środa, 23 marca 2016

Rozdział 25

Po finałowej walce z Odrzuconymi, wszyscy byli bardzo zmęczeni, zwłaszcza Yuriko. Mimo gorących protestów, został przez zatroskanych o jego zdrowie partnerów, zabrany do sypialni i wysłany na długą, relaksującą kąpiel w pianie przygotowaną mu osobiście przez Kayla. Mężczyzna ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu nie zmieścił się z nim razem do wanny. Mógł więc jedynie siedzieć obok, napawać się widokami i służyć jako lokaj, niezbyt przekonany do tej roli. Zanotował sobie jednak w pamięci, żeby jak najprędzej kupić porządną, narożną, najlepiej wielkości małego basenu. Taka trzyosobowa byłaby w sam raz. Jednak po  kilku minutach wyjątkowo dokładnego mycia coraz bardziej czerwonego Yuriko namydloną gąbką, doszedł do wniosku, że ta praca posiada wiele niedocenianych uroków.
- Przestań się gapić i podaj mi szlafrok! – prychnął niecierpliwie podopieczny, od dobrej minuty machający ręką na kompletnie zbaraniałego pomocnika od siedmiu boleści, który na siłę wcisnął się za nim do łazienki pod pretekstem pomocy niepełnosprawnemu. Jakby ciąża była jakąś dziwną chorobą robiącą z człowieka, wielką niegramotną, przygłupiastą kulę nie umiejącą nawet zadbać o własne ciało. Niby mógłby wyjść sam i owinąć się ręcznikiem, miał jednak jeden mały, no może niezupełnie mały problem, a nie chciał prowokować i tak już przebywającego ,,w innym świecie” Kayla, o czym świadczyła dobrze mu znana drapieżna mina i szeroki uśmiech.
– No ruszże się wreszcie! – Pacnął go mokrym palcem w nos. Jak na swoje gabaryty potrafił być zadziwiająco zręczny i delikatny. Naprawdę dobrze się nim opiekował nie pozwalając upaść na śliskiej podłodze. Wzbudził słodkie, rozedrgane uczucie w okolicy serca.
- Wytrę ci plecy – zaproponował mężczyzna, podając wielkie, puszyste paskudztwo, w którym zupełnie zniknęły wszystkie cudowne widoki, jakimi napawał się od pół, naprawdę podniecającej godziny. Z każdą chwilą czuł się coraz mniej zmęczony. Szczęście rozpierało mu szeroką pierś. Znowu posiadał rodzinę, prawdziwą rodzinę. Będzie mógł bez końca trzymać w ramionach Yuriko, który mimo, że właśnie na niego powarkiwał i po raz enty ubił mu łapy, oczy miał pełne ciepłych, rozczulających iskierek. Wkrótce zobaczy ponownie swoich synów. Doszedł do całkiem słusznego wniosku, że może nawet mógłby poklepać po sztywnych plecach tą dworską gnidę Ashlana. Taka amnestia z okazji wielkiego zwycięstwa byłaby jak najbardziej wskazana. Zwłaszcza, że sam dół tych pleców wyglądał naprawdę dobrze w jasnych, mistrzowsko skrojonych spodniach.
- Bądź grzecznym chłopcem. Jeśli zrobisz coś więcej, to ci tutaj zemdleję – zagroził Yuriko, przybierając poważną minę. Prawdę mówiąc miał lekkie zawroty głowy, wyczerpanie mocy dawało o sobie znać. Nie chciał jednak kłopotać swoich partnerów, poza tym nie lubił kiedy się nad nim trzęśli.
- Wiem. – Kayl wziął go na ręce. Pyskaty drań jak zwykle grał bohatera, a ledwo stał na nogach. – Ohoho! – stęknął i demonstracyjnie ugiął się pod ciężarem. – Idziemy do sypialni, mój ty nie taki znowu mały, skarbie.
- Świnia! – Uszczypnął go porządnie w ramię. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przypomina małego wieloryba po obfitej kolacji. Co innego jednak wiedzieć, a co innego usłyszeć to z czyiś ust. Zwłaszcza, że były to naprawdę seksowne usta.
                                                   ***
Tymczasem Ashlan miał inny problem. Usiłował znaleźć dla Yuriko coś do ubrania. W przypadku jego nowych gabarytów nie było to wcale łatwym zadaniem. Wybrał co prawda kilka rzeczy do spania i noszenia na co dzień, obawiał się jednak, że nie spotkają się z łaskawym przyjęciem. Niestety mieszkali ,,gdzie diabeł mówi dobranoc” i musieli pogodzić się z pewnymi niedogodnościami. Kiedy wrócą do stolicy miał zamiar zamówić dla partnera, a raczej dla obu partnerów, Kayl wyglądał jak łachudra a nie osoba stojąca u boku cesarza, nową garderobę. Grzebał w przepastnych szafach z zapałem godnym lepszej sprawy szczęśliwy, że sprawa z demonami dobrze się dla wszystkich skończyła. Wielkolud mógł go nie lubić, ale będzie musiał tolerować ze względu na synów i Yuriko. Zagryzł usta.
