserwował jego wyczyny z rozbawieniem.

– Zabiorę Uślińca, jak się zatrzymasz. Nie mam zamiaru za tobą biegać – odparł flegmatycznie mężczyzna, z diabelskim błyskiem w oku obserwując zgrabne ciało podwładnego w ruchu. Ten chłopak musiał należeć do niego, choćby miał wywrócić do góry nogami całą Galaktykę. Zazwyczaj dumny, odważny i zbyt poważny na swój wiek, teraz piszczał jak gwałcona dziewica z powodu byle włochacza, którego jedynym przestępstwem była słabość do potu na ludzkiej skórze.

– Kiedy nie mogę. Nie dość, że śmierdzi jak sfermentowana kapusta, to jeszcze strasznie łaskocze – wystękał z trudem, drepcząc w miejscu i wyginając się niczym wąż podczas linienia.

– Na wszystko są sposoby – stwierdził z uśmieszkiem mężczyzna, po czym jednym susem dopadł chłopaka, przyparł go plecami do pobliskiej palmy i włożył mu kolano między uda, zupełnie go unieruchamiając. Kiedy zaskoczony Ami wytrzeszczył na niego oczy i poczerwieniał aż na szyi, Zamir złapał za puszysty ogon prychającego z niezadowoleniem Uślińca i wrzucił go z powrotem do wody. Stworzonko, przypominające nieco przerośniętą, kudłatą stonogę, wystawiło do góry długie czułki niczym peryskopy. Przebierając szybko błoniastymi łapkami, odpłynął w stronę kąpiącego się beztrosko Liama. Ślina zaczęła kapać mu z pyszczka, kiedy poczuł jego zapach.

– M-możesz zabrać nogę?

– Mogę, ale nie bardzo chcę. – Spojrzał bezczelnie w oczy zmieszanemu coraz bardziej podwładnemu. Podniósł kolano do góry i zgrabny tyłek zsunął się po jego udzie w dół. W ten sposób miał już w swoich ramionach naburmuszonego Amitaia, którego uważał za swojego narzeczonego. Jakoś zapomniał jednak poinformować o tym drobnym fakcie rozeźlonego jego zachowaniem chłopaka. Skoro brat każdego dnia prawił mu kazanie na temat konieczności szybkiego ożenku, obowiązków wobec rodziny i sprawienia sobie potomka, a najlepiej całej gromady, to kim on był, żeby sprzeciwiać się swojemu władcy. Dawno już żadnego polecenia przeraźliwie nudnego cesarza nie wypełniał z taką ochotą. Zwłaszcza ten kawałek o ,,intensywnym zapylaniu płodnego kwiatu w zaciszu pałacowej sypialni” bardzo mu się spodobał. Oczywiście słowo na ,,S” nie przeszłoby przez arystokratyczne usta. Osobiście wolał się ostro seksić niż bawić w pszczółkę.

– Zabieraj te kończyny, bo ci je poodgryzam – warknął Płodny Kwiat Cesarstwa Infernatu, nie mający pojęcia o swoim niespodziewanym awansie. – Jestem cały obśliniony. Ohyda. – Skrzywił kształtne usta.

– Rzeczywiście, różami nie pachniesz. W mojej kajucie jest kabina z ciepłą wodą – zaproponował elegancko Zamir, z niechęcią puszczając rozgrzane na słońcu ponętne ciało.

– A ty, panie, pewnie umyjesz mi plecy? – zapytał złośliwie chłopak i odskoczył w bok, byle jak najdalej od natrętnych łap dowódcy. Miał teraz co innego w głowie niż głupie flirty z napalonym troglodytą. Musiał się wieczorem jakoś sprytnie wymknąć, skontaktować z Yuriko i przemknąć portalem do Twierdzy Szkarłatnego Mroku. Trudno jednak będzie pozbyć się tego bystrookiego barbarzyńcy. Nie chciał wprowadzać go w swoje osobiste problemy, a bez tego Zamir na pewno nie zgodziłby się na jego odejście ze statku.

                                                                        ***

   Minęły trzy ciągnące się w nieskończoność dni. Sevi nie mógł się doczekać, aż trzeci z ojców się obudzi. Wieczorem dosłownie pofrunął do ukrytej komnaty, naturalnie z nieodłącznym Davem u swojego boku. Starał się trzymać niewolnika na dystans. Nie potrafił się jednak powstrzymać od rzucania mu ukradkowych spojrzeń spod długich rzęs. Mężczyzna jednak wydawał się ich nie zauważać. Po dotarciu na miejsce chłopak od razu podniósł wieko szklanej trumny. Dotknął niecierpliwymi palcami torsu śpiącego.

– Jaki ciepły, niczym nie różni się teraz od żywej osoby! – Podskoczył z ekscytacji. – Ale dlaczego się nie budzi? – Wnet zmarkotniał. Zaczynał się martwić, że coś poszło nie tak. Może instrukcja nie była zbyt dokładna albo balsam nie wniknął wystarczająco głęboko. Pociągnął nosem.

– Nie płacz, daj mu trochę czasu. – Zauważył rozsądnie Dave i wyciągnął rękę, by pogładzić wilgotny policzek.

– Nie zbliżaj się do mnie! Nie zapominaj, kto tu jest panem! – Zdenerwowany chłopak odruchowo użył obroży. Zorientował się, że przesadził i próbował cofnąć dłoń, ale było już za późno. Skrzywiony z bólu mężczyzna padł u jego stóp na kolana.

– Wybacz, Wasza Wysokość… - Porażone mięśnie drżały, nie mógł się nawet poruszyć. Już dawno nie został ukarany tak brutalnie. Cały świat zapłonął. Zdawał sobie jednak sprawę, że Sevi nie zrobił tego umyślnie.

– Nie przesadzaj, aż tak cię nie boli. – Sevi pochylił się nad nim, odwracając tyłem do trumny. Pierwszy raz miał wyrzuty sumienia w stosunku do swojego niewolnika. Nie zamierzał go skrzywdzić. Zrobiło mu się wstyd za swoje zachowanie. Teraz, kiedy Odrzuceni nie mącili mu w głowie, zaczynał rozumieć niestosowność tego, co robił. Sam mocno zraniony, krzywdził bezbronną osobę, aby się odegrać i zagłuszyć swoje cierpienie. – To było tylko lekkie… - zaczął niepewnie. Przerwał, kiedy ktoś złapał go mocno za ucho i pociągnął bezceremonialnie do góry.

– W życiu nie widziałem takiego rozpuszczonego gówniarza! – Odziany jedynie w koc Kayl potrząsał chłopakiem niczym kukiełką. – Jak miałeś pięć lat, to mamusia uczyła cię obrywać muchom skrzydełka?
………………………………………………………………………………
Betowała Kiyami