- Jesteśmy nareszcie. – Odwrócił się i zobaczył wielką, białą kulę z której wystawała jedynie ciemna czupryna i bose stopy męża. – Hm… - Ledwo powstrzymał się od uśmiechu. Srebrne oczy patrzyły na niego stanowczo, grożąc siedmioma plagami egipskimi w razie idiotycznego wybuchu  wesołości.
- Dostarczyłem bałwanka. E… Raczej dorodnego bałwana…- Kayl, jak to Kayl nigdy nie wiedział, kiedy ugryźć się lepiej w język. Postawił swój potrójny skarb na dywanie.
- Jestem wielki jak dom i nie mam co na siebie włożyć…- Nie trzeba było długo czekać na dziecinną reakcję Yuriko. Hormony zrobiły swoje. Oczy miał pełne łez i wpatrywał się z niedowierzaniem w stojące w kącie lustro.
- Urodziłeś się taki durny, czy ktoś walnął cię mocno w głowę? – zapytał zmieszanego wielkoluda uprzejmie Ashlan, marszcząc wypielęgnowane brwi. – Kochanie, ubierz koszulę i połóż się do łóżka. Jesteś zmęczony. Dobrze wiesz, że to tylko stan przejściowy. Jesteś domem dla naszych dzieci, to przecież bardzo piękna rola.
- To przecież jest dla bab! – Nie mógł uwierzyć, że mąż chciał, aby spał w tym koronkowym namiocie. Miał przy dekolcie wielką kokardę w różyczki. – Na mózg ci się rzuciło? I sam sobie bądź domem! – Teraz już zaczął chlipać na dobre.
- Ma się to podejście co? – Kayl wykrzywił się do cesarza, który jedynie ciężko westchnął. – A ty buzi, kubek mleka i lulu! – zakomenderował. Wziął ponownie mażącego się mężczyznę na ręce i zaniósł do łóżka. Przykrył go pod sam nos kołdrą. – A ty na co czekasz? Wskakuj z drugiej strony! – Miał ochotę na obrzucenie Ashlana jeszcze kilkoma złośliwościami, ale umilkł wpatrując się w jego zgrabną sylwetkę w samych spodniach od piżamy. Trudno raczej gniewać się na kogoś, kto wygląda jak jasnowłosy, upadły anioł. Zrzucił swoją koszulę i chwycił za spodnie razem z bokserkami.
- Ani się waż! – krzyknęli zgodnie obaj mężczyźni. Ten łajdak nic się nie zmienił. Za grosz wstydu.
- No co, jestem zmęczony i  gumka mnie gniecie… - Z niewinnym uśmieszkiem, całkowicie nagi wcisnął się pod kołdrę. Przytulił się z błogim wyrazem twarzy do ciepłego boku Yuriko. Kręcił się przez chwilę niespokojnie jakby nie mógł się przystosować do nowej sytuacji. Nagle znieruchomiał z dziwnym wyrazem twarzy. Zanim ktokolwiek zdążył się zapytać o co chodzi, podniósł do góry koronkowe cudactwo, odsłaniając pokaźny brzuch.
- Co robisz głąbie? – Chłopak gwałtownie się zaczerwienił z powodu takiego bezceremonialnego traktowania. Miał zamiar go trzepnąć, ale szybko zmienił zdanie, widząc zachwyt i niedowierzanie w ciemnych oczach.
- Yy… Ruszają się… Popatrz, to chyba rączka… - Jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w falującą skórę, pod którą widać było małą wypukłość. – Mogę się przywitać? – Delikatnie końcami palców pogładził przesuwający się kształt. Zalała go fala czułości i ciepła.
***
   Sheridańczycy byli bardzo zaskoczeni, że z długiej wyprawy para cesarska przywiozła nie tylko cudem odzyskanego partnera, ale także następców tronu ,,w drodze”. Oczywiście pałacowe biuro natychmiast wystosowało odpowiedni dokument, tłumaczący wszystko co się wydarzyło w przystępny sposób.
   Kayl po podpisaniu odpowiednich papierów został uznany za trzeciego małżonka. Oczywiście z tej okazji odbyła się wystawna uroczystość zakończona hucznym balem, na który zaproszono wszystkie najznakomitsze rody w państwie. Pałac wypełnił się tysiącami gości.
    Obowiązki podzielili panowie sprawiedliwie, no prawie sprawiedliwie. Każdy robił to, co potrafił najlepiej, aby Sheridan nadal był wspaniałym miejscem do życia dla miliardów mieszkańców galaktyki. Ashlan zajął się polityką, Kayl obroną granic i wewnętrznym ładem, a Yuriko no cóż… Nadal był DOMEM, o co pieklił się prawie każdego dnia, aż do rozwiązania, kiedy to na świat przyszło dwóch zdrowych chłopców. Oczywiście nadano im imiona Sevi i Amitai.
   Zajęto się też ,,sprawą narzeczonych”, którzy także przybyli do stolicy. Po długich rozmowach ustalono, że mężczyźni będą czekać na swoich partnerów. Niestety nie wiadomo było jak długo to potrawa. Nikt z uczonych nie potrafił przewidzieć, czy chłopcy będą rozwijać się jak normalne dzieci, czy w przyspieszonym tempie. Zamir i Dave okazali się jednak strasznie uparci, za nic nie chcieli zrezygnować ze swoich miłości. Yuriko zastrzegł, że ostateczny wybór będzie należał do Amitaia i Seviego, którzy niekoniecznie przecież musieli podzielać uczucia nadal nimi zauroczonych mężczyzn.

Epilog

   Minęło pięć lat, dzieci rosły zupełnie zwyczajnie, każdego roku odwiedzane przez Zamira i Dave, którzy byli tym faktem ogromnie rozczarowani. Liczyli na jakiś magiczny cud, tymczasem okazało się, że upłynie wiele czasu, zanim będą mogli podjąć jakiekolwiek zaloty. Trwali jednak w swoim uporze. Trzej ojcowie obserwowali to z niejakim rozbawieniem, tym bardziej, że małe urwisy, bynajmniej nie wykazywały najmniejszej ochoty do współpracy.
   Od rana chłopcy czekali na swoich ,,narzeczonych”. Nie do końca wiedzieli co to takiego ten ,,narzeczony’’, ale skoro tatusiowie kazali być grzecznymi i porozmawiać na chwilę z tymi panami, starali się wywiązać z zadania jak najlepiej, każdy na swój sposób.  
   Mężczyźni tymczasem wpadli na niezbyt fortunny pomysł rozdzielenia braci. Uważali zgodnie, że zbytnie przywiązanie chłopców do siebie działa na ich niekorzyść. Chcieli pokazać, że mogą się bawić znacznie lepiej w ich towarzystwie. Bliźniakom na wieść o tym zrzedły miny. Liczyli na wspólne spędzanie czasu. Kiedy tylko zostali sami zaczęli kombinować.
- Jak będzie nudno mogę go ulyźć? – zapytał cieniutkim głosikiem Sevi. - Nie chcę iść z Dave do zoo. Ja chcę się bawić z tobą! – Tupną nogą.
- Nie możesz, tata Yuriko się pogniewa. Mamy być grzeczni. – Pokręcił głową Amitai. – Znowu seplenisz. – Zawsze czuł się tym starszym i był strasznie dumny, kiedy rodzice nakazywali mu opiekować się psotnym maluchem.
- Amisiu Misiu… – Złapał za rączkę braciszka z błagalnym wyrazem błękitnych oczu, któremu mało kto potrafił się oprzeć. Ciemnowłosy chłopczyk nie był tutaj wyjątkiem. – Ploszę … ploszę… Dam ci swój desel. – Kusił sprytnie, wiedząc jak lubi bananowe lody z czekoladą.
- No dobra, ale cały. – Nie był pewny, czy tata Ashlan pozwoli mu na takie łakomstwo. Zawsze mówił, że od słodyczy psują się zęby i bardzo pilnował by się nimi w namiarze nie objadali. – W parku, na samym początku jest stawek z fokami. Umiesz pływać, więc tam wskocz. Mokrego dziecka nawet Dave nie będzie ciągnął za sobą. Jakby jednak chciał, zacznij kichać.
- Jesteś moim naj… najlepsiejszym braciszkiem… - rzucił mu się entuzjastycznie na szyję Sevi. Na Misia zawsze mógł liczyć. Dla niego chłopiec był cały NAJ – ładniejszy niż tata Kayl, mądrzejszy niż tata Ashlan, a nawet bardziej przytulny od taty Yuriko.
- Jestem twoim jedynym braciszkiem – zauważył rozsądnie Ami, który za nic by się nie przyznał jak lubił te wszystkie czułości.
Podobne zachowania trwały następne dziesięć lat. Bliźniaki rosły, a głupim kawałom nie było końca. Narzeczeni niejednokrotnie doprowadzani na skraj wytrzymałości, przysięgali sobie, że ich noga już nigdy nie powstanie w Sheridanie, a cholerne bachory należy stłuc pasem. Każdego roku jednak wracali, ku rozczarowaniu Seviego i Amitaia, którzy wychodzili z siebie by ich zniechęcić do tych wizyt. Czym byli starsi tym lepiej rozumieli, że wyjście za mąż oznaczałoby rozstanie z bratem. Do tego żaden z nich nie miał zamiaru dopuścić.
***
    Yuriko i Ashlan z początku próbowali łagodzić napięcia, przedstawiać narzeczonych w jak najlepszym świetle. Pragnęli by synowie mieli zwyczajne, szczęśliwe życie. Związki między rodzeństwem były w wielu zakątkach Sheridanu niezbyt dobrze widziane. Tymczasem Dave i Zamir stanowili naprawdę świetne partie. Po którejś z takich interwencji Kayl wziął ich na poważną rozmowę.
- Co wy do cholery wyprawiacie? Po co się znowu wtrącacie? – Popatrzył groźnie na obu parterów udających, że nie wiedzą, o co ta cała awantura.
- Zaraz tam wtrącacie, chcieliśmy tylko trochę pomóc – westchnął Yuriko. Lata mijały niczym piękny sen. Jedynie synowie stanowili czasami źródło zmartwień.
- Pomyśl, te małżeństwa są wprost idealnym wyjściem z sytuacji. – Następne krzywe spojrzenie partnera spowodowało, że cesarz zaczął się jednak wahać. Okazał się o wiele podatniejszy na wpływy wielkoluda niż Yuriko. Zarówno w pracy jak i w łóżku mężczyzna potrafił go nakłonić do najdziwniejszych rzeczy. Zwłaszcza o tym ostatnim, zazwyczaj opanowany i chłodny Ashlan, nie potrafił myśleć bez rumieńca na twarzy. Nawet przez moment nie pożałował przyjęcia Kayla do związku. Często całą trójką kłócili się zawzięcie, by potem paść w swoje ramiona i dać upust namiętności. Stworzyli pełen miłości i ciepła dom, w którym troskliwie wychowywali swoich synów. Po pełnej dramatów, przygód i zawirowań młodości, nic tak dobrze nie smakowało jak święty spokój. Docenić go potrafią jednakże tylko ci, którzy spłacili już życiu swój dług.
***
   Dzień szesnastych urodzin bliźniaków obchodzono w rodzinnym gronie, tak jak sobie tego wcześniej zażyczyli. Niewielki salonik znajdował się w wysokiej wieży  stanowiącej najwyższy punkt pałacu, z której okien można było zobaczyć prawie cała stolicę Sheridanu pogrążającą się właśnie we śnie. W dole płynęła rzeka Farla, leniwie tocząc swoje wody w głębokim, skalistym kanionie. Otaczała całe miasto nie do końca zamkniętym kręgiem, tworząc liczne wodospady i stanowiąc naturalną barierę dla wrogów.
    Na stole pojawiły się przysmaki ze wszystkich stron świata. Ashlan oczywiście zadbał o oprawę małego przyjęcia. W komnacie dyskretnie porozstawiano dziesiątki świec, dających złociste, miękkie światło. Stół ustawiono na szerokim tarasie od strony rzeki i przystrojono herbacianymi różami, które tak bardzo lubił Sevi. Wszyscy się śmiali, że to na pewno z powodu wzorzystej, koronkowej koszuli, w której rodził Yuriko. Dryfujące po ciemnej wodzie żaglówki wyglądały zupełnie jak nocne motyle, unoszące się pomiędzy odbijającymi się w gładkiej toni gwiazdami - kwiatami. Nie wszystko jednak było takie idealne. Zamir i Dave w ostatniej chwili wprosili się do tego wąskiego, rodzinnego grona. Amiotai na ich widok zmarszczył brwi. Miał nadzieję, że potem pójdą z bratem na długi spacer. Chciał mu pokazać nowe, piękne miejsce jakie odkrył w pobliżu portu. Wiedział, że lubi takie romantyczne zakątki. To miał być prezent. Schował nawet w krzakach butelkę wina, trochę przekąsek i koc.
- Wszystkiego najlepszego. – Zamir nigdy nie był dobry w składaniu życzeń. Usiadł obok nadąsanego chłopaka i wręczył mu małą, ozdobna kasetkę. Miała wyjątkowo oryginalne ornamenty. Długo się wahał zanim ja wybrał. Tymczasem Amitai nawet nie raczył na nią zerknąć. Siedział sztywno wyprostowany z wyniosłą miną. Jakby tak zmienić mu kolor włosów, to z pewnością zamieniłby się w Ashlana. Z każdym rokiem był coraz piękniejszy, niestety na każdą próbę zbliżenia reagował pogardliwym skrzywieniem dumnych ust. Mężczyzna zaczynał tracić nadzieję.
- Dziękuję, niepotrzebnie się fatygowałeś. Mogłeś przysłać prezent przez posłańca – wycedził przez zaciśnięte mocno wargi. Ten durny palant zepsuł mu wieczór. Musiał być jakiś sposób, by się go pozbyć na dobre. Spojrzał na brata, który o dziwo miał na twarzy uprzejmy uśmiech i wyglądał, jakby się dobrze bawił w towarzystwie swojego ,,narzeczonego”. To było coś zupełnie nowego, bo to zazwyczaj właśnie on, najgłośniej protestował przeciwko ,,randkom ze staruchami”. Dziwne.
- Nie mogłem zlekceważyć tak ważnego dla ciebie dnia. – Zamir doskonale zrozumiał zawoalowany przekaz chłopaka, który był mistrzem zawoalowanych komunikatów. Brzmiały one mniej więcej tak - ,, po jaką cholerę przywlokłeś tutaj swój tyłek, nikt na ciebie nie czekał, nie jesteś mile widziany, spadaj i zabierz tą żałosną łapówkę”. Mężczyzna może i był prostym żołnierzem, ale nie bez powodu wybrano go na dowódcę.
- Może zaczniemy kolację? – Yuriko próbował jakoś rozładować niezręczną sytuację, zły na Ashlana, że do niej dopuścił. Dyplomacja dyplomacją, ale bez przesady. Rozumiał jego intencje, ale nie lubił kiedy praca zakłócała im życie prywatne.
- Co to takiego? – Sevi natychmiast zainteresował się małymi, srebrnymi tacami, ich tajemniczą zawartość ukrywały pokrywki. Prawdopodobnie dobry kucharz zadbał, by ciepło zbyt szybko nie wyparowało. Wszyscy wiedzieli jak uwielbiał niespodzianki.
- Pewnie twoje ulubione owoce morza. – Kayl uważał, że z pełnym żołądkiem, świat wygląda o wiele lepiej. Może po posiłku wszyscy odzyskają skwaszone humory. Ze swojej strony chętne wrzuciłby obu nachalnych, zagranicznych dupków do rzeki.
- W takim razie…-  Chłopak zdecydowanie sięgnął po naczynie. Cesarzowi nie spodobał się jego uśmiech i to niewinne wachlowanie rzęsami. Znał swoje dzieci, coś było wyraźnie na rzeczy.
- Aaa… - rozległ się zduszony okrzyk Dave, który pierwszy podniósł pokrywkę. Wpatrywał się z niedowierzaniem, w rozgrywającą się na jego oczach scenkę.
- Co do chole…? – Zamir poczerwieniał, po raz pierwszy w życiu zupełnie go zapowietrzyło. Przy stole siedzieli dwaj niewinni chłopcy, a tu takie coś? W dodatku wyglądało naprawdę obrzydliwie.
- O co tyle hałasu? – Amitai spojrzał na tackę i dostał czkawki głupawki. Sevi był najlepszy, nikt inny nie wpadłby na taki pomysł. Na elegancko ułożonych liściach sałaty, przystrojonych pomidorkami, tuż obok plasterka cytryny i gałązki pietruszki siedziało kilka sporych ślimaków. Tak naprawdę to one wcale nie siedziały, tylko wspinały się jeden na drugiego, długimi penisami usiłując trafić w ogniście różowy otwór partnera, znajdujący się tuż za skorupką. Wszędzie było gęsto od lśniącego śluzu i jakiejś białawej substancji. Posuwiste ruchy, zakończone co chwilę spazmatycznym drganiem, nie dawały zbytnio pola dla wyobraźni i kojarzyły się bardzo jednoznacznie.
- Muszę do łazien… - Zamir nie zdążył, bo pozieleniał i puścił widowiskowego pawia w kierunku stołu. Rozbryzgi dotarły do zniesmaczonego Ashlana. Dave ulitował się nad towarzyszem niedoli, wziął go pod rękę i wyprowadził z salonu. Bachory tym razem przegięły. Miał tego dosyć. Nie pozwoli więcej robić z siebie głupca. Jemu też zrobiło się niedobrze, tym bardziej, że zapach bijący od słaniającego się na nogach mężczyzny był naprawdę paskudny. Biedak pewnie znajdował się w szoku po tym, jak zwymiotował na potencjalnego teścia.
- Chodźmy do mnie, weźmiesz prysznic. Dam ci jakieś ciuchy. – Pociągnął go w dół na parter, gdzie mieściły się komnaty dla gości.
   Tymczasem w salonie zapanowała cisza. Wszyscy starali się ze wszystkich sił zachować powagę, pod potępiającym spojrzeniem Ashlana. Właśnie dwie, najlepsze partie w Galaktyce zostały wypłoszone przez danie główne. Z pewnością potrzeba będzie lat dyplomacji, by załagodzić ten nieszczęsny incydent. Jego okropna rodzina zamiast go wesprzeć, wydawała bulgoczące odgłosy nad talerzami.
- Kto.. Kto…- Ze zdenerwowania zaczął się jąkać. Jego piękne, długo pielęgnowane plany połączenia dwóch, a może nawet trzech zamożnych państw legły prawdopodobnie w gruzach.
- Nasz umiłowany władco. – Kayl z uprzejmym, zbyt uprzejmym uśmiechem ruszył mu na pomoc. - Czy chciałeś właśnie zapytać, kto podał na stół bandę pieprzących się w najlepsze ślimaków? Przyznaję, że te czerwone, szeroko otwarte szparki wyglądały strasznie perwersyjnie.
- Przecież tto tty… wybierałeś menu… - Yuriko jakoś dziwnie się krztusił jedzoną właśnie kanapką. Jemu nic nie było w stanie obrzydzić kolacji. Cały dzień spędził na negocjacjach z tępym ambasadorem Infernatu. Nie zdążył nawet zjeść porządnego śniadania, nie mówiąc już o obiedzie. – Ależ miały długie pe… - Nie potrafił się powstrzymać od gorszącej uwagi. Cesarz zatkał mu usta ręką.
- Jakbyś nie zauważył tutaj są nadal dzieci!
- Może ktoś to zrobił nieświadomie? – Próbował łagodzić sytuację Amitai. – Kto wie, co siedzi w łebku takiego oślizgłego paskudztwa! – Osobiście nie znosił mięczaków, choć musiał przyznać, że te były całkiem zabawne. Układał je na tacach przy pomocy pęsety, podczas gdy brat dekorował z fantazją tace. Za nic nie wziąłby ich do ręki.
- No właśnie. – Przytaknął mu energicznie głową milczący do tej pory Sevi. – Skąd mógł wiedzieć, że ciepło i pietruszka to dla nich afrodyzjaki. – Oh…! – Złapał się za nieposłuszne usta.
- Zabiję gówniarza!! – ryknął Ashlan i ruszył w kierunku syna. Trafił jednak na żywy mur złożony z jego nieznośnych partnerów. Chłopcy oczywiście skorzystali z okazji, by trzymając się za ręce wybiec do parku. Nie mieli zamiaru narażać się na gniew cesarza. Mieli nadzieję, że do rana uda mu się nieco ochłonąć. Amitai pociągnął brata w kierunku romantycznego zakątka. Na szczęście przygotował sporo przekąsek.
***
   Zamir z ulgą skorzystał z prysznica, zaoferowanego mu przez Dave. Mężczyzna sam mający niewielkie problemy z buntującym się żołądkiem, zachował się naprawdę w porządku, zaoferował mu bez wahania pomoc i schronienie we własnej sypialni. Dał nawet do przebrania swój największy dres, ponieważ w nic innego by się nie zmieścił. Kiedy wojownik skończył ablucje, czekał na niego na łóżku z dwoma butelkami wina w dłoniach. Wyglądały bardzo obiecująco. Poznał piekielnie mocne ,, Sponiewieraj duszę” jak je nazywali jego żołnierze.
- Myślę, że powinniśmy utopić robaka - zaproponował uprzejmie. W ciągu tych lat zdążył polubić Zamira. Mieli wiele wspólnych wspomnień. Ich ,,narzeczeni” dali im strasznie w kość, często nawzajem się wspierali i zwierzali. Poza tym nic tak nie łączy ludzi jak podobne problemy.
- Chciałeś powiedzieć całą beczkę robali… - westchnął Zamir i usiadł obok. – Na bogów… Jeszcze nigdy się tak nie wygłupiłem. Ależ one były ohydne. – Pociągnął solidny łyk z gwinta. Brał udział w wielu potyczkach, a wymiękł przy zwykłych ślimakach. – Ale wstyd…
- Gdybyś ty tego nie zrobił, zrobiłbym to ja.  – Poklepał go po przyjacielsku po plecach Dave. – Szczerze mówiąc niewiele brakowało. – Polubił tego wojownika. Nigdy nie brakowało im tematów do rozmów, poza tym było też na co popatrzyć.
- Powiedz, co my właściwie tutaj robimy? Bliźniacy nie akceptowali nas jako dzieci, teraz mają naście lat i też wcale nie jest lepiej. Minie następne pięć lat i pewnie nic się nie zmieni. – Mężczyzna był coraz bardziej rozżalony, a trunek zaczął lekko szumieć w głowie. W sumie jak się tak dobrze przyjrzeć, to jego kompan wcale nie ustępował Amitaiowi urodą, na dodatek był w stosowniejszym wieku, doświadczony, stateczny i naprawdę lubił jego towarzystwo.
- Mam coraz częściej wrażenie, że marnujemy jedynie czas, a te sheridańskie książątka z nas kpią. – Przysunął się bliżej i położył mu rękę na klatce. Wyczuł jak bijące równo serce nagle przyspieszyło. – Może powinniśmy sobie znaleźć jakieś bardziej podniecające zajęcie? – Spojrzał w ciemniejące oczy mężczyzny.
- Hm… - Ujął go za szpiczasty podbródek i dmuchnął w rozchylone usta. – Myślę, że nawet powinniśmy. – Opadł na poduszki pociągnął go na siebie.
- I pokażesz mi jak się to robi w Infernacie? – Kręcąc biodrami, usadowił się na umięśnionych udach.
- Sądzisz, że zdołasz ujeździć rasowego, infernackiego ogiera? – zapytał podnosząc do góry jedną brew.
- Hm… Mogę spróbować…
***
   Minął kolejny rok, w Sevim coraz bardziej burzyła się krew, wyrastał na bardzo atrakcyjnego młodego mężczyznę. Tymczasem Amitai wydawał się zupełnie niewzruszony jakby tkwił gdzieś w zawieszeniu i te sprawy całkowicie go nie interesowały. Nie reagował na żadne aluzje ani prowokacje ze strony brata. Zupełnie jakby ogłuchł i oślepł. Coraz bardziej uwidaczniało się jego podobieństwo do Ashlana, którego był pupilkiem. Swoim stoickim spokojem doprowadzał do szału żywiołowego brata, który w końcu na własną rękę postanowił spróbować zakazanego owocu jakim był seks. Po cichu upatrzył sobie nawet odpowiedniego kandydata. Pochodził z Infernatu, miał na imię Telan i stanowił typ szlachetnego rycerza. Jego rozwiane wiatrem włosy wydawały się chłopakowi nad wyraz romantyczne, trochę przypominał mu brata, którego często podziwiał w czasie konnej jazdy. Udało mu się też po kryjomu podłączyć do międzynarodowej sieci telesher. Siedział właśnie w swojej sypialni na łóżku nakryty na głowę kocem i oglądał nad wyraz interesującą lekcję ,, Rodzaje pocałunków – seria ćwiczeń praktycznych”.
- Co ty właściwie robisz? – Usłyszał za swoimi plecami głos Amitaia.
- Aaa…! – Chwycił się za serce. – Nigdy więcej tak nie rób. Myślałem, że to cesarz. Miał przyjść z jakąś ważną sprawą. Nie mam pojęcia czym znowu się naraziłem jego świątobliwości.
- Czyżby? – Jasnowłosy drań ostatnio zachowywał się wprost skandalicznie, rzucając zachęcające spojrzenia na lewo i prawo, co w połączeniu ze słodką buzią i zgrabnym tyłkiem, stanowiło dość wybuchową mieszankę i już doprowadziło do kilku pojedynków. - Jest na ciebie zły. Dobrze wiesz dlaczego.
- Marudzisz. – Zbył go Sevi wpatrzony w ekran monitora z rumieńcami na policzkach. – On mu ten jęzor wepchnął chyba do gardła.
- Jakim cudem masz telesher? Ten kanał można oglądać dopiero po osiągnięciu pełnoletniości! – Sięgnął ręką by wyłączyć skandaliczne sceny pocałunków między dwoma chłopakami. Jeszcze tego brakowało by młody nauczył się z tych cholernych filmów nowych sztuczek. Na myśl o rozdawaniu przez niego buziaków między dworzanami krew go natychmiast zalała. Zwłaszcza ten cały Telan robił się ostatnio strasznie śmiały. Ci Infernatczycy nie mieli wstydu. – Dawaj tego pilota mały zboczeńcu!
- Odczep się, poza tym widzę to już z dziesiąty raz i wszystko doskonale pamiętam. – Wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.
- Poskarżę ojcu! – Sięgnął po ostateczną broń zdesperowany Amitai. Tym razem i tak już zły na syna Ashlan na pewno uziemiłby go na dobre.
- Idź tatusiowy cukiereczku. – Sevi beztrosko zeskoczył na ziemię. – Ja w tym czasie przejdę do części praktycznej. Ciekawe czy Telan potrafi tak kręcić z językiem? Hm…? – Przekrzywił głowę w bok i podrapał się po policzku, jakby się nad tym dylematem gorączkowo zastanawiał.
- Nie będzie kurwa żadnych ćwiczeń z tym pieprzonym Infernatczykiem!- warknął groźnie Ami i złapał brata za podbródek. Niebieskie oczy skrzyły się niczym diamenty pełne psotnych iskierek. Ten mały drań robił z nim co chciał, prawie mógł dostrzec złocistą nić, owiniętą wokół jego serdecznego palca. Ściśle oplatała jego serce. Wodził go na niej bez najmniejszego wysiłku.
- O…o… Pierwszy raz słyszę żebyś przeklinał. – Uśmiechnął się przekornie. Uwielbiał kiedy brat stawał się taki stanowczy i tak po męsku go dominował. – Z kimś muszę potrenować, a skoro ty nie chc…. - W tym momencie jego usta zostały stanowczo zatkane przez gorące, twarde wargi. I było tak jak w romantycznych filmach – nogi pod nim zmiękły, w głowie się zakręciło z emocji, a serce tańczyło gorące rytmy. Dostrzegł, że nie tylko on poddał się czarowi pierwszego, wspólnego pocałunku. Amitai stał z zamkniętymi oczami, przytulał go coraz mocniej i wplótł palce w jego włosy by znalazł się jeszcze bliżej.
…………………………………………………………………………………….

KONIEC

8 komentarzy:

  1. Jej! W końcu nowa notka. Ciesze się, że to się tak skończyło. Osobiście wolę tom 1, o losach trójki małżonków, ale ta część też była bardzo dobra. Nic dodać, nic ująć :) O wiele bardziej interesuje mnie "Świeżynka" i historia Lutka, więc wyczekuje jej z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo,moja droga autorko,to było świetne.
    Znalazłam tylko jedną pomyłkę-literówke w imieniu Amitaia.
    Uchyl rąbka tajemnicy i powiedz o czym będzie następne opowiadanie.
    Bo będzie, prawda?
    Pozdrawiam i weny życzę
    Mefisto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty mnie tak za język nie ciągnij, mam rzeczywiście kilka pomysłów, ale czasu na nie brak. Nie mam pojęcia , który z nich wybiorę : ,, Inny świat” – dzienniki yuri, ,,Rivendeil” – fanfick Legolas – Tharanduil – Aragorn, ,,Słowiańscy wikingowie” – komedia, ,,Czy to jest przyjaźń, czy może kochanie?” – obyczajowa komedia. Być może jeszcze coś innego wpadnie mi do głowy, do tych czterech mam plany i rozpiski postaci.
    Teraz jednak kolej na zakończenie rozpoczętych opowiadań, więc nie kuś porządnej autorki, która już sobie przysięgła nie zaczynać kilku opek naraz.:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jupi!!!!!!!Wiesz,że czekam niecierpliwie na następne Twoje utwory!!!!!!!!Poprostu jestem w siódmym niebie!!!!!!!! Będę czekać i cieszyć się z każdego nowego odcinka.!!!!!!!!
    Pozdrawiam Cię (i motywuję do dalszego pisania).
    Mefisto

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeju po przeczytaniu 1 części ryczałam jak głupia kiedy Kayl umarł :') ale kiedy przeczytałam, że oni go ,,ożywią" to płakałam ze szczęścia hahaha (za łatwo daję się podpuścić :') ) .......... opowiadanie ogòlnie jest cudowne i od początku byłam za tym aby to bliźniaki byli razem ❤ i dlatego w pewnych momentach BARDZO się denerwowałam np. Wtedy kiedy okazało się, że Yuriko jest w ciąży jeszcze raz. Myślałam, że skoro Sevi i Amitai będą dorastać jako normalni bracia RAZEM to to uczucie miłości (NIE BRATERSKIEJ) nie zagości w ich sercu, ale nie zawiodłam się ❤❤❤ i mogę Ci teraz szczerze powiedzieć, że jesteś jedną z moich ulubionych autorek bo twoje WSZYSTKIE opowiadania przeczytalam w niecały tydzień biorąc pod uwagę, że chodzę jeszcze do szkoły +jest koniec roku i poprawianie ocen. No cóż zostało mi tylko opowiadanie ,,Małżeństwo z rozsądku" ......niestety :( ech ale wszystko co dobre kiedyś się kończy :( no cóż pozostało mi tylko serdecznie Cię pozdrowić :* ^-^ :D
    ~SAIKO~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie przyczyniłam się do jakiegoś poślizgu na świadectwie.:)) Szybko ci poszło z tym czytaniem, na wakacje nic ci nie zostanie. Zawsze mi przyjemnie jak ktoś się dobrze bawi przy moich opowiadaniach.

      Usuń
  6. Hej,
    przepiękne zakończenie, Amitai i Sev razem odstraszają Dava i Zamira, ażw końcu Ci stwierdzili, że odpuszczą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    niedawno autorko pojawiłam się na Twoich blogach, och czytam tak jakoś trochę tego opowiadania, trochę innego, ale jak na razie to ukończyłam, no cóż trochę od końca, bo w zasadzie to jest druga część, ale jakoś tak to mnie bardziej zainteresowało, tym bardziej, że tutaj najpierw przeczytałam ten rozdział...
    no więc tak historia och wspaniała, wychowywali się osobno, Amitai stał się potężnym wojownikiem, i los zaprowadził go do rodziny, to uczucie jakie się zrodziło miedzy braćmi pięknie, walka z odrzuconymi zakończona sukcesem... Yahiko ponownie w ciąży i ta miłość między braćmi nadal trwała i razem walczyli aby pozbyć się swoich adoratorów...
    idę czytać następne opowiadanie, i mam nadzieję, że pojawi się nowy rozdział na którymś z Twoich opowiadań
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